Element Talks – jak praca licencjacka
stała się europejską konferencją

Być może słyszałeś już, że fundamentem udanego biznesu jest poznanie grupy docelowej. Że trzeba zbadać potrzeby klientów, zanim zaczniesz działać.

Za chwilę przekonasz się, że tylko ta jedna rzecz – wiedza o twoich odbiorcach – może przynieść ci sukces. Nawet gdy nie masz ani doświadczenia w prowadzeniu firmy, ani pieniędzy na start.

Zaprosiłem do rozmowy dwie niezwykłe osoby. Jedna z nich parę lat temu samodzielnie utkała dywan. Druga potrafi założyć obie nogi za głowę. Wbrew pozorom nie są to finalistki Mam Talent… choć z pewnością są utalentowane.

Poznały się na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Okazało się, że całkiem nieźle się dogadują. Postanowiły zrobić coś wspólnie – tak w 2014 r. narodziła się konferencja Elementarz Projektanta, która w zeszłym roku przeniosła się z Poznania do Warszawy i zmieniła nazwę na Element Talks.

Aby używać odtwarzaczy multimedialnych, musisz wyrazić zgodę na użycie plików cookies usług odtwarzaczy
Ok, zgadzam się

Jak to się stało, że dwie studentki, bez doświadczenia i bez pieniędzy, stworzyły jedno z największych europejskich wydarzeń dla projektantów? Niech same o tym powiedzą. Poznaj organizatorki konferencji Element Talks – Paulinę Kacprzak i Olgę Rafalską.

Linki do osób i firm wymienionych
w tym odcinku podcastu

Prezent dla słuchaczy

ET ikony
Ponad 90 ikon Element Talks (do użytku niekomercyjnego). Dołącz do Klubu MWF i pobierz prezent Chcę to 

Podcast do czytania

Marek Jankowski: Cześć, dziewczyny! Pierwszy raz mam w podcaście dwójkę gości. Co ostatnio czytałyście?

Paulina: Ja czytałam książkę Kevina Mitnicka pt. Sztuka podstępu. Łamałem ludzi nie hasła. To książka o socjotechnice, czyli o przekonywaniu ludzi za pomocą siły perswazji i podstępu do ujawniania tajnych informacji firmowych. Autor działał w ten sposób przez lata, był przestępcą. Po odsiedzeniu wyroku napisał o tym, jak bronić się przed takimi ludźmi i w jaki sposób firmy mogą szkolić pracowników, by zabezpieczyć się przed atakami socjotechników. Możemy przeciwdziałać atakom cyfrowym, lecz zawsze najsłabszym ogniwem w firmie pozostają ludzie.

Czy w książce jest coś praktycznego, co zastosowałaś od razu po przeczytaniu?

Paulina: Nasza firma jest mała, więc nie musimy się tak zabezpieczać, ale gdy myślę o zatrudnianiu nowych pracowników lub przechowywaniu danych, podchodzę do tego ostrożniej.

Olga: My od początku robimy wszystko razem, wzajemne zaufanie jest naszym fundamentem.

Rzeczywiście, wraz ze wzrostem firmy i zatrudnianiem kolejnych pracowników musimy o tym pamiętać. Przy okazji tego tematu polecamy podcast i blog Tajemnica przedsiębiorstwa Roberta Solgi. On nie siedział w więzieniu, przeciwnie – jest prawnikiem i pomaga ludziom z tego rodzaju problemami. Zazwyczaj przedsiębiorcy budują firmę od pomysłu i prą do przodu, nie bardzo przejmując się takimi tematami, jak zabezpieczanie się na wypadek wycieku informacji. Wy jesteście pod tym względem niezwykłe.

Paulina: W zasadzie nie jesteśmy już takie początkujące, bo konferencje Element Talks zaczęłyśmy robić w czasie studiów, więc już ponad trzy lata temu.

Wasza konferencja zaskoczyła wiele osób – nikt się nie spodziewał, że dwie studentki mogą zorganizować wydarzenie na taką skalę. Dzięki Element Talks zaistniałyście w polskim w środowisku projektantów i nie tylko.

Olga: Nas też zaskoczyły zainteresowanie tylu osób z branży kreatywnej i rozrost wydarzenia do takiej skali. Zaczynałyśmy jako studentki – nazywałyśmy się Elementarz Projektanta i był to nasz dyplom licencjacki. Wtedy nie myślałyśmy o zapraszaniu zagranicznych gości ani o przemawianiu do bardziej zaawansowanych, profesjonalnych projektantów, a teraz to robimy.

Musiałyśmy szybko sprostać wyzwaniu i przenieść się do nowego miejsca. Pierwsza edycja konferencji liczyła 500 uczestników, druga – 1500. Obie odbyły się w Poznaniu. Trzecia z nich – zeszłoroczna – odbyła się w Warszawie i liczyła prawie 2000 osób.

Chyba każdy słuchacz z jakimkolwiek doświadczeniem w organizacji wydarzeń doszedł do wniosku, że to, co zrobiłyście, jest niesamowite. Jeśli tworzy się konferencję po raz pierwszy i jest to wydarzenie bez żadnej tradycji, ściągnięcie 100 osób już jest osiągnięciem. Wy za pierwszym razem miałyście 500 uczestników! Jak to się robi? Od czego zaczęłyście? Czy to kwestia niezwykłego pomysłu, grupy docelowej, terminu, a może prelegenta, który przyciągnął tłumy?

Paulina: Miałyśmy ten komfort, że zaczęłyśmy organizować konferencje w czasie studiów. Miałyśmy środki na życie, więc nie traktowałyśmy tego w charakterze pracy, lecz jako zajawkę. Wzięło się to z potrzeby bardziej praktycznej edukacji biznesowej – chciałyśmy zrobić coś ciekawego dla siebie i naszych kolegów ze studiów.

Studiowałyśmy projektowanie graficzne. W pierwszych zleceniach, na stażach i w pracy z klientami bardzo brakowało nam praktycznej wiedzy: na co zwrócić uwagę, jak podpisać umowę, negocjować, budować zespół, przekazać swoje prawa autorskie w sposób korzystny dla nas i naszego partnera itd. Brakowało nam takich informacji w czasie studiów, więc postanowiłyśmy zaprosić ciekawych gości – projektantów, których podziwiamy, specjalistów z branży – żeby opowiedzieli o swoich doświadczeniach. Tak naprawdę jedynym sposobem na zdobycie tej wiedzy jest własne doświadczenie lub zapytanie kogoś innego.

Wyobrażam sobie, że osoby z doświadczeniem są dość zajęte i nie mają czasu jeździć na takie konferencje. Mogą też mieć ustaloną pozycję w branży i żądać za udział w konferencji niemałych pieniędzy. Zrozumiałbym też, gdyby nie chciały angażować się w kompletnie nowe wydarzenie, które może się okazać porażką. Jak wam się udało przeskoczyć te bariery?

Olga: Wydaje mi się, że naszym sukcesem był temat, jaki poruszyłyśmy – wzbudził on zainteresowanie uczestników, bo tej wiedzy prawie nikt nie przekazuje. Tym projektantom też na pewno na początku brakowało podobnych doświadczeń. Nasza branża jest w pewien sposób wyjątkowa – trafiłyśmy na wiele bardzo otwartych osób, które chciały dzielić się własną wiedzą i przekazać ją początkującym.

W jaki sposób uderzałyście do prelegentów, namawiając ich na udział w wydarzeniu, którego wcześniej jeszcze nie było?

Olga: Zaczynałyśmy od wysyłania maila ze szczegółami i ogólną wizją tego, jak całość miałaby wyglądać, a potem się spotykałyśmy. Samo to, że jesteśmy podobne do uczestników konferencji – mamy te same pytania i poszukujemy odpowiedzi na nie – przekonało do nas tych ludzi i skłoniło ich do pomocy.

Paulina: Spotkałyśmy się z ogromną życzliwością nie tylko prelegentów, ale też innych uczestników i osób zaangażowanych w pierwsze wydarzenie. Widać było, że ludzi przekonały nasza idea i entuzjazm – wierzyłyśmy w sens konferencji i naprawdę chciałyśmy ją zrobić.

Czy miałyście wcześniej doświadczenie w organizacji podobnych wydarzeń?

Olga, Paulina: Nie, żadnego.

Konferencja na 500 osób wymaga wynajęcia i przygotowania sali, organizacji wszystkiego, zapewnienia rzeczy logistycznych i opłacenia prelegentów, bo pewnie nie każdy dał się namówić na darmowy występ. Za to wszystko trzeba zapłacić, poświęcić mnóstwo czasu albo mieć ludzi do pomocy…

Paulina: To prawda. Na szczęście mogliśmy liczyć na pomoc ludzi, którzy zobaczyli w tym coś ciekawego i chcieli pomóc nam za darmo lub za bardzo małe pieniądze.

Kim byli ci ludzie?

Paulina: Na przykład osoby pracujące w miejscu konferencji. Początkowo chciałyśmy zorganizować wszystko w murach naszej uczelni, ale gdy się okazało, że zgłosiło się 800 osób, musiałyśmy poszukać czegoś większego. Znalazłyśmy miejsce na 500 osób, była to Concordia Design. Przekonały ich nasze pomysły i zapał, wiec umówiłyśmy się z nimi na naprawdę atrakcyjne warunki finansowe. Znalazłyśmy też sponsorów na wydruki i poczęstunek, wielu znajomych pomagało nam w ramach wolontariatu. My również nic na tym nie zarabiałyśmy, konferencja była za darmo – taki jeden wielki akt dobrej woli wielu ludzi.

Olga: Przede wszystkim warto powiedzieć, że od początku pomagała nam nasza uczelnia – Uniwersytet Artystyczny w Poznaniu. Miałyśmy wsparcie finansowe i merytoryczne ze strony dziekana, wyższych władz oraz naszego promotora. To była bardzo duża pomoc, bez której nic nie poszłoby dalej.

Przy kolejnej edycji panu prezesowi Międzynarodowych Targów Poznańskich bardzo spodobał się nasz pomysł i uznał, że to bardzo ważna idea, dzięki czemu też miałyśmy korzystniejsze warunki. Wtedy faktycznie zaczęły się zbierać różne koszty – mając pustą halę, zrozumiałyśmy, że trzeba ją zapełnić. Logistyka była bardziej skomplikowana, potrzebowałyśmy więcej sponsorów, ale dopiero od zeszłego roku jesteśmy w stanie utrzymać się z konferencji. Przez poprzednie lata działałyśmy non profit.

Wiem, że nie wiąże się to z równomiernym obciążeniem codziennie przez rok, ale ile czasu i pracy wymaga przygotowanie takiej konferencji w przełożeniu na etat?

Paulina: Z roku na rok coraz więcej. Pierwszą edycję zaczęłyśmy organizować w styczniu albo nawet później, a samo wydarzenie odbyło się w kwietniu. W tej chwili pracujemy nad nim przez cały rok.

Olga: Przypuszczam, że po zakończeniu tegorocznej konferencji nie będzie można odpoczywać tak długo jak w zeszłym roku. Mamy plany rozwoju, w zasadzie przez cały czas pracujemy nad różnymi rzeczami. Poprzedni sezon był bardzo intensywny – pracowałyśmy we dwie, przeniosłyśmy się do Warszawy i nastąpiło wiele zmian, m.in. powstała nazwa Element Talks. Mogłyśmy liczyć na pomoc wolontariuszy, ale tak naprawdę w większości wszystkim zajmowałyśmy się my, wzajemnie sprawdzałyśmy sobie ważniejsze maile i konsultowałyśmy różne sprawy.

Przy większej ilości osób nie da się już robić wszystkiego wspólnie. Teraz przy organizacji konferencji odczuwamy komfort wynikający ze świadomości, że ktoś inny zajmuje się jakimiś kwestiami. Uczymy się podziału obowiązków i innych rzeczy, które pozwolą nam pracować bardziej produktywnie.

Studia artystyczne kojarzą się z osobami, które tworzą coś nowego i niekoniecznie mają głowę do Excela, tabelek, rozliczeń i wszystkich innych nudnych rzeczy. Wy z jednej strony macie skończoną uczelnię artystyczną, a z drugiej zajmujecie się tematami, które wymagają zupełnie innego zestawu umiejętności. Jak sobie z tym radzicie?

Paulina: To prawda, większość naszych kolegów i koleżanek projektantów bardzo nie lubi części organizacyjnej – kontaktu z klientem, załatwiania papierów itd. Zupełnie przypadkiem okazało się, że nam sprawia to ogromną przyjemność. To nie jest już tylko projektowanie graficzne, bo w tym kierunku mamy wykształcenie, ale projektowanie wydarzenia, doświadczenia, co jest naszym zdaniem znacznie ciekawsze. Co prawda wymaga to dużo siedzenia przy biurku, organizacji i pisania maili, ale dla mnie jest znacznie ciekawsze, niż gdybym miała przez osiem godzin dziennie siedzieć i projektować.

Olga: Chyba lepiej odnajdujemy się jako organizatorki niż projektantki – przy projektowaniu nie czułam takiej pewności, jaką czuję, organizując wydarzenie. Wiem też na pewno, jak chcę, żeby to wyglądało. Na początku brakowało mi projektowania – teraz robimy to tylko na własne potrzeby, bo nasza identyfikacja wizualna jest przez nas zaprojektowana. Z czasem zauważyłam, że projektowanie jakiegoś doświadczenia, procesu, przez który musi przejść uczestnik, i spięcie tego wszystkiego w całość, to jest coś, co sprawia mi największą radość. Nie jestem fanką czysto logistycznych kwestii, ale są one tylko częścią całości i podoba mi się, jak jesteśmy w stanie wszystko zgrać.

Paulina: Ja świetnie odnalazłam się w promocji. Bardzo lubię rzeczy związane z PR-em, promowaniem wydarzenia i budowaniem wizerunku. Studia pomogły nam zrozumieć ten rynek, byśmy mogły robić to, co robimy. Być może po zarządzaniu byłoby nam łatwiej poruszać się w Excelu, ale nie znałybyśmy tak dobrze uczestników i ich wymagań, więc nie mogłybyśmy układać programu czy tematów wystąpień.

Wasza konferencja z roku na rok jest coraz większa. Skąd czerpiecie wiedzę? Uczycie się tylko na własnych błędach czy kimś się inspirujecie?

Olga: Obserwujemy inne wydarzenia i próbujemy porównać je z naszym, nie mamy jednak wzorca, z którego mogłybyśmy w pełni czerpać. Sytuacja w Polsce jest inna niż w Hiszpanii czy Berlinie – projektowanie jest u nas na etapie rozwoju, sponsorzy wydarzeń tego typu niekoniecznie są zainteresowani inwestowaniem w naszym kraju. Musimy więc kombinować na różne sposoby, żeby zdobywać źródła finansowania.

Bardzo pomogły nam osoby niezwiązane ze środowiskiem projektowym. Rodzice naszych znajomych – przedsiębiorcy – doradzali nam bardziej biznesowo, pokazywali, na co oni zwracają uwagę, pomagali przy tworzeniu prezentacji wysyłanych sponsorom i partnerom. Obserwujemy więc różne światy – biznesowy i projektowy – staramy się czerpać wiedzę z błędów innych osób, ale same też miałyśmy kilka doświadczeń, które nas czegoś nauczyły.

Dotychczas wyglądało to jak pasmo sukcesów. Myślę jednak, że po drodze zdarzyły wam się też trudniejsze chwile – raczej nie było tak, że każdy, do kogo się zwróciłyście, przyjmował was z otwartymi ramionami.

Paulina: Przede wszystkim mierzymy się z brakiem pieniędzy. Tak jak mówiła Olga, wiele firm nie dotuje w Polsce podobnych wydarzeń, więc cały czas musimy nad tym pracować. Jako studentki nie miałyśmy kontaktów biznesowych, musiałyśmy nauczyć się zdobywania sponsorów i docierania do osób, na których nam zależało. Cały czas się uczymy.

Mocno ograniczało nas też to, że działałyśmy tylko we dwie. Teraz zatrudniamy jeszcze dwie osoby – wiele to ułatwiło. Szczególnie trudny był zeszły rok, gdy po raz pierwszy pomyślałyśmy o tym, że potrzebujemy konkretnie zarobić na naszym wydarzeniu. Musiałyśmy zdobyć pieniądze na pensje nasze i naszych pracowników, biuro oraz wszystkie koszty związane z firmą. Było to więc bardzo stresujące.

Olga: Stawianie wszystkiego na jedną kartę jest ryzykowne. Pracujemy przez cały rok na dwudniową konferencję i kilka dni warsztatów.

Paulina: Wymaga to od nas mocnej wiary w nasze działania. Ludzie pracujący w firmach mogą podsumować sobie ostatni miesiąc i na tej podstawie wyciągnąć jakieś wnioski. My możemy to zrobić dopiero po roku.

Organizując konferencję, można uczyć się na błędach tylko raz w roku

Olga: Trudno jest też rezygnować z pomysłów, które wydają nam się super, ale niekoniecznie przynoszą pieniądze. Na początku realizowałyśmy wiele projektów tego typu, ale teraz nie jesteśmy już w stanie tego robić – musimy się uczyć bardziej biznesowego myślenia.

Paulina: Dużym wyzwaniem dla nas było też podnoszenie cen biletów na konferencję. Na początku wstęp był darmowy, później kosztował 30 zł, następnie 120 zł. Bilety Early Birds były za 219 zł, teraz kosztują 279 zł. Podwyższamy ceny, bo chcemy rozwijać naszą firmę, staramy się, by konferencja z roku na rok była coraz lepsza, i mierzymy się z przekonaniem ludzi do zapłacenia nam za to. Wstęp na podobne wydarzenia za granicą kosztuje cztery razy więcej, ale wiemy, że nie możemy sobie na to pozwolić, bo nie przyjdzie tylu ludzi.

Olga: Ta skala też jest dla nas utrudnieniem. Bilety nadal nie kosztują wiele, bo chciałyśmy, by wydarzenie było dostępne dla ludzi. W związku z tym musiało być większe, co pociągnęło za sobą znacznie wyższe koszty. Trudno jest wynająć fajne miejsce na prawie 2000 osób, które byłoby już przygotowane. Stylistycznie bardzo odpowiadają nam przestrzenie postindustrialne, dlatego w tym roku konferencja odbędzie się w Soho Factory w Warszawie. My dostajemy puste przestrzenie i musimy je wypełnić ludźmi, infrastrukturą, zapewnić wszystko.

Paulina: Musimy zadbać dodatkowo nawet o ogrzewanie.

Olga: Nasuwają nam się pytania, czy w przyszłości troszkę tego nie zmniejszyć, żeby nie tracić tak wiele czasu na kwestie, których i tak nikt nie zauważa. Bo jeśli będzie zimno, ludzie to zauważą. Jeśli nie będzie – nikt o tym nie pomyśli [śmiech].

Paulina: Mamy też konkretne preferencje w kwestii miejsca. Podejrzewam, że dałoby się znaleźć normalnie wyglądającą salę na 2000 osób, ale my chcemy zorganizować wydarzenie w ciekawszym, postindustrialnym wnętrzu. Nasi odbiorcy są bardzo wymagający, więc musimy dbać o kwestie estetyczne. Nie ma u nas też żadnych banerów i innych typowych reklam w trakcie konferencji. To też rodzi pewne wyzwania.

Jak to jest rozwiązane od strony formalnej? Macie spółkę?

Paulina: Jednoosobową działalność gospodarczą.

Częstym problemem jest praca ze wspólnikami – ludzie mają wspólną wizję, zaczynają ją razem realizować, ale kiedy przychodzi do czynów, to trochę się to rozjeżdża. Partnerzy mogą mieć różne wymagania, priorytety lub nierówno dzielić się obowiązkami. Jak to wygląda z waszego punktu widzenia? Co zrobić, żeby współpraca działała sprawnie?

Paulina: Miałyśmy ten komfort, że zaczęłyśmy współpracować w czasie studiów, więc mogłyśmy się dotrzeć bez większego ryzyka budżetowego. Na początku wszystko odbywało się zupełnie na luzie – przypadkiem okazało się, że świetnie nam się razem działa, więc postanowiłyśmy nie przestawać. Już od początku dosłownie wszystko robiłyśmy razem – każdy mail, każde zadanie, wszystko ze sobą konsultowałyśmy. Teraz lepiej to rozdzielamy i robimy cotygodniowe spotkania podsumowujące postępy każdej z nas.

Olga: Podział obowiązków jest ważny. Cały czas jeszcze się tego uczymy, ale trzeba dostrzec, kto się na czym zna i z czym radzi sobie lepiej. U nas zadania rozdzieliły się w miarę naturalnie.

Podział obowiązków w spółce powinien uwzględniać mocne strony partnerów

Która z was za co odpowiada?

Olga: Mamy wypisaną całą listę. Paulina odpowiada za PR, kontakt z mediami, wspólnie z Agatą, która z nami pracuje, ogarniają też sprzedaż biletów. Ja zajmuję się głównie sponsorami, partnerami, wolontariuszami, warsztatami, networkingiem, stoiskami czy gadżetami. Grafiką nadal się dzielimy.

Paulina: Razem układamy program, bo trudno to rozdzielić. Obie kontaktujemy się też z prelegentami, choć każda z nas ma przydzielonych własnych. Ja odpowiadam jeszcze za produkcje wideo związane z konferencją, budżet, kwestie finansowo-księgowe, stronę internetową…

Widzę, że zerkacie do notatek. Czyli macie to naprawdę dobrze rozplanowane!

Olga, Paulina: Tak!

Olga: Na ścianie mamy przyklejoną informację, kto się czym zajmuje. Obowiązkami dzielimy się jeszcze z Olą, która również pracuje z nami na co dzień. Muszę przyznać, że na początku trudne dla nas było pozostawienie niektórych kwestii. Czasem brakuje nam pracy nad niektórymi rzeczami i trochę zazdrościmy sobie wzajemnie, że ta druga się czymś zajęła. Nie da się jednak cały czas robić wszystkiego wspólnie.

Paulina: Myślenie o wszystkim też było ogromnym obciążeniem psychicznym. Jeśli możemy coś sobie odpuścić, sprawia nam to dużą ulgę. Musiałyśmy dojść do podzielenia się zadaniami, mimo że trochę nam ich może brakować.

W jaki sposób uczycie się na własnych błędach? Czy wyciągacie wnioski z poprzednich edycji, żeby poprawić to, co będziecie robić w przyszłości?

Paulina: Dużo ze sobą rozmawiamy i wiele rzeczy na bieżąco korygujemy lub wymyślamy. Co roku po konferencji wysyłamy też w newsletterze ankietę, na którą naprawdę wiele osób odpowiada. Pytamy w niej uczestników o kwestie techniczne: co można poprawić, co im się podobało, którzy prelegenci byli najciekawsi, a którzy najmniej ciekawi, o jakich tematach chcieliby posłuchać… Jesteśmy cały czas w kontakcie z ludźmi, podczas tworzenia programu zawsze robimy burze mózgów, do których zapraszamy naszych znajomych projektantów.

Olga: Cały czas się uczymy. Dopiero teraz, gdy zaczęłyśmy pracować na co dzień z dodatkowymi osobami, widzimy, ile wysiłku wymagają jeszcze niektóre rzeczy. Ostatnio nasza pracownica – Ola – zrobiła świetne podsumowanie ostatnich sześciu miesięcy współpracy. W fantastyczny sposób ukazała swoje spojrzenie z zewnątrz na nasze wewnętrzne działania przy konferencji – co jej się podoba, a co chciałaby poprawić. My dwie już świetnie się znamy i każda potrafi przewidzieć myśli drugiej, dlatego takie spojrzenie z zewnątrz było czymś nowym i fajnym.

Spojrzenie z zewnątrz na pracę w firmie może pokazać, co wymaga poprawy

Paulina: Mam plan, żeby po tej edycji konferencji nauczyć się Excela – bardzo mi się on przyda przy budżetowaniu i podobnych rzeczach. W tym roku przyswoiłam sobie trochę HTML-a i CSS, ponieważ jestem odpowiedzialna za stronę internetową i chciałam lepiej rozumieć się z naszym programistą, pewne rzeczy zrobić sama – to też w jakiś sposób pomogło.

Czy miałyście propozycje od kogoś, kto zauważył to wydarzenie i chciał je np. kupić? A może spotkałyście się z próbą wrogiego przejęcia?

Olga: Wrogiego nie, ale spotkałyśmy się z zainteresowaniem jednego z większych wydarzeń. Organizatorzy chcą nas zaprosić do poprowadzenia u nich sceny kreatywnej.

Paulina: Raczej są to propozycje współpracy niż przejmowania.

Olga: Ale jesteśmy otwarte na takie rzeczy.

Paulina: Myślimy też o stworzeniu mniejszych wydarzeń w różnych miejscach Polski na zasadzie franczyzy.

Olga: Na trochę inne tematy – odmienne dziedziny designu.

Paulina: My zajmujemy się teraz głównie projektowaniem graficznym, brandingiem, UX-em oraz takimi ogólnymi kwestiami. Chciałybyśmy jednak, żeby wydarzenia w mniejszych miastach nakierowane były bardzo specyficznie na np. projektowanie wnętrz, architekturę, modę czy produkt.

Olga: Prowadzimy już rozmowy i myślę, że niedługo będzie można coś powiedzieć.

W planach, poza rozwojem konferencji, macie też tegoroczną edycję. Powiedzcie o niej coś więcej – jakie będą najjaśniejsze punkty w tym roku?

Olga: Gościmy coraz więcej prelegentów z zagranicy. Bardzo się wszystkim chwalimy zaproszeniem Mike’a Monteiro, prelegenta z San Francisco będącego bestią na scenie. Jest bezkompromisowy i może zainteresować nie tylko projektantów. Jego charyzma i poglądy są super, porywa ludzi.

Mamy też bardzo fajną prelegentkę z Nowego Jorku z polskimi korzeniami, Letę Sobierajski, która będzie mówiła o wypaleniu zawodowym. Staramy się ukazać backstage pracy projektanta – nie zależy nam, żeby ktoś do nas przyjeżdżał, mówił, jak jest cudownie, i pokazywał końcowy produkt swojej pracy. Chcemy, żeby ludzie opowiedzieli, jak do czegoś dochodzą, przedstawili te trudniejsze strony pracy projektanta.

Paulina: O wycenie własnej pracy i negocjacjach opowiedzą dwaj świetni prelegenci z Izraela, którzy na co dzień zajmują się pomocą freelancerom. Będzie też znany na pewno wszystkim twoim słuchaczom Michał Sadowski, który opowie o tym, jak branża kreatywna może wykorzystać narzędzia analityczne dostępne w sieci do lepszego zdobywania klientów i ich utrzymywania. Mamy wrażenie, że nasza branża trochę boi się tabelek i liczb, więc chcemy trochę ją z tym oswoić.

Olga: Nie wdając się już w szczegóły, będą również m.in. Erik Kessels z Holandii czy Adrian Shaughnessy z Wielkiej Brytanii.

Paulina: Adrian napisał świetną książkę, którą powinien przeczytać każdy projektant. Nazywa się Jak zostać dizajnerem i nie stracić duszy. Jest dla każdego, kto zaczyna jakąkolwiek pracę, nie tylko projektanta. Dotyczy przygotowania się do rozmowy kwalifikacyjnej i ogólnie do życia zawodowego.

Dzięki za rekomendację książki. Wiem, że przygotowałyście dla słuchaczy Małej Wielkiej Firmy coś jeszcze. Co to takiego?

Paulina: Przygotowałyśmy zestaw ikon zaprojektowany przez nas do identyfikacji wizualnej. Jest ich kilkadziesiąt, mogą być używane na licencji otwartej.

Super, bardzo wam dziękuję za fajną rozmowę, wiedzę i prezent. Strasznie żałuję, że nie mogę być na konferencji. Może w przyszłym roku się uda, bo z udziału w Element Talks mogą skorzystać nie tylko designerzy, ale też przedsiębiorcy mający do czynienia z tworzeniem treści.

Paulina: Tak, wśród naszych uczestników jest wielu managerów i przedsiębiorców, tak że zapraszamy.

Dziękuję wam bardzo.

Olga, Paulina: Dziękujemy za zaproszenie!

Na stronie zostały wykorzystane linki afiliacyjne. Jeżeli wejdziesz przez nie na stronę sprzedawcy i dokonasz zakupu, sprzedawca podzieli się ze mną częścią swojej marży (nie wpływa to na twoją cenę). Wymieniam wyłącznie te produkty i usługi, z których rzeczywiście korzystam i jestem z nich zadowolony.

Przeskocz do: