Jak się wybić na Instagramie i co zrobić, żeby twój feed dawał ludziom wartość, a tobie frajdę

Jak przyciągać uwagę i wybić się na Instagramie, nawet jeśli nie masz zbyt wielu followersów?

Mam dobrą wiadomość: nie musisz dorównywać popularnością Cristiano Ronaldo, żeby twoja grupa docelowa zauważyła twój profil i chciała czytać twoje posty. Algorytm Instagrama działa tak, że nawet małe konto może zapewnić ci całkiem przyzwoite kontakty z potencjalnymi nowymi klientami.

Co jednak zrobić, żeby działania na Instagramie nie pożerały większości twojego czasu i przynosiły zadowalające efekty?

Istnieją sposoby na odczarowanie relacji z Instagramem, dzięki którym regularne publikowanie zdjęć (oraz Insta Stories) przyniesie satysfakcję i pomoże rozwijać biznes.

Jakie to sposoby? Zapytałem o nie osobę, która uczy, jak wykorzystywać Instagram w marketingu m.in. za pomocą filtrów AR. Moja rozmówczyni nazywa się Patrycja Skrzyniarz, a w internecie znana jest jako Matka Sukcesu.

Sponsorem tego odcinka jest SaldeoSMART – aplikacja ułatwiająca pracę księgowym i biurom rachunkowym. Do końca stycznia 2022, podając przy zakupie dowolnego pakietu SaldeoSMART kod MWF, dostaniesz 50% rabatu na 3 miesiące. Więcej informacji na stronie: https://www.saldeosmart.pl/mwf.

Konta na Instagramie i strony wymienione
w tym odcinku podcastu

Prezent dla słuchaczy

Checklista wartościowego contentu
Czy twój content jest wartościowych dla odbiorcy? Dołącz do Klubu MWF i pobierz checklistę Chcę to 

Jak zaistnieć na Instagramie? 3 rzeczy do zrobienia

  1. Badaj swoją grupę odbiorców i jej preferencje. Publikując posty, sprawdzaj, jak ludzie na nie reagują – dzięki temu masz szansę poznać ich styl życia i zainteresowania.
  2. Planuj swoje działania. Spontaniczne wrzucanie postów niekoniecznie się sprawdza, a poza tym to prosta droga do wypalenia.
  3. Deleguj, optymalizuj i automatyzuj – zwłaszcza jeśli dysponujesz ograniczonym czasem na prowadzenie działań. Algorytm Instagrama lubi regularne publikowanie zdjęć i Insta Stories.

Podcast w wersji wideo

Aby używać odtwarzaczy multimedialnych, musisz wyrazić zgodę na użycie plików cookies usług odtwarzaczy
Ok, zgadzam się

Tych odcinków też warto posłuchać

Jak wybić się na Instagramie – Podcast do czytania

Marek Jankowski: Co ostatnio czytałaś?

Patrycja SkrzyniarzDrogę artysty Julii Cameron. Dzięki tej książce zaczęłam pisać dzienniki – zarówno wdzięczności, jak i te zwykłe ułatwiające codzienną pracę.

Polecił mi ją Adam Gospodarczyk z Overmentu. Wszystkie jego książkowe polecenia są perełkami, nawet dzięki jednemu z nich udało mi się rzucić palenie!

W książce Droga artysty podoba mi się podejście do pisania dziennika. Autorka nie twierdzi, że trzeba to koniecznie robić, ale sugeruje, żeby spróbować i sprawdzić, co nam to da.

Lubię eksperymenty, więc podjęłam to wyzwanie i już po tygodniu stwierdziłam, że to działa. Na dodatek działa jak myślodsiewnia z Harry’ego Pottera, która pozwala wyrzucić z głowy myśli i oczyścić umysł, dzięki czemu można skupić się na czymś innym.

Czy są w tej książce jakieś sposoby na mobilizowanie się do takiego pisania?

Podpisujesz kontrakt z samym sobą, który działa bardzo mobilizująco. Czuje się spory dyskomfort, gdy próbuje się oszukać samego siebie…

Przejdźmy do głównego tematu naszego spotkania, czyli do Instagrama. Znalazłem cię tam już jakiś czas temu i od razu zauważyłem, że mieszkasz w okolicy Sheffield – dlatego nagrywamy w jednym pokoju, a nie zdalnie.

Tak.

Kiedy jednak zacząłem szukać kolejnych informacji na twój temat, okazało się, że mimo że mam spore doświadczenie dziennikarskie – ciężko mi było znaleźć cokolwiek. Wiedziałem, że masz na imię Patrycja i że w sieci jesteś znana jako Matka Sukcesu, ale nic więcej nie znalazłem. Dlaczego działałaś na Instagramie anonimowo?

Do pewnego czasu miałam masę kontraktów niejawnych, ale gdy w końcu mogłam zacząć mówić o wszystkim trochę bardziej publicznie, postanowiłam się pokazać i uwiarygodnić, żeby ludzie mogli mnie poznać. Do tego czasu nie pokazywałam się na stories, na moim feedzie nie było żadnych postów, więc trudno było mi zaufać. Ale to się zmieniło.

Niektórzy mają trochę bardziej przesuniętą granicę prywatności. Czy o to też chodziło?

Ja już dawno wyznaczyłam sobie granicę prywatności, jednak mój wizerunek nią nie jest – pod warunkiem, że nie miało to związku z klientami.

Nie mam problemu z pokazywaniem swojej twarzy, bo nie mam nic na sumieniu: nikogo nie okradłam, nie oszukałam, nie wypuszczono za mną listu gończego… [śmiech]

Natomiast miałam okazję obserwować, jak okrutni potrafią być dziennikarze, paparazzi, a nawet fani, którzy teoretycznie powinni stać po stronie swojego idola, więc starałam się pilnować prywatności. Uciekanie przez płot w ogródku zdecydowanie nie jest moją dyscypliną sportową…

Podpatruję też innych twórców. Osobą, która strzeże prywatności i uważa na to, co, kogo i kiedy publikuje, jest na przykład Ania Kęska, czyli Ania Maluje.

To, co i jak pokazujemy, ma swoje konsekwencje. Ludzie uwielbiają łapać za słówka. Z tych powodów nie pokazuję na przykład mojego partnera albo publikuję rzeczy nagrane wcześniej, o czym świadczy choćby inny kolor moich paznokci na nagraniu.

Wiem, że prowadzisz firmy świadczące usługi dla polskich i angielskich celebrytów. Czy możesz powiedzieć coś więcej o swojej działalności?

Prowadzę z partnerem firmę budowlaną. Zdarzyło nam się pracować na przykład dla Gary’ego McAllistera.

Poza tym mam agencję sprzątania dla celebrytów, więc wiem, co się dzieje w niektórych domach, a także obsługuję polskie aktorki i dziennikarki kulinarne pod kątem contentu.

Sama do niedawna też sprzątałam dla celebrytów i nie wstydzę się tego. Spotkania z tymi ludźmi wiele mi dały, bo można się sporo nauczyć na ich historiach. Byli wśród nich sportowcy z Angielskiego Instytutu Sportu (EIS), sławni ludzie od golfa i squasha czy nasza Golden Girl – Jessica Ennis-Hill.

Gdy tu przyjechałam, nie przypuszczałam nawet, że będę sprzątać u takich celebrytów.

Firma sprzątająca u celebrytów – taki jest profil działalności?

Tak.

WOW! Podejrzewam, że w Polsce byłoby ciężko wejść na rynek z takim biznesem, a tobie udało się to jako imigrantce…

…i to bez angielskiego! Ja jestem wprawdzie poliglotką, ale angielski był dla mnie zawsze na ostatnim miejscu. Wiodący był niemiecki i całe życie byłam przekonana, że będę żyła w Niemczech.

Wejście na tutejszy rynek nie było łatwe, nikt się nade mną nie litował. Ja jednak założyłam sobie, że chcę pracować dla klientów premium, bo nie chcę mieć problemów z rozliczeniami i zależy mi na tym, żeby moja praca była doceniana.

Ludzie będą cię polecać, jeśli dobrze wykonasz swoją pracę i dasz się zapamiętać

Jeżeli mam komuś – za przeproszeniem – szorować kibel, to niech to będzie praca, w której będę czuła się spełniona.

Co można zrobić, żeby zostać zauważonym? Dobrze wykonać swoją pracę i dać się zapamiętać. To wystarczy, żeby ludzie polecali nas dalej.

Sławni ludzie się przyjaźnią, rozumieją się nawzajem, wiedzą, że mają potrzebę bezpieczeństwa i dyskrecji, dlatego polecają osoby, które wpisują się w ten specyficzny styl życia.

Jak już wejdziesz do tego pierwszego, to dalej pewnie jest łatwiej. Ale jak wejść do tego pierwszego?

U mnie nie była to kwestia przypadku. Zrobiłam research i wiedziałam, że są duże firmy, które już obsługują celebrytów. Zatrudniłam się więc w takiej firmie, żeby wybadać teren. Zauważyłam, że klienci nie lubią płacić agencji, tylko wolą płacić bezpośrednio za godziny wykonanej pracy.

Nie polecam podkradać klientów, bo to nie jest ani legalne, ani etyczne, ale kiedy kontrakt wygaśnie i klient sam zaproponuje, że chciałby współpracować z tobą bezpośrednio, to już tylko od ciebie zależy, co z tym zrobisz. Jest okazja i możesz ją wykorzystać albo nie. Ja to zrobiłam.

Jak to się stało, że zaczęłaś w ogóle zajmować się Instagramem?

Kiedy tu przyjechałam, miałam dużo więcej czasu i spędzałam go w sieci. Chciałam mieć kontakt z rodziną i przyjaciółmi, których zostawiłam w Polsce.

Zaczęłam rozumieć tę platformę i mechanizmy, które nią rządzą. Publikowałam stories, byłam tą osobą, która zawsze je zimne jedzenie, bo trzeba zrobić zdjęcie. Znajomi pytali mnie, jak zrobić to czy tamto, więc uznałam, że mogę zacząć uczyć tego na większą skalę.

Przydało się też moje zaplecze marketingowe z Polski.

A jakie to zaplecze?

Pracowałam w call center Orange. Zaczynałam na słuchawce, potem byłam trenerem, potem młodszym managerem i managerem. Do dzisiaj została we mnie ta zajawka: zamiłowanie do gadania, do języka korzyści, poznawania ludzi i dyskutowania czy negocjowania z klientami.

Jeśli ktoś z młodych zastanawia się nad call center, to ja polecam, bo to jest niezła szkoła życia!

Nie patrzyłem na to od tej strony, bo call center zwykle nie mają dobrej sławy – zwłaszcza jeśli chodzi o szeregowych pracowników. To bardzo wymagająca, niewdzięczna i drenująca psychicznie praca.

Tak, ale ona hartuje. Jeśli ktoś dał radę w call center, to poradzi sobie w życiu.

OK. Ale od wkręcenia się w Instagram do wyjścia z tym do ludzi i świadczenia usług i konsultacji jest jeszcze kawałek. Jak wypełniłaś tę lukę?

Dość długo zastanawiałam się, czy chcę pchać w to swój czas, czy raczej ma to być zajęcie przy okazji. Czas jest walutą nie do odzyskania, więc bardzo go sobie cenię i staram się inwestować ostrożnie.

Na początku postawiłam na plan minimum – chciałam sprawdzić, czy ktokolwiek będzie tym zainteresowany, mimo że nie pokazuję mojej twarzy ani nie składam żadnej obietnicy. Okazało się, że ludzie dość chętnie do mnie zaglądali, więc postanowiłam testować strategię etapami, a gdy się będzie sprawdzać, będę inwestować w to coraz więcej czasu i pieniędzy.

Tak to funkcjonuje do dziś, choć dzisiaj już można zobaczyć moją twarz, obietnicę, a nawet trochę treści.

Dołożyłam do tego filtry AR i chyba jako jedyna uczę po polsku, jak wprowadzić je do marketingu, żeby się wyróżnić.

To rzeczywiście ciekawe narzędzie – można je obejrzeć choćby na profilu Małej Wielkiej Firmy na Instagramie.

Dziękuje, że przyjąłeś tę propozycję, bo nie każdy to zrobił. Ich strata!

Tak jest! Różne osoby uczą działań na Instagramie, zalecając różne podejścia i strategie. Każdy zwraca uwagę na inne aspekty, ma inną osobowość… Co jest twoim wyróżnikiem?

Nie mam tego kija w tyłku. Mówię do ludzi jak do znajomych. Wiem, że nie wszystkim przypadnie to do gustu, ale ja nie jestem dla wszystkich.

Mam wrażenie, że ludzie mają dosyć tego wyniosłego, biurowego tonu. Wartości edukacyjne można przekazywać w bardziej rozrywkowy sposób.

Wyróżnia mnie też bezczelność i pewność siebie, do których ludzie lgną.

Do tego trzeba odwagi i pomysłowości. Nie każdy wpadłby na to, żeby prezentować okazje marketingowe za pomocą prognozy pogody – tak jak ty to robisz.

Moja mentorka mówi, że ja mam sraczkę umysłową, i coś w tym jest. Ja nawet pod prysznicem muszę mieć wodoodporny notes, bo zawsze coś może mi wpaść do głowy.

Kreatywność trzeba ćwiczyć. Ja się z tym nie urodziłam i wątpię, żeby ktokolwiek się z tym urodził. Można oczywiście mieć pewne predyspozycje, ale to nie jest tak, że kreatywności nie da się nauczyć.

Kreatywności da się nauczyć i warto ją ćwiczyć

Lubię niekonwencjonalne połączenia, bo w ten sposób daję się zapamiętać.

Warto spojrzeć na powody, dla których ludzie oglądają telewizję. Najczęściej chcą się rozerwać albo czegoś dowiedzieć. Zwykle chodzi o jakąś wartość, więc można przenieść to też na środowisko Instagrama.

Ciekawie o tym pisze Ania Maluje w swoim e‑booku Jak zbudować zaangażowaną społeczność. Chodzi o to, żeby trochę wymodelować emocje odbiorców. Można pomyśleć, że to manipulacja, ale przecież zawsze stoi za tym jakaś wartość.

W czym ci pomaga mentorka?

W złapaniu dystansu i zdobyciu punktu widzenia osoby trzeciej. Ja czasami polecę z czymś za bardzo, bo mierzę wszystko swoją miarą, a przecież nie robię tego dla siebie tylko dla społeczności.

Moja mentorką, Karolina z instagramowego profilu jakowniebie, jest astrologiem, ale też pielęgniarką, więc nie jest oderwana od rzeczywistości. Staramy się rozmawiać o różnych sprawach co najmniej raz w tygodniu, a nawet częściej, gdy chcemy coś obgadać w ciągu dnia.

Polecam znalezienie sobie mentora albo partnera produktywności, który będzie nam zadawał pytania o nasze postępy. Robi się głupio, gdy trzeba się przyznać, że czegoś nie zrobiliśmy.

Jedna z osób, która korzystała z twoich konsultacji, napisała tak: „Dzięki Matce Sukcesu od nowa zakochałem się w swoim feedzie i odczarowałem moją relację z Instagramem”. Co jest nie tak z naszą relacją z Instagramem, że trzeba ją odczarowywać?

Mamy czasy instant i wszystko chcemy mieć na wczoraj. Większość kont na Instagramie prowadzonych jest w taki sposób, że można odnieść wrażenie, że ktoś po prostu wyjął telefon, nagrał wszystko jednym ciągiem, zrobił fajne przejścia i sam zmontował, jednocześnie gotując obiad i bawiąc dziecko.

Tymczasem wcale tak nie jest.

Na spotkaniach pokazuję, jak to wygląda od kuchni: wszystko jest nagrane wcześniej, zaplanowane i celowe, pracuje przy tym sztab ludzi. To bardzo otwiera oczy i zdejmuje z nas brzemię, że nam tak nie wychodzi. Można sobie fajnie zaplanować i poprowadzić content bez poczucia winy, że ktoś to robi lepiej.

Ja też planuję stories – gdybym tego nie robiła, byłby z tego jeden wielki chaos. Można to robić na spontanie, ale nie polecam, bo to szybka droga do wypalenia.

Czyli odczarowanie polega na pokazaniu tego wszystkiego od środka. A jak od nowa zakochać się w swoim feedzie?

Gdy pokażę ci, że można to planować i potem to się opublikuje samo, a ty możesz jechać w Bieszczady, od razu zyskujesz pewną przewagę.

Kiedy siedzisz nad postem, który masz opublikować za godzinę, a potrzebujesz treści, hasztagów i grafiki, zaczynasz nienawidzić własny feed. Chcesz, żeby wyszło dobrze, ale działasz bez planu i nie masz wystarczającej ilości czasu.

Jeżeli zaplanujesz działania, rozłożysz je w czasie, a nawet zaplanujesz samo planowanie i zaczyna to na ciebie pracować, wiadomo, że ta miłość staje się coraz większa.

Im więcej osób uczy Instagrama, tym trudniej jest tym, którzy dopiero startują – poprzeczka się podnosi. Gdy mam małe konto, napotykam barierę. Porównałbym to do historii, którą opowiedział mi mój znajomy. Przyleciał do Hong Kongu, była pierwsza w nocy, nie chciało mu się spać i wyszedł na ulicę, żeby się przejść. Skończyło się na tym, że biegał z kamerą i kręcił wieżowce dookoła. Z Instagramem też tak jest: ktoś, kto dopiero zaczyna, widzi te wieżowce, czyli osoby mające tysiące obserwatorów, podczas gdy u niego jest tylko on i jego kot. Jak się pokazać, żeby ktokolwiek zauważył taką mróweczkę?

To jest tak samo jak w życiu. Gdy przychodzisz do nowej szkoły, też nikogo nie znasz. Co wtedy robisz? Zaczynasz powoli rozmawiać z innymi ludźmi. Najpierw z kolegą w ławce, potem dalej.

W social mediach też chodzi o ludzi i relacje. Trzeba się udzielać, komentować, brać udział w merytorycznych dyskusjach – tylko wówczas mamy szansę dać się zauważyć.

Publikując posty na Instagramie, trzeba wiedzieć, do kogo kierujemy swój przekaz

Można oczywiście kupić gotowe konto albo followersów, ale ja tego nie polecam. Zdrową ścieżką jest budowanie relacji, szukanie podobnych kont zwykłych ludzi.

Ty też się przecież czymś interesujesz: słuchasz muzyki, oglądasz filmy, czytasz książki. Warto więc wyjść właśnie od tego.

Trzeba też wiedzieć, do kogo się mówi. Jeśli nie wiemy, kim jest nasz odbiorca, jest większa szansa, że coś palniemy albo się przestrzelimy. Gdy wiemy, że mówimy do sportowców, mamy już jakiś punkt zaczepienia. Możemy dobrać odpowiedni język i temat rozmowy, dzięki czemu wiele osób prawdopodobnie zechce do nas wrócić.

Mając to wszystko na uwadze, można projektować emocje i modelować myśli.

To na pewno działa, tylko kiedy?! Chodzenie do pojedynczych osób i komentowanie może zająć mnóstwo czasu, zanim ktokolwiek zwróci na mnie uwagę i mnie poleci. Jak to przyspieszyć?

Znowu wracamy do czasów instant…

Niektóre rzeczy wymagają czasu.

Jeśli będziesz zostawiać 10 komentarzy każdego dnia i dołożysz do tego inne działania, np. zaproszenia na live’y, wspólne posty czy reklamy, to można działać efektywniej. Trzeba mieć z tyłu głowy cel – po co to wszystko?

Nikt też nie powiedział, że musimy się ograniczać do działań na samym Instagramie. Ja ściągam nawet ludzi z Google przewodnika, gdzie po prostu opiniuję restauracje, do których chodzę.

Te same grafiki, które publikujemy na Instagramie, możemy wrzucać na Pinterest czy na inne media społecznościowe, ale z linkiem do Instagrama.

Swego czasu nie miałam ani feedu, ani stories, a mimo to udało mi się rozwijać relacje z ludźmi. Wiele z nich powstało np. za pośrednictwem wiadomości prywatnych. Było to czasochłonne, ale wiedziałam, po co to robię.

W serialu Downton Abbey jest tak, że państwo jedzą na górze, a służba na dole. Wydaje mi się, że na Instagramie jest podobnie. Gdy jesteś na początku i masz małe konto, to możesz działać wspólnie z innymi, pod warunkiem że należą do twojej ligi. Nie zrobisz tego z kimś topowym, bo on nie ma w tym interesu. Większość ludzi nawet nie spróbuje. Jak przechodzić do coraz wyższej ligi, żeby nie utknąć w towarzystwie wzajemnej adoracji pięciu znajomych, z których każdy ma po 17 obserwujących?

Dlaczego uważasz, że mając kilku followersów, nie jesteś wartościowym partnerem np. biznesowym do rozmowy z kimś, kto ma tych followersów więcej? Wiadomo, że możemy się odbijać od ściany – ja też się odbijałam – ale nie próbując, nie będziemy tego wiedzieć.

Jeśli z góry zakładasz, że nie masz nic do zaoferowania „większemu” rozmówcy, to prawdopodobnie tak właśnie będzie.

To tobie ma zależeć na tym, żeby wyciągnąć te korzyści.

Gdy pisałam do różnych osób z propozycją zrobienia filtrów AR, od razu zaznaczałam, że nie mam tysiąca followersów, ale robię pół miliona wyświetleń filtrem. Świadomie nie wyciągałam od razu wszystkiego, bo chciałam sprawdzić, jakie jest zainteresowanie oraz na ile muszę próbować się komuś przypodobać, żeby móc z nim rozmawiać. Sporo osób odpadło, ale wielu podchwyciło temat i sami zauważyli potencjał.

Wychodziłam z pozycji równego partnera, bo czy fakt, że mam mniej followersów, świadczy o tym, że w życiu jestem mniej wartościowa? No, nie!

Zgadzam się, ale jednak w social mediach informacją, która coś nam mówi, jest liczba obserwatorów. Siłą rzeczy przekładamy to na inne sfery. Jeśli ktoś ma dużo followersów, to oznacza, że pewnie robi ciekawsze rzeczy i nie zniży się do mojego poziomu. Trudno to przeskoczyć.

Niby tak, ale wydaje mi się, że tendencja się odwraca. Był boom na celebrytów i dużych influencerów, ale ludzie powoli tracą zaufanie do słupów reklamowych. Teraz jest szał na mikro- i nanoinfluencerów, czyli takie dziewczyny z sąsiedztwa, z którymi możemy się utożsamiać.

Przypomniało mi się, że moja znajoma z Rosji, która niedawno miała ponad milion obserwatorów na Instagramie, została wybrana do rosyjskiej Dumy. Czyli można to monetyzować na wiele sposobów. [śmiech]

O, proszę!

Rosja to jest zupełnie inny świat. Pod względem Instagrama są bardzo do przodu, bo jest to po prostu duży i bardzo zaludniony kraj. Wszystkie trendy wydarzają się u nich szybciej.

Warto obserwować te tendencje, nawet jeśli część z nich będzie się różniła od tego, co jest w Europie, i przygotowywać się na ich nadejście również u nas – wtedy będziemy mieli przewagę.

Ja mam ten przywilej, że mogę obserwować trendy i czerpać inspiracje z rynku brytyjskiego, bo on też jest spory, a do tego bardziej europejski niż ten rosyjski.

Pomówmy trochę o tych tendencjach. Jedną rzeczą jest zdobywanie obserwatorów i zachęcanie ich do kliknięcia, a drugą to, żeby faktycznie to robili. Jakie działania mogę podjąć, żeby ten Instagram faktycznie przynosił mi korzyść?

Może to zabrzmi banalnie, ale: dawaj wartość.

Co może być tą wartością? Humor, rozrywka, edukacja, a nawet kontrowersja. Dla każdego może to być coś innego.

Moimi filarami są edukacja i rozrywka. Staram się łączyć przyjemne z pożytecznym.

Skąd wiesz, co jest wartościowe dla twoich odbiorców?

Bo ich znam. Zrobiłam solidny research grupy docelowej, bo to podstawa.

Trzeba wiedzieć, do kogo mówimy: jakie są to osoby, jakiego języka używają, co lubią, czego i o której godzinie słuchają, jakie mają nawyki i tendencje zakupowe, czy mają psa czy kota… Im bliżej jesteś swojego odbiorcy, tym lepiej możesz się do niego dopasować.

Jakimi narzędziami poznałaś tych odbiorców?

Fajnym narzędziem jest np. AnswerThePublic. W opcji darmowej możemy sprawdzić, jak jest wyszukiwane i z czym łączone konkretne słowo kluczowe. Może się okazać, że my łączymy je z czymś zupełnie innym, więc mamy szansę zyskać nową perspektywę i zainspirować się do tworzenia nowych treści.

Ale przecież nie wiesz, czy te osoby mają psa czy kota!

Dlatego jeśli chcę mówić do kociarzy, to muszę ich poszukać. To wielopoziomowe działanie i nie ma tu gotowych rozwiązań.

Nawet jeśli skopiujesz czyjś profil, bo u kogoś dobrze on idzie, to nie osiągniesz tego samego efektu, bo będzie ci brakowało jednego elementu: osobowości tego twórcy.

Jeśli chcesz się dowiedzieć, czy tych twoich 17 followersów ma kota, to możesz ich o to po prostu zapytać. Możesz też opublikować kota na stories i sprawdzić, ile osób na niego zareaguje. Warto więc być czujnym.

Badanie potrzeb, ustawianie wszystkiego, planowanie, filtry, technologie, trendy, narzędzia, wartość, angażowanie, dyskutowanie – to wszystko może zająć cały etat. Jak jednak na maksa wykorzysta potencjał Instagrama, jeśli nie mogę na to poświęcić całego czasu, jakim dysponuję?

Polecam delegowanie, optymalizację i automatyzację.

Dzięki aplikacji Business Suite możesz zaplanować posty. Ja o 5:30 rano nie siedzę i nie robię Kawucziny. Wybaczcie, uwielbiam was, ale wolę wtedy leżeć w łóżku z mruczącym kotem, ćwiczyć jogę albo pisać dziennik.

Automatyzacja jest czymś, co odzyskuje nam czas, zwłaszcza jeśli robimy powtarzalne rzeczy, z których każda z osobna zajmowałaby nam tego czasu więcej.

Dzięki optymalizacji też mogę raz w miesiącu zrobić coś zbiorczo, zamiast siadać do tego wielokrotnie.

Jest też ciekawe narzędzie, które pozwala zaoszczędzić czas przy nagrywaniu stories. To aplikacja BigVu, która działa jak prompter i jest dostępna w planie darmowym. Dzięki niej nie jąkam się podczas nagrania

Może się zdarzyć tak, że moje konto na Instagramie zostanie zablokowane. Jaki sens ma inwestowanie w budowanie czegokolwiek na Instagramie, który rządzi się swoimi prawami?

Mógłbyś oczywiście zacząć od własnej strony internetowej i newslettera. Byłoby to twoje podwórko, na którym nikt ci niczego nie zabroni.

Skąd jednak brać tych ludzi? Na Instagramie są miliony użytkowników, więc warto z tego skorzystać i wyprowadzić tych ludzi właśnie stamtąd.

Na stronie zostały wykorzystane linki afiliacyjne. Jeżeli wejdziesz przez nie na stronę sprzedawcy i dokonasz zakupu, sprzedawca podzieli się ze mną częścią swojej marży (nie wpływa to na twoją cenę). Wymieniam wyłącznie te produkty i usługi, z których rzeczywiście korzystam i jestem z nich zadowolony.