Marketing automation w małej firmie – od czego zacząć,
żeby skuteczniej pozyskiwać klientów
Oglądałeś kreskówkę Jetsonowie? Powstała prawie 60 lat temu i pokazywała przygody rodziny z przyszłości.
Ta przyszłość coraz bardziej staje się teraźniejszością. W bajce był robot-gosposia Rosie, a w niejednym domu jest już robot-odkurzacz Roomba.
W marketingu też coraz więcej rzeczy można robić automatycznie.
Niektóre narzędzia do marketing automation są tak skomplikowane i drogie, że mogą sobie na nie pozwolić tylko wielkie firmy. Ale są też dużo prostsze i tańsze rozwiązania, które mogą cię zainteresować.
Od czego zacząć automatyzację marketingu w małej firmie? Posłuchaj rozmowy z konsultantką e‑commerce Agatą Chmielewską.
Prezent dla słuchaczy
Polecana książka
Podcast w wersji wideo
Tych odcinków też warto posłuchać
- MWF 189: 12 zadań, które automatyzuję w firmie
- MWF 263: Firma bez pracowników
- MWF 167: Bezpłatne narzędzia marketingowe
- MWF 254: Online marketing
- MWF 183: 20 technik pozyskiwania klientów
- Autoresponder MailerLite
Podcast do czytania
Marek Jankowski: Co ostatnio czytałaś?
Agata Chmielewska: Wiesz co, ja mam taką tendencję (nie wiem, czy to jest dobre, czy złe), że zwykle czytam kilka książek naraz. Później mogę je sobie zmieniać – coś lekkiego, coś zawodowego. W zeszłym tygodniu przeczytałam dwie książki. Chciałabym o nich powiedzieć dlatego, że obie są super. Jedna opowiada o użyteczności stron internetowych – Nie każ mi myśleć Steve’a Kruga.
Nie czytałem, ale tytuł kojarzę.
Kiedy to się czyta, to ma się wrażenie: „Ja to wszystko wiem, to jest takie banalne”. Ale tak naprawdę gdybym ja to przeczytała kilka lat temu, to moje życie byłoby o wiele prostsze. Nie musiałabym uczyć się tego na własnych błędach albo gdzieś doczytywać, a poza tym są tam takie mądre rzeczy i porady, na które faktycznie warto zwrócić uwagę. Można to przeczytać nawet przed snem.
Z tym „Ja już to wiem” to zawsze jest pułapka. „Ja już to wiem, daj mi coś nowego”, a tak naprawdę co z tego, że wiem, jeśli nie robię tego na co dzień? Warto więc o tym pamiętać.
Dokładnie! Kiedy tworzymy stronę internetową, to zazwyczaj testujemy ją ze względu na duży współczynnik odrzuceń lub małą konwersję. Tutaj zaś doradzane jest, żeby faktycznie tę stronę testować jeszcze przed rozpoczęciem prac wdrożeniowych, w trakcie tworzenia jej przez programistów. Była nawet taka przydatna sugestia, iż jeżeli chcemy wdrożyć jakąś funkcjonalność na stronę (na przykład kalendarz online wizyt w salonie kosmetycznym), to powinniśmy dać znajomym lub potencjalnym klientom do przetestowania stronę konkurencji, która już ma to wdrożone. Dzięki temu wiemy, jak nasi klienci będą do tego podchodzili. Warto znaleźć funkcjonalności, które już istnieją, żeby je przetestować i zobaczyć, jak będą sprawdzać się u nas.
To bardzo sprytne. A ta druga książka?
Druga książka to Emigracja, ona chyba niedawno wyszła. Napisał ją jakiś tajemniczy autor, nazywa się Malcolm XD. Zasłynął w internecie z opowiadania (ja go nie czytałam) o ojcu wędkarzu. Tam jest język dość odważny, jest trochę przekleństw, ale jest też zabawny, lekki, naprawdę można się pośmiać. To jest o tym, jak żyje się w małym polskim miasteczku, które słynie z niczego (albo tylko ze zbiorów agrestu). Mówi też, jak wygląda emigracja, gdy z dnia na dzień postanawiasz wyruszyć – i to przed studiami. I co czeka cię na przykład w Londynie? Jakie są przed tobą przygody? Ty nie mieszkasz w Polsce, więc na pewno tak nie miałeś (jak podejrzewam). W recenzjach ludzie narzekają tylko na zakończenie. Kończy się nie wiadomo jak. Język jest dość specyficzny, ale książka jest naprawdę lekka i przyjemna.
Dzięki za te rekomendacje. Chciałem z tobą dzisiaj porozmawiać o automatyzacji marketingu – marketing automation (tego określenia też bardzo często używa się w Polsce). Zastanawiam się jednak, czy powinienem. Małej Wielkiej Firmy zazwyczaj słuchają tacy przedsiębiorcy, którzy albo są sami w swojej firmie, albo prowadzą działalność zatrudniającą kilka osób. Zdarzają się też więksi, ale zdecydowanie najwięcej jest tych mikrofirm. Powiedz mi, czy w ogóle rozmawianie o automatyzacji marketingu w tak małej firmie ma sens? A może to bardziej strzelanie z armaty do wróbla?
Ale zobacz: czym jest automatyzacja marketingu? To jest automatyzacja czegoś, co robimy. Zakładam, że te małe firmy też w jakiś sposób prowadzą działanie promocyjne. Niech to będzie nawet newsletter albo muszą prowadzić jakieś działania promocyjne, jeśli mają jakiś mały sklep internetowy. W takiej małej, mikro-, nanofirmie może to być nawet jakiś cykl wiadomości po zapisie do newslettera. To wcale nie musi być rozbudowane ani zależeć od tego, co robi użytkownik. Jeżeli mamy podcast, może wypuszczamy jakieś wideo albo uda nam się jakiś superwpis na blogu i warto, aby każdy z potencjalnych klientów go przeczytał, to zwyczajnie ustawiamy taką automatyzację, aby wiadomości wysyłały się co jakiś czas. Już nie musimy o tym pamiętać.
Marketing automation odejmuje nam obowiązków i daje możliwość optymalizacji różnych działań.
Właśnie uświadomiłaś mi, że tak naprawdę można myśleć o automatyzacji w dwóch wymiarach. Jeden jest taki, że automatyzuję po to, aby niewielkimi zasobami dotrzeć do ogromnych rzesz i na przykład posegmentować sobie tę publiczność i tak dalej (to raczej w dużej firmie, gdzie mam kogo segmentować). Natomiast w małej firmie czy w mikrofirmie to będzie bardziej: automatyzuję po to, żeby uwolnić nieco swojego czasu i nie spędzać go na czynnościach, które może za mnie wykonać maszyna. Ustawię to raz – okej, usiądę, poświęcę parę godzin – ale potem przyjdzie drugi, trzeci, siódmy, dwunasty klient i ja już w ogóle się tym nie zajmuję. Zrobi to za mnie komputer.
Tak, dokładnie. I na tym to polega.
Powiedz mi, w jakich rodzajach działalności automatyzowanie marketingu ma największy sens? Wiem, że ty mocno siedzisz w e-commerce i to wydaje się bardzo wdzięczną dziedziną dla automatyzacji. Mamy ludzi, oni wchodzą na naszą stronę, badają różne produkty, czasem kupią, a czasem nie, włożą do koszyka, nie zapłacą – wiesz, różne takie historie. Natomiast poza e‑commerce, poza handlem internetowym – zastanawiam się, jak automatyzować marketing w B2B, w branży szkoleniowej, gdzieś, gdzie z natury rzeczy wydaje się, że to jest zawsze kontakt pojedynczego człowieka z pojedynczym człowiekiem. Mój handlowiec dzwoni do jakiejś firmy i tam nie ma wielkiego pola do automatyzacji.
Znowu zacznę od pytania. Czym jest e‑commerce? E‑commerce jest handlem internetowym. A kiedyś kolega powiedział mi bardzo mądrą rzecz: „Wszyscy jesteśmy sprzedawcami”. W związku z tym branża szkoleniowa też jest sprzedażą. Sprzedajesz szkolenia, masz swoją stronę internetową. Tę stronę porzucają klienci, zwykle mają jakieś artykuły, więc też można podsyłać im linki do jakichś artykułów – to taki onboarding, o którym mówiłam na początku. Jeśli zapisują się na szkolenie, to możemy zastosować cykl maili po szkoleniu albo wysłać propozycje innych szkoleń. Jeżeli mamy już bardziej zaawansowane narzędzie, to wyświetlamy podobne do tych, które już przeglądał. W e-commerce, w sklepie internetowym mamy porzucony koszyk, a porzucony formularz? To jest to samo, to też jest porzucona sprzedaż.
Marketing automation często wykorzystuje się w B2B do tak zwanego generowania leadów. Do tego przydają się już bardziej zaawansowane narzędzia. Kiedy pozyskamy adres mailowy (czyli ten lead), to później podgrzewamy go, wysyłając jakieś artykuły, próbując zdobyć jeszcze numer telefonu, żeby handlowiec mógł zadzwonić. To też jak najbardziej możemy zautomatyzować. Po co ma to robić sprzedawca albo marketingowiec, jeżeli można po prostu monitorować tylko te efekty?
To też nie jest tak, że wprowadzamy marketing automation i jadę odpoczywać na Wyspy Kanaryjskie. Moi klienci często myślą w ten sposób: „A, spoko, marketing automation wdrożę, zainwestuję i już nic nie robię”. Otóż nie, to dalej jest jakaś maszyna, ale potrzeba do tego człowieka. Coś może pójść nie tak, coś może się nie sprawdzać, coś może powodować, że klienci będą odchodzić, możemy przesadzić z ilością komunikatów. Wobec tego jak najbardziej jest co robić, ale część zadań możemy oddelegować systemowi.
W takim razie przejdźmy do konkretów. Jakie narzędzia polecałabyś w pierwszej kolejności mikrofirmom, małym firmom? Co te narzędzia robią?
W całym tym marketing automation jest jeden ogromny problem. Ten „problem” jest bardzo korzystny dla małych firm, bo mamy do wyboru zarówno narzędzia tanie, jak i bardzo drogie – drogie do tego stopnia, że takie podstawowej funkcjonalności zaczynają się od tysiąca euro. W Polsce to jest dużo, naprawdę bardzo dużo. Nawet takie średnie firmy (może duże już nie) też nie mogą sobie na to pozwolić, bo jednak jest ta bariera do przeskoczenia.
Od czego zacząć? Od jakich narzędzi? Właśnie od narzędzi najprostszych, działających na poziomie tylko – załóżmy – mailingu, jeszcze nie strony. Bo na czym polega marketing automation? Mamy jakieś zdarzenie, użytkownik coś zrobił, dodatkowo spełniony został jakiś warunek. Czyli wszedł na tę stronę, jest na niej przez X czasu i dzieje się jakaś akcja. Na poziomie maila te akcje (te warunki, te zdarzenia) są tylko takie, że otworzył wiadomość, kliknął, nie otworzył, jak długo nie otwierał – i te narzędzia są jak najbardziej dostępne dla każdego. Najlepiej od takiego właśnie narzędzia zacząć, zwłaszcza jeśli nie mamy doświadczenia. Mało wydamy, będziemy się uczyć, a i tak rzeczy, które będziemy wdrażać w dużym narzędziu, możemy wdrożyć i tutaj. Później przeniesienie tego to już sama przyjemność, bo po prostu przenosimy to, co tu zrobiliśmy. W dużym narzędziu (tym droższym) uczymy się już nowych funkcjonalności.
Polecałabym więc zaczynać od najtańszych narzędzi. Najczęściej spotykam się z wykorzystywaniem Mailchimp. Wszystko zależy od wielkości bazy, ponieważ te systemy są wyceniane na podstawie funkcjonalności oraz tego, jaką masz bazę.
Wiemy więc, że na początek dobrym rozwiązaniem dla najmniejszych i małych firm są systemy związane z e-mailem, z mail marketingiem i wysyłaniem wiadomości w odpowiednim momencie po powiązaniu tego ze stroną.
To się nazywa e‑mail marketing automation, takie ładne połączenie.
Bardzo ładnie i po staropolsku. [śmiech] Czy poza tą grupą związaną właśnie z mailem jest jeszcze coś takiego, co w drugiej kolejności poleciłabyś małym firmom?
Już właśnie działania na stronie, czyli: był X czasu na stronie, przeglądał takie i takie artykuły, takie i takie produkty. Jeżeli jest sklep internetowy – tagowanie. Niektórzy też polecają scoring, czyli nadawanie punktów za określone akcje, ale to już jest bardziej zaawansowane. Tak naprawdę jeden użytkownik może zebrać punkty za to, że codziennie wchodzi na stronę, a inny dlatego, że zapisał się do jakiegoś programu lojalnościowego albo coś kupił. Tym samym te punkty są bardzo mylne i trzeba dodawać dodatkowe warunki. Ale można też wprowadzić jakieś okienka czatów. Kiedy wchodzisz na jakąś stronę (na przykład Kontakt), to wyświetla ci się wtedy okienko czatu, żeby użytkownik mógł się łatwo skontaktować. Nie należy jednak stosować tego na każdej stronie, aby nie irytować tymi wszędzie wyskakującymi okienkami. Jedna strona wystarczy. Albo jakieś pop-upy, które są denerwujące, ale niestety działają. Zbierzemy dzięki nim więcej adresów mailowych niż bez nich.
Coś za coś. Poruszyłaś bardzo istotny wątek, mianowicie cała ta komunikacja (jak ją sobie zaczniemy ustawiać, automatyzować i tak dalej) to z mojego punktu widzenia świetna sprawa. Ustawiłem, wszystko klika, wyświetla się, wysyła i tak dalej, jest w ogóle super i wszystko robi się samo (może nie wszystko, ale trochę). Niemniej z punktu widzenia użytkownika to może być mega wkurzające.
Tak.
Nie mówię tylko o tym, że ja przesadzam z tą komunikacją, ale czasami czegoś po prostu nie dopatrzę i ta sama osoba będzie dostawać maile bardzo często albo pop-upy będą ją atakować z każdego konta – jeden, drugi, piąty i w ogóle. Jak szukać dobrego środka? Jak pogodzić jedno z drugim: komfort użytkownika z tym, żeby moje cele biznesowe były osiągnięte?
Właśnie dlatego zawsze powtarzam, że to wcale nie jest tak, iż nie robimy nic. To trzeba cały czas analizować i patrzeć, czy za dużo osób nie wypisuje się z newslettera (bo być może dostaje za dużo wiadomości). A może nagle współczynnik odrzuceń (czyli porzucenia tej strony) wzrósł? Jest taki sklep, który lubiłam, ale kiedy wchodzi się na jego stronę, to wyskakuje jedno okienko, potem drugie, puka do mnie powiadomienie push, a po kilku sekundach na środku wyskakuje zapis do newslettera. I to jest przesada.
Automatyzację marketingu trzeba nieustannie monitorować, sprawdzać współczynnik odrzuceń i w razie potrzeby wprowadzać zmiany.
Rozpiętość (nawet cenowa) tych różnych narzędzi jest spora. Zastanawiam się więc, czym kierować się poza ceną (która jest oczywiście bardzo ważnym elementem oferty) przy wyborze narzędzia do automatyzacji marketingu. Z tego co wiem, one nie są konkretnie skrojone to pod branżę szkoleniową, to pod branżę beauty, a to pod jeszcze inną.**
Tak, raczej są robione w myśl: wszystko dla wszystkich, dlatego mają tyle opcji – nie po to, żeby ze wszystkich korzystać, tylko faktycznie, aby każdy znalazł coś dla siebie. Jeśli zupełnie nie mamy doświadczenia z marketing automation, to najlepszym rozwiązaniem będzie poczytanie takich prostych, podstawowych artykułów. W Polsce jest ich dużo w internecie. Tam zazwyczaj będzie poruszony temat porzuconego koszyka, kampanii odzyskujących klientów, nieaktywnych subskrybentów.
Warto też kogoś popytać. Nie mówię, żeby od razu iść do jakiegoś eksperta i mu za to płacić, ale są grupy na Facebooku. Być może mamy jakieś zaprzyjaźnione firmy, które już korzystają z tych narzędzi. Wtedy też warto zapytać, co wdrożyć na początku. Najlepiej po prostu poczytać, popytać i zobaczyć, co my już robimy, co możemy w pierwszej kolejności jakoś zautomatyzować albo zwiększyć konwersję, zmniejszyć porzucenia strony – i też co chcielibyśmy zrobić, na czym nam zależy.
Gdzie zwykle są te takie najbardziej newralgiczne obszary (czyli takie, w których z jednej strony można dzięki automatyzacji dużo poprawić, a z drugiej strony to jest obszar istotny z punktu widzenia firmy)?
Pierwsza rzecz to, oczywiście, porzucony koszyk. Często sklepy same to sobie robią. On często jest nabijany sztucznie, bo trudno jest znaleźć koszty dostawy i klient, który chce je sprawdzić, musi wrzucić coś do koszyka, przejść ileś kroków i porzucić go (jeżeli nie chce kupić, bo koszty okazały się za wysokie). Ponadto ludzie nauczyli się porzucać koszyk dlatego, że dużo firm w pierwszym lub drugim mailu daje kod rabatowy. Ja tego odradzam, bo ludzie szybko się przyzwyczajają. Kiedy ja kupuję większość rzeczy przez internet, to wiem z góry, jakie sklepy wyślą mi ten kod, a jakie nie.
Druga rzecz to jest coś takiego jak dbanie o higienę bazy mailingowej. Zbieramy adresy i bardzo często ludzie zapisują się, bo chcą dostać coś za darmo: jakiś raport, e‑book, cokolwiek. Później nie otwierają tych wiadomości. Jeżeli mamy małą bazę z dużym procentem osób, które nie otwierają naszych newsletterów, to dla takiego systemu (na przykład Gmaila) coś jest nie tak: „Zaraz, chyba ten nadawca wysyła nieciekawe wiadomości, więc może wrzucajmy je od razu do folderu Spam albo Inne, do których ludzie rzadko zaglądają”.
Aby więc dbać o to IT wysyłkowe, warto odsiewać nieaktywnych subskrybentów i wysyłać do nich rzadziej, może coś innego. To też możemy zautomatyzować. Nie trzeba tego robić ręcznie i co kilka miesięcy sprawdzać, które adresy są nieaktywne, a potem przekładać je do innej przegródki w naszym systemie. Ale załóżmy: ktoś nie jest aktywny (jeżeli 2 razy w miesiącu wysyłamy newsletter), a przez 6-8 miesięcy nie otwiera naszych newsletterów, to dajmy mu tag „nieaktywny” albo „mało aktywny” i do niego wysyłajmy rzadziej. Spróbujmy z inną treścią albo co jakiś czas wysyłajmy do tych nieaktywnych ankietę, oddzielajmy ich. Taką rzecz też warto zautomatyzować.
Są osoby, które często odwiedzają naszą stronę. Posłużmy się twoim przykładem: sprzedajesz kurs, masz tydzień albo 2 tygodnie jako okres sprzedaży. W tym czasie jakiś kontakt (który masz w bazie, bo kiedyś się zapisał) jest zainteresowany, 3 lub 4 razy był na stronie. To znaczy, że myśli o tym. Ale dlaczego nie kupił? Być może coś poszło nie tak, może twój formularz nie działa, więc sprawdź go na różnych przeglądarkach. Po drugie, może on czegoś nie wie. Podeślij mu więcej informacji, w tym bardziej zaawansowanych. Może zaproponuj takim osobom jakieś artykuły o kursie. Dzięki temu nie męczymy wszystkich, którzy się zapisali, a tylko dostarczamy informacji osobom, które potrzebują się upewnić.
To rzeczywiście przydatna wskazówka. Takie dane można wyciągnąć z systemu. Jeśli jest spięty ze stroną, to można to zobaczyć. Jeżeli chodzi o tych nieaktywnych to polecam odcinek numer 210 o odnawianiu kontaktu z klientem. Tam było sporo porad na temat tego, jak takiego uśpionego klienta obudzić. Była mowa bezpośrednio o klientach, natomiast to dotyczy też ludzi w bazie mailingowej. W tym odcinku był prezent: 10 przykładowych maili reaktywacyjnych (wziętych z różnych firm, takich prawdziwych przykładów odnośnie tego, jak firmy dobrze to robią). Zapraszam do tego odcinka, jeśli ktoś ma ten problem.
Zachęcam uczyć się właśnie na różnych przykładach. Zdecydowanie warto uczyć się samemu i testować, więc przykłady są najlepsze.
Dobra, czyli mamy porzucone koszyki, nieaktywnych subskrybentów oraz subskrybentów hiperaktywnych – ich też możemy w jakiś sposób stymulować. Mamy więc 3 obszary. Czy coś jeszcze chodzi ci po głowie?
Tylko zaznaczę: porzucone koszyki i porzucone formularze, jeśli nie mamy porzuconego koszyka. Ale to też onboarding, o którym powiedziałam, czyli na przykład Evernote – narzędzie do notatek, do jakichś zadań, ten kombajn, który wiele osób zna i z którego korzysta. Po założeniu przez nas konta wysyłają nam cykl porad odnośnie tego, co można zrobić. Nie zarzucają użytkownika ogromną instrukcją obsługi, której nikt nie czyta, tylko co jakiś czas dostarczają jakąś przydatną informację: że jest taka opcja jak nożyczki do Evernote’a, że możesz zrobić tak i tak w tym systemie. Też na tej podstawie możemy wyciągnąć różne wnioski, patrząc, co robią użytkownicy. Jeżeli ktoś tego nie otwiera, to może faktycznie nie jest zainteresowany, założył konto, bo coś tam – nie wysyłajmy mu nic.
Albo na przykład bank zdjęć Depositphotos – oni robią tak, że mają ten onboarding i automatyzację, wysyłają najpierw krótkie samouczki i w międzyczasie wdrażają maile sprzedażowe. Ale tych maili sprzedażowych (czyli „Kup to, wyższy pakiet albo w ogóle wyższy abonament”) można nie wysyłać do tych osób, które już kupiły – bo po co? Tym samym też taką automatyzację można jak najbardziej wprowadzić.
Zawsze spotykamy się z pewnym oporem w przypadku nowych narzędzi. Nie mówię już o doborze pracowników, bo to jest inna historia. Nawet jeśli sam dla siebie mam wdrożyć jakieś nowe narzędzie, to muszę je najpierw wyszukać, zainstalować, nauczyć się go, skonfigurować wszystko i tak dalej. To jest ten problem: zaoszczędzę 10 minut każdego dnia, ale dzisiaj muszę usiąść na 3 godziny i wszystko ustawić. Czy znasz jakieś sposoby, które sprawiają, że ta potrzebna na początku inwestycja czasowa i umysłowa (bo trzeba to wszystko przeanalizować) jest mniej bolesna? Czy dzięki czemuś może być łatwiejsza i wdrożenie przebiega łagodniej?
Na pewno warto też zwracać uwagę, wybierając już narzędzia (na przykład mamy stronę, sklep na WordPressie), czy to narzędzie ma wtyczkę do integracji, dzięki której wystarczy jedno kliknięcie i gotowe? Wówczas najbardziej związana z IT rzecz już nam odchodzi. Tym samym zaoszczędzamy pieniądze i nie musimy tym się stresować.
Co jeszcze możemy tak ułatwić? Właśnie, pozwólmy sobie na to, żeby najpierw zrobić jedną automatyzację – najprostszą – i dać sobie spokój na jakiś czas. Na razie będę tylko patrzeć, jak to działa. Na tej podstawie rozwijam to, dodaję jakieś nowe opcje, ale też nie rzucam się na wszystko, tylko metodą małych kroków wdrażam sobie po jednej rzeczy. Przynajmniej w polskich firmach jest coś takiego, że nam pomagają, chcą, żebyśmy faktycznie zrobili to dobrze. W końcu jeśli tak się stanie, to będziemy zadowoleni. Wobec tego kiedy na początku wykupimy jakiś abonament, to jest obsługa klienta i pomagają nam przez ileś godzin, żeby to wszystko poustawiać.
Automatyzację najlepiej wdrażać metodą małych kroków, nie rzucać się na wszystko naraz.
Które funkcje tych systemów do automatyzacji marketingu z twojego punktu widzenia są kompletnie nieprzydatne? A może nawet (jeżeli coś ci przyjdzie do głowy) mogą zrobić więcej szkody niż pożytku?**
Na pewno nie tyle problemem jest rodzaj funkcji, a ich ilość. Jak już mówiłam, bardzo łatwo jest przesadzić, zwłaszcza jeśli sprzedawca cię nakręci, powie: „To jest takie fajne, u tego to działa” – to jest jedna taka rzecz, którą warto właśnie podkreślić, żeby nie przesadzać. Niemniej z mojego punktu widzenia czymś takim są powiadomienia w przeglądarce. Pamiętam, że chyba ty miałeś takie powiadomienia w przeglądarce. Czy one u ciebie działały?
Przez chwilę je miałem. O ile pamiętam, w jakimś stopniu działały, natomiast ja też bardzo często staram się wdrażać to, o czym rozmawiam z gośćmi podcastu. Ja sam wyłączam wszelkie możliwe powiadomienia i te w przeglądarce generalnie mnie denerwują, więc też minimalizuję je u siebie. W tym konkretnym przypadku więc nawet więc analizowałem tego tak mocno pod kątem skuteczności, a pod kątem użyteczności i przyjazności dla użytkownika.
Pamiętam, jak dawno temu był boom na to narzędzie i wszyscy się nim zachłysnęli. Nie mówię, że ty też to zrobiłeś, ale u ciebie też było, bo po prostu było popularne. A teraz ile osób zamyka to okienko tak jak cookies („Zamknij to powiadomienie, zamknij to”), nawet nie wiedząc, o co właściwie chodzi? Nie czytając tego? Ile osób się do tego zapisuje? Jeśli mało, ta sama chęć użycia takiego narzędzia nic nam nie da. Myślę, że nie chodzi o to, jakie funkcje są zbędne, tylko czy są potrzebne akurat tobie. W jednym biznesie SMS-y są niezwykle istotne (szkolenia). Warto dzień wcześniej wysłać SMS-a przypominającego o tym szkoleniu.
Z drugiej strony czy warto denerwować użytkowników, wysyłając co tydzień informację o jakiejś promocji? Bonprix kiedyś tak wysyłał. Dostawałam od nich wieści, że jest darmowa dostawa, a po wejściu na stronę okazywało się, że tak, darmowa dostawa jest, ale od 100 złotych. Nie dość, że dostałam SMS-a (czyli powiadomienie prosto na mój telefon, który zwykle odbieramy), to jeszcze weszłam na ich stronę i się wkurzyłam. Ponadto z mojego doświadczenia wynika, zbędną funkcjonalnością, która może nam wyrządzić bardzo duży bałagan, jest tagowanie wszystkiego, zwykle sklepie. Użytkownik wszedł na kategorię Dziecko, bo może kliknął tam przez pomyłkę. Ja kupuję sobie chusteczki nawilżające dla dzieci, a dziecka nie mam. Tagując więc taką osobę kategorią Dziecko czy jeszcze jakąś podstroną, można sobie tylko zrobić bałagan w systemie. Taki jeden użytkownik będzie miał wszystkie kategorie i w ogóle go nie spersonalizujemy. W związku z tym będziemy wysyłać niespersonalizowane oferty, mimo że mamy jak najlepsze chęci.
Chcę zacząć wdrażać automatyzację marketingu w mojej firmie. Od czego powinienem zacząć? Jaki zrobić pierwszy krok?
Po pierwsze, powinniśmy poczytać, pomyśleć. Zrobić sobie – to będzie mądrze brzmiało – audyt obecnej sytuacji. Po prostu zobaczmy statystyki, gdzie może mamy problem, co możemy poprawić. Zwykle tworzę tabelkę, wypisuję podstawowe funkcjonalności, które w danej firmie będą potrzebne. Ja już akurat kojarzę narzędzia, ale zwykle robiąc jakiś research, wypisuję na przykład 3 narzędzia i patrzę, które mają łatwą integrację z systemem, na którym mam sklep bądź stronę, czy mają takie podstawowe funkcjonalności, na których będzie mi na pewno zależało, czy można robić landing page (bo nie każde narzędzie na to pozwala), jak wygląda system od środka. Warto potestować.
Czy to jest właśnie ta lista z twoimi kryteriami, którą podzielisz się ze słuchaczami tego odcinka?
Tak. Właśnie chcę zrobić taką listę, więc tak.
Fantastycznie! W takim razie zapraszamy każdego zainteresowanego, kto chciałby mieć pomoc i rzeczywiście lepiej orientować się, jakimi kryteriami kierować się przy wyborze narzędzi do automatyzowania marketingu. W notatkach do tego odcinka znajdować się będzie ta lista do pobrania. Agata Chmielewska w Małej Wielkiej Firmie, bardzo ci dziękuję.
Dziękuję również.