Grupa Mastermind – co to jest, jak ją założyć i prowadzić.
Praktyczny poradnik

Prowadzenie firmy to ciągłe podejmowanie decyzji. Czasem chciałbyś zapytać kogoś o radę… ale najczęściej nie masz kogo.

Żona i przyjaciele mogą mieć najlepsze chęci, ale niewiele pomogą, jeżeli brakuje im doświadczenia w biznesie.

Rozwiązaniem może być grupa Mastermind. Co to jest i jak działa? Ilu członków powinna liczyć i gdzie ich znaleźć? Jak często się spotykać? Przygotowałem dla ciebie konkretną instrukcję.

Moim rozmówcą jest autor bloga dla przedsiębiorców LiczySieWynik.pl – a przy okazji mój kolega z grupy Mastermind – Bartek Popiel.

Linki do osób i firm wymienionych w tym
odcinku podcastu

Prezent dla słuchaczy

Szablon spotkań grupy Mastermind
Jak sprawnie przeprowadzać spotkania grupy Mastermind? Zapisz się do Klubu MWF i pobierz szablon Chcę to 

Podcast do czytania

Marek Jankowski: Cześć, Bartku! Co ostatnio czytałeś?

Bartek Popiel: Cześć, Marku! Ostatnio czytałem Zarządzanie strategiczne w przedsiębiorstwie Zdzisława Pierścionka.

Tytuł brzmi jak koszmar studenta ekonomii przed sesją!

Rzeczywiście książka jest napisana ciężkim, topornym, akademickim językiem, natomiast odkrywam ją na nowo. Teraz dla mnie jako przedsiębiorcy z doświadczeniem ta wiedza jest fascynująca, bo można ją przełożyć na własne działania w małej czy średniej firmie.

Tak, to niesamowite, jak wiedza ze studiów nabiera sensu, gdy prowadzi się własną firmę, choć wcześniej to wszystko było totalnie niestrawne.

Mnie się wydaje, że ta wiedza na studiach jest niestrawna, bo nie ma kontekstu. Ja postuluję to, by student ekonomii czy innego tego typu kierunku zakładał coś à la firmę, czyli przez 5 lat buduje przedsiębiorstwo, robi prawdziwe badania rynku, testy, reklamy, sprawdza, jaki marketing działa, a jaki nie, buduje zespół, rozwiązuje konflikty w nim. A jeśli taka firma przetrwa próbę czasu, to można starać się o inwestorów itd. Jestem ciekawy, czy takie coś by wypaliło.

Takie studia byłyby super. A co wyciągnąłeś dla siebie z tej książki?

Tam jest dużo ciekawych rzeczy na tle analizy konkurencji: jak budować strategię na nowych rynkach, w skali krajowej czy nawet międzynarodowej, na jakie rynki w ogóle wchodzić – czy bliskie kulturowo, np. Słowacja czy Czechy w naszym przypadku, czy dalsze, np. anglojęzyczne. Wszystkie te rozważania są obudowane wykresami, diagramami – po prostu rzecz niesłychanie ciekawa.

Tyle o książce. Ale spotkaliśmy się dzisiaj, żeby porozmawiać o grupach mastermind. My taką grupę założyliśmy i działa od dwóch miesięcy. Zacznijmy jednak od początku: jak możemy zdefiniować mastermind?

Mastermind to jest spotkanie kilku osób – czy to offline, czy online, np. przez Skype’a – w ustalonym terminie, dajmy na to: w poniedziałki o 8 rano. Spotyka się kilka osób, zwykle od trzech do pięciu – to jest maksimum. Z założenia spotkanie powinno trwać nie dłużej niż godzinę. W trakcie spotkania omawiamy wyzwania, przed jakimi stajemy na co dzień: jeden ma problemy kadrowe, drugi – z marketingiem, trzeci chce się rozstać z pracownikiem, ale nie wie jak itd. W rozwiązaniu takich problemów pomaga grupa mastermind, bo korzystamy z czyjegoś doświadczenia.

Co ciekawe, nasze biznesy mogą znacznie się różnić – z mojego doświadczenia wynika, że to nawet lepiej. Jeżeli w grupie jest np. dentysta i świadczy jedynie usługi, to może nauczyć się skalowalności biznesu od programisty, który opowiada o sprzedaży swojej aplikacji, która kosztuje 50 zł i którą kupiło już 4000 osób.

Dla mnie plusem tych spotkań jest też to, że na spotkaniach zobowiązuję się do czegoś, a publiczne zobowiązanie jest o wiele silniejsze niż obiecanie sobie czegoś samemu przed sobą. Poza tym głupio by mi było, gdyby się okazało, że inni robią to, co obiecali, a ja nie. Grupa mastermindowa sprawia, że inni ludzie rozliczają mnie z tego, czy ja się rozwijam.

Zgadza się, chociaż my żadnych konsekwencji nie wyciągamy wobec ciebie. Jeśli powiedziałbyś, że czegoś nie wykonałeś, to co możemy zrobić? Rzeczywiście postępy u innych i dotrzymywanie zobowiązań bardzo mobilizują. Sam widzisz, że każdy z nas zrobił progres, idziemy jak burza!

Dokładnie, choć nie mamy porównania i nie wiemy, co byśmy osiągnęli, gdyby nie było tych spotkań. Ale na pewno mnie one motywują.

Dodam jeszcze jedną rzecz: ostatnio w ofercie napisałem, że to, do czego się dąży, zakładając firmę, czyli to, by pracować, kiedy i gdzie się chce, nie mieć szefa nad sobą, stało się w istocie naszym przekleństwem. Okazuje się, że wolność wcale nie pomaga, bo jeśli rozpocznę pracę o dziesiątej, a nie o dziewiątej, to nic się nie stanie. Jeżeli dziś mam do kogoś zadzwonić, ale tego nie zrobię, to nic się nie stanie. Jeżeli publikację swojego podcastu przesuniesz z wtorku na piątek, to nic się nie stanie! Gdyby zdarzyło się to w korporacji, to zostałbyś z tego rozliczony, dlatego korporacje są maksymalnie produktywne. W każdym razie ta wolność, jaką daje własna firma, sprawia, że przedsiębiorcy pracują czasem na pół gwizdka. Myślę, że mastermind powoduje, że dajemy z siebie więcej.

Mastermind mobilizuje i powoduje, że dajemy z siebie więcej

Przejdźmy do pytań od słuchaczy.

Pytanie od Agnieszki: Jak określić cel pracy w mastermindzie? Czy każdy ma osobny, czy grupa jako całość ma swój cel?

Myślę, że obydwie formy by się sprawdziły, przy czym cel grupowy bardziej by pasował do masterminda wewnątrzfirmowego – wówczas rozdzielamy zadania i żeby śledzić postępy, możemy spotykać się co tydzień i omawiać, co kto zrobił. Jeśli każdy ma swoją firmę, często z różnej bajki, to każdy pracuje nad swoimi celami.

Myślę, że gdyby cała grupa pracowała nad jednym projektem, to raczej trzeba by to nazwać inaczej – np. naradą, jak to się kiedyś mówiło. Zwłaszcza że w mastermindzie, jak wspomniałeś wcześniej, nikt de facto nikogo nie rozlicza.

Czasami jest też tak, że głowię się od dłuższego czasu nad jakimś problemem, zaprząta mi on umysł każdego dnia, a potem przychodzę na masterminda i inni mówią: „Słuchaj, Bartek, a czemu nie zrobiłeś tak i tak?”. I nagle problem rozwiązuje się w 10 sekund! Każdy ma inne doświadczenia, inną historię, a problemy, z którymi my się mierzymy, dla drugiego przedsiębiorcy mogą okazać się bułką z masłem i dostajemy od niego rozwiązanie na tacy. To jest piękno masterminda!

Nasze problemy dla innych mogą okazać się proste i dostaniemy gotowe rozwiązania

To jedna sprawa, a druga jest taka, że my sami jesteśmy zbyt blisko swoich spraw, widzimy szczegóły, a czasami trzeba się oddalić i spojrzeć szerzej na własną firmę. Bywa tak, że znamy proste rozwiązanie, ale ono nie przychodzi do głowy, bo zbytnio skupiamy się na detalach.

Pytanie od Kuby: Jaka tematyka takich spotkań – rozwój osobisty, biznes, sprawy ogólne? Z naszego doświadczenia wynika, że to może być wszystko, ale u nas omawiamy przede wszystkim sprawy biznesowe.

Skoro Kuba zadał takie pytanie, to warto na samym początku ustalić, w jakiej tematyce grupa ma się obracać. My skupiamy się na biznesie, ale może inni chcieliby porozmawiać o rozwoju osobistym, o wierze itd.

Piotrek pyta: Jak dostać się do wartościowych grup? I odwrotne pytanie, zadane przez różne osoby: jak znaleźć wartościowe osoby do grupy mastermindowej?

Zacznę od pierwszego pytania. Problem jest taki, że jak grupa powstanie, to jest już hermetycznie zamknięta. My już mamy pełny skład i trudno byłoby dołączyć kogoś z zewnątrz. Myślę, że sensowniejszym rozwiązaniem jest zrobienie naboru przez jedną osobę, czyli np. Piotr ogłasza, że robi grupę mastermind, przy czym o ile ludzie mogą być z różnych bajek, o tyle ich doświadczenie powinno być podobne. Jeśli spotka się przedsiębiorca prowadzący wielomilionowy biznes z osobą, która dopiero zaczyna rozwijać firmę, to oni mogą nie znaleźć wspólnego języka. Osoba początkująca będzie miała więcej korzyści, ale istnieje ryzyko, że sama niewiele wniesie do grupy – choć oczywiście nie zawsze tak jest, bo wielkie firmy są dość skostniałe i osoba ze świeżym umysłem może też podrzucić wiele wartościowych pomysłów. Mimo to warto dobierać osoby na podobnym etapie rozwoju.

Pytanie od Rafała: Ilu członków powinna liczyć grupa, ile powinno trwać spotkanie i ile czasu przypada na jedną osobę, by inni się nie zanudzili?

Na dwa pierwsze pytania odpowiedzieliśmy: 3–5 osób i czas trwania do godziny. Natomiast żeby odpowiedzieć na trzecie pytanie, opowiem o strukturze, jaką my się posługujemy w naszym mastermindzie. Po pierwsze mamy minutę wyciszenia – potem opowiemy, po co to jest. Po drugie opowiadamy o sukcesach z minionego tygodnia – na to każdy ma dwie minuty. Kolejne dwie minuty dla każdego to rozliczenie się ze swoich zobowiązań. I kolejne dwie minuty to „moje dzisiejsze pytanie do mastermind”. Czyli łącznie przypada sześć minut na uczestnika – w tym czasie należy się zmieścić. U nas w grupie ja jestem osobą, która tego pilnuje, wręcz ze stoperem w ręce. Taka struktura pozwala uniknąć właśnie tego, że ktoś się zbytnio rozwija, a inni się nudzą.

Tak i dzięki temu w cztery osoby zawsze mieścimy się w godzinie. To w dużej mierze chyba też kwestia dyscypliny – u nas właśnie ty o nią dbasz. Kolejne pytanie: Jakie powinny być kryteria doboru uczestników? Wspomniałeś już, że mogą to być ludzie z różnych branż, ale dobrze, gdyby byli na podobnym poziomie rozwoju biznesu. Ale są jeszcze takie kryteria, jak wiek, płeć, cechy osobowości. Czy można albo trzeba robić jakieś założenia w tym zakresie?

Moim zdaniem nie. Wiek i płeć absolutnie wykluczam, bo nawet osoby młode mogą robić biznes na naprawdę dużą skalę, a osoba w wieku 40 lat może słabiej wypadać pod tym względem. Dobrze, żeby doświadczenia biznesowe były zbliżone, ale już branże mogą być różne.

Co do cech osobowości, to przede wszystkim istotne jest to, by chcieć uczestniczyć w takiej grupie. Jeśli ktoś nie jest zainteresowany ani uzyskaniem pomocy, ani pomaganiem innym, to nie ma to sensu. To jest w ogóle zła cecha w świecie biznesu. Jeśli ktoś wychodzi z założenia, że wszystko zrobi sam, wszystko wie najlepiej, sam wszystkiego się nauczy, to oczywiście może tak postępować, ale nauka na własnych błędach jest strasznie kosztowna. To, po pierwsze, bardzo długo trwa, a po drugie wymaga horrendalnych pieniędzy. Często wystarczy przeczytać odpowiednią książkę albo właśnie poradzić się na mastermindzie, żeby uniknąć błędów.

Czy byłbyś skłonny przyjąć do grupy mastermind człowieka, który chce po prostu spróbować, choć nie jest pewny, czy odnajdzie się w takiej grupie?

Myślę, że tak. Jeśli rzeczywiście byłoby miejsce, np. ktoś inny by stwierdził, że nie ma czasu, koliduje to z jego zadaniami i ma inne priorytety, to jak najbardziej da się wtedy zrekrutować kogoś nowego. Można każdą nową osobę zaprosić na jedno spotkanie i zobaczyć, czy w ogóle jest chemia – nazwijmy rzecz po imieniu. Z drugiej strony, jeśli ktoś chce dopiero założyć grupę mastermindową, to można zaprosić tę osobą do działającej już grupy i pokazać jej, jak to wygląda od środka. Ona może sobie notować, co i jak, i jeśli jej się spodoba, to zmontuje swoją grupę.

A co byś zrobił, gdybyś przyjął taką osobę do grupy i okazałoby się, że jednak nie przystaje do grupy, niewiele wnosi, nic szczególnego nie proponuje, jest bierna, słowem – nie ma tej chemii, o której wspomniałeś. Co wtedy?

Ja nie jestem zwolennikiem owijania w bawełnę. Wydaje mi się, że w takiej sytuacji trzeba po prostu powiedzieć prosto z mostu, że dziękujemy za udział, że nadajemy na innych falach, że to nie jest nic osobistego, tylko że osoba ta powinna założyć własną grupę mastermind itd. Dobrym pomysłem jest ustalenie terminowości masterminda, np. umówienie się, że grupa będzie działać trzy miesiące, a potem zobaczymy, co dalej. Gorzej, jak po tym czasie grupa stwierdzi, że to my się nie nadajemy! [śmiech] W każdym razie warto podejść do tworzenia grupy mastermindowej jak do zatrudnienia pracownika – dać jej okres próbny i zobaczyć efekty. Jeśli nie będą satysfakcjonujące, to powiedzieć wprost: „Słuchajcie, chyba jednak musimy szukać dalej”.

Mastermind jest jak nowy pracownik – trzeba dać okres próbny i zobaczyć efekty

Myślę też, że dobrym pomysłem zapobiegania takim sytuacjom jest to, by nie szukać osób zupełnie obcych, ale takie, które w jakiś sposób się znają, chociażby poprzez obserwowanie kogoś w mediach społecznościowych.

Tak, to jest OK, ale w przypadku takich osób jak twoi czytelnicy, którzy chcieliby zmontować takie grupy, często problemem jest znalezienie takich osób. Może pomóc w tym dodanie się do znajomych, poobserwowanie siebie, poczytanie o sobie itd. Taki test, by sprawdzić, czy z kimś możemy poczuć chemię, jest jak najbardziej OK.

Myślę, że nawet po czyichś komentarzach na Facebooku, które nam się podobają, można to stwierdzić.

Tak! W takim razie zapraszamy słuchaczy, żeby polubili ten podcast Marka na fanpage’u Mała Wielka Firma [śmiech]! Wypowiadajcie się w komentarzach, pododawajcie się do znajomych, poobserwujcie się i niech rodzą się z tego piękne mastermindy! A konkretną propozycję tego, jak połączyć się w grupy, przedstawimy jeszcze na końcu rozmowy.

Jak często się spotykać? Czy koniecznie co tydzień, jak mówiłeś wcześniej? I o jakiej porze?

Ja nie testowałem innej częstotliwości, jednak najczęściej mówi się właśnie o spotkaniach cotygodniowych, a nawet są grupy, np. poświęcone inwestycjom czy nieruchomościom, które spotykają się raz w miesiącu, i to jest wystarczające w ich przypadku. Myślę więc, że spotkania co tydzień lub rzadsze są OK, częstsze – to może być za dużo. Mamy przecież Facebooka, Messengera, telefony, można w razie potrzeby z kimś z grupy skontaktować się, gdy mamy problem. Tydzień to czas, który pozwala zrealizować swoje zobowiązania i zająć się problemem, z którym zgłosiliśmy się na mastermindzie.

Spotkania co tydzień lub rzadsze są OK, częstsze – to może być za dużo

Co do pory, to jestem zwolennikiem tego, by było to rano, np. 7:30 czy 8:00. Wtedy też mamy motywację, by wstać rano na masterminda, i to jest też świetny początek dnia. My mamy spotkania w środę i dla mnie środa to jest zawsze dobry dzień. Gdy skończymy masterminda, to cokolwiek się stanie później, nic nie jest w stanie mi tego dnia popsuć, bo on już dobrze się zaczął.

Przyczyna tego jest bardzo prosta. To tak samo, jak z gimnastyką. Jeżeli będziemy umawiać się na godziny wieczorne, to jest dużo większe prawdopodobieństwo, że coś się w ciągu dnia wydarzy i uniemożliwi nam to, co planowaliśmy. Jeśli z samego rana mam masterminda, to później niech się dzieje, co chce. Tak samo podchodzę do treningów czy gimnastyki – warto poświęcić na nią choćby 15 minut z samego rana, bo wieczorem są miliony innych rzeczy, które nas absorbują.

Jakie narzędzia internetowe są potrzebne do spotkań mastermindowych? W naszym przypadku sprawdza się arkusz Google, bo każdy ma do niego dostęp w czasie rzeczywistym. Używamy też Skype’a głosowego, bez wideo. Powiesz, dlaczego tak?

Myślę, że jakby się połączyło na Skypie pięć osób z wideo, to mogłoby to obciążać łącza, nie wszyscy mają superszybki internet. Poza tym wszyscy przed oczami mamy arkusz, który skupia naszą uwagę, zamiast jakichś dzieciaków biegających po domu czy żony chodzącej w piżamie.

Albo bez!

Tak, albo bez, no właśnie [śmiech]!

Dodajmy, że w arkuszu mamy cały plan spotkania. Omówmy je po kolei, żeby było wiadomo, dlaczego taka właśnie kolejność i taki właśnie harmonogram. Zaczynamy od powitania i minuty wyciszenia. Czemu służy ta minuta?

Jako przedsiębiorcy jesteśmy bardzo zabiegani. Mamy natłok myśli w głowie, ciągle o czymś myślimy, tak że czasem brakuje chociażby chwili zatrzymania. Powiem ci szczerze, że czasem miałem taką pokusę, że gdy mieliśmy tę minutę wyciszenia, chciałem przeskoczyć na Facebooka i coś tam zobaczyć. Mówię sobie: „Nie, to jest świętość!”. Tak że to również uczy nas podejścia: „Hej, zatrzymaj się na chwilę”. W świecie biznesu, w którym jest milion spraw do załatwienia, taka minuta wyciszenia jest fajną chwilą prawdziwego odpoczynku, kompletnej ciszy, w której nikt nie parzy sobie kawy, nikt nie siorbie, zapada kompletna cisza. Myślę, że to pozwala uspokoić się przed spotkaniem.

Potem mamy rundę pochwał, czyli mówimy o tym, co dobrego zdarzyło się nam w minionym tygodniu. Przy czym chodzi tu nie tylko o sukcesy związane z biznesem.

Tak. To są często rzeczy, których sobie nie zaplanowaliśmy. Wcale nie te, które wpisaliśmy sobie w arkuszu do zrealizowania, ale np. to, że spędzało się fenomenalny weekend z rodziną, byliśmy na wycieczce, niesamowicie piękna pogoda, tak że wspaniale odpoczęliśmy itd. To jest fajne, bo przeciwdziała zjawisku tzw. samotności przedsiębiorcy. Niby ktoś jest znany, ma 10, 20 czy 50 tys. followersów na Facebooku, a ze wszystkimi swoimi problemami jest sam – żona ma swoje wydatki, pracownicy czekają na pensje, czyhają na nas oczywiście urząd skarbowy i ZUS. W efekcie często robimy dobrą minę do złej gry, a serducho jest rozdarte. Nawet gdybyśmy się czymś pochwalili w towarzystwie, to wystawiamy się na ryzyko, że ktoś powie: „Boże, co za bufon! Jak się przechwala!”. Akurat ja mam taką społeczność, że gdy się chwalę, to ludzie mi kibicują, piszą: „Należy ci się, bo ciężko pracujesz”. Właśnie mastermind i runda pochwał to okazja do tego, by móc pochwalić się swoimi sukcesami przed innymi. Nagle zdajemy sobie sprawę: „Jest nareszcie ktoś, kto mnie rozumie i mi kibicuje!”. I to jest wspaniałe.

Nagle sobie uprzytamniamy: „Jest wreszcie ktoś, kto mnie rozumie i mi kibicuje”

To powoduje także, że zdajemy sobie sprawę z tych sukcesów, bo gdy na co dzień gnamy przed siebie, mogą nam umknąć te wszystkie małe dokonania.

Całkowicie się zgadzam. W wirze codziennych obowiązków często nie zauważamy wszystkich dobrych rzeczy, które się nam przydarzają. Ja nawet ostatnio na blogu zrobiłem taką serię, że raz w miesiącu robimy podsumowanie miesiąca. W krótkim, dwuminutowym filmiku opowiadam, co dobrego się wydarzyło w minionym miesiącu, i nagle zdaję sobie sprawę: „Wow, jaki to był fajny miesiąc!” – a wcześniej wydawało mi się, że byłem jedynie przytłoczony pracą i nic nie udało się pchnąć do przodu.

Kolejny punkt w naszej strukturze masterminda to rozliczenie się z zobowiązań z poprzedniego tygodnia – zdajemy po prostu relację z tego, do czego zobowiązaliśmy się na poprzednim mastermindzie. A ostatni punkt to „pytanie do grupy”. Co ważne, te wszystkie trzy elementy następują jeden po drugim, czyli jedna osoba od razu mówi o swoich sukcesach, potem o realizacji zobowiązań i zadaje grupie pytanie.

Tak, przy czym to pytanie zostaje niejako zawieszone w powietrzu. Inni członkowie grupy nie odpowiadają od razu, tylko przechodzimy do kolejnej osoby.

Ja mam tak, że gdy ktoś zada pytanie, to na boku robię sobie notatki, żeby nic mi nie umknęło. I kiedy wszystkie osoby już opowiedzą o tych trzech punktach, to jest chwila na zastanowienie, a następnie wpisujemy w rubryczki w arkuszu krótkie, hasłowe odpowiedzi na zadane pytania. Co ważne, każdy odpowiada każdemu, nikogo nie pomijamy.

Tak, w arkuszu jest to tak zrobione, że odpowiedzi się krzyżują, więc widać, gdzie Bartek odpowiada Markowi, gdzie Marek ma odpowiedzieć Bartkowi itd. Tam wpisujemy tylko hasłowe odpowiedzi, a później w rozmowie je rozwijamy.

Tak, i podczas rozmowy znowu odpowiadamy kolejno: na pytanie uczestnika A odpowiadają kolejno osoby B, C, D i E, potem bierzemy na tapetę pytania uczestnika B itd. Czasami wywiązuje się jakaś dyskusja, bo trzeba doprecyzować pytanie, pojawia się dodatkowy kontekst, ale wszystko jest ograniczone ramami czasowymi, tak by spotkanie nie trwało dłużej niż godzinę. Na dole w arkuszu jest też miejsce na notatki, tak by zadający pytanie mógł coś notować, gdy inni odpowiadają na jego pytanie. I na samym końcu spotkania odbywa się runda zobowiązań, czyli mówimy, co chcemy wykonać w nadchodzącym tygodniu.

Przy tych zobowiązaniach dobrą praktyką jest to, by dotyczyły one tego, o co pytaliśmy. Gdy np. ostatnio pytałem, co powinno być w wersji platinum kursu, który wypuszczam, to zobowiązałem się, że przez tydzień dokładnie określę zawartość pakietów silver, gold i platinum. Oczywiście nie musi tak być, bo możemy mieć bieżące sprawy, lista to-do się rozrasta, a doby nie rozciągniemy.

Myślę, że dobrym sposobem jest wrzucenie do zobowiązań tzw. żaby, czyli czegoś, co powinniśmy zrobić, a do czego trudno nam się zabrać. Jeśli wrzucimy to do zobowiązań, będziemy mieli większą motywację, by się tym zająć, bo za tydzień będzie trzeba zdać z tego relację.

Zgadza się!

Ty w swoich zobowiązaniach posługujesz się też z automatu formułką, że zobowiązujesz się do zachowania poufności informacji, które przekazujemy sobie w grupie mastermind – to jest niepisana zasada naszej grupy. Wiem, że byłeś też w innych grupach. Czy nie miałeś nigdy oporów, żeby otwarcie podzielić się swoimi planami? Czy zdarzyło się np., że coś, co miało być poufne, wyciekło i stało się publiczne?

Nigdy mnie coś takiego nie spotkało, chyba mam szczęście do ludzi! [śmiech] Ale myślę, że mało kto wchodziłby do gry z takim cynizmem, by wysłuchać innych, samemu dopytywać tylko o jakieś głupoty, a potem mieć haki na innych, którzy się bardziej otworzyli. To chyba tak nie działa. W naszej grupie mastermind bardziej się przed sobą otwieramy, mówimy o problemach, których nie poruszymy publicznie na fanpage’u czy na blogu, więc myślę, że ma to dużą wartość. A im bardziej my się otworzymy, tym łatwiej będzie się otworzyć innym. Tylko wtedy taka grupa ma sens. Dzięki temu tworzą się wspaniałe relacje i mówimy sobie o rzeczach, których nawet rodzinie nie zdradzamy, bo bliscy mogliby nas nie zrozumieć. I to jest wspaniałe! Po wszystkich wcześniejszych mastermindach zostały mi świetne znajomości po dziś dzień. Zresztą myślę, że na koniec można pro forma dodać jedno zdanie: „Dziękuję za dzisiejsze spotkanie. To są moje zobowiązania na przyszły tydzień i oczywiście zobowiązuję się do zachowania poufności”.

Marta pyta: Gdzie leży granica – i czy w ogóle istnieje – kiedy jest to wsparcie, a kiedy ktoś mnie wykorzystuje? Myślę, że trochę o tym mówiliśmy, wspominając o konieczności podobnego doświadczenia w biznesie. Rzeczywiście ryzyko bycia bardziej dawcą niż biorcą cały czas istnieje. Jeśli przez dłuższy czas ktoś głównie jest biorcą, to u innych może pojawić się poczucie, że ten członek grupy dużo bierze, a niewiele wnosi.

Myślę, że takie rzeczy są od razu odczuwalne. Powiem jednak szczerze, że ze względu na formułę masterminda ciężko doprowadzić do takiej sytuacji, bo każdy musi udzielać odpowiedzi innym członkom. Każdy jest biorcą, ale każdy musi być też dawcą. Wydaje mi się, że takie zjawisko, o jakim wspomina Marta, częściej pojawia się w relacjach jeden na jeden. Ktoś np. o coś mnie ciągle podpytuje i choć jest to fajne, że pyta, to szkoda, że czasem nawet nie powie „dziękuję”.

Waldemar pyta: Jak utrzymać motywację uczestników przez dłuższy czas?

Wydaje mi się, że trzeba ustalić jasne zasady. Poprzednie mastermindy, w których brałem udziałem, rozpadły się właśnie przez nieregularność spotkań. A to ktoś wyjechał na urlop, a to ktoś inny wrócił, komuś pozmieniały się godziny pracy, ktoś inny miał przeprowadzkę. Ciężko nam było się zgrać, aż wreszcie doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu tego ciągnąć, jeśli mamy spotykać się po dwie osoby.

Myślę więc, że im jaśniejsze zasady ustalimy na początku, tym lepiej. Jeśli ponadto ma to być projekt czasowy, to też to pomaga. Bo to tak jak z płatnymi subskrypcjami: jeśli płacimy za dostęp do czegoś np. 97 zł miesięcznie i jest to subskrypcja, która nigdy się nie kończy, to po 3–4 miesiącach możemy dojść do wniosku, że jednak za bardzo nie korzystamy, więc rezygnujemy. A jeśli subskrypcja trwałaby pół roku, to po czwartym miesiącu raczej machnęlibyśmy ręką, myśląc: „A, jeszcze dwa miesiące, to poczekam i będę miał komplet”. Dobrą praktyką byłoby np. zrobienie masterminda na trzy miesiące. Jeśli to wypali, jest fajna energia i fajna ekipa, to można go przedłużyć na kolejny okres itd.

Trzeba mieć też konkretne plany. Gdy zbliżają się wakacje, warto ustalić: „Słuchajcie, zaczynają się urlopy. Ustalmy, kiedy robimy pierwsze spotkanie po wakacjach”. Tego właśnie zabrakło w moich wcześniejszych mastermindach, ustaliliśmy, że „po wakacjach się zgadamy”, no, i niestety się nie zgadaliśmy. To tak jak z kolegą, którego przypadkiem spotykasz na ulicy, on rzuca: „Trzeba by się kiedyś spotkać!”. No, trzeba by było – a i tak nic z tego nie wychodzi [śmiech].

Poniekąd odpowiedziałeś na kolejne pytanie, które chciałem zadać. Dotyczyło ono dyscypliny, spóźnień czy braku niektórych osób. Tak jak powiedziałeś, jest to kwestia jasnych zasad. Jeśli ktoś pojawia się co drugi tydzień, to swoim zachowaniem daje jasno znać, że nie jest to coś takiego, bez czego nie może żyć. Skoro tak się zachowuje, to…

…to katapulta [śmiech]!

Dobrym pomysłem są te cykliczne okresy trzymiesięczne, o których wspomniałeś. Bo to tak jak z umową na czas nieokreślony – zawsze mówię, że to nie jest umowa na zawsze, ale umowa, która skończy się nie wiadomo kiedy. Czy są więc jakieś sygnały, po których można się zorientować, że grupa wyczerpała swój potencjał, że członkowie masterminda już tak dobrze się znają, że każdy wie, co kto powie?

Wydaje mi się, że takie sygnały są dwa. Po pierwsze: niechęć do spotkań. Jeśli tracimy zapał do mastermindów, to jest to już wyraźny sygnał. Drugi sygnał to pojawianie się trywialnych pytań, np.: „Słuchajcie, nie wiem, jak się zmotywować do pracy” albo: „Jak zarządzać swoim czasem?”. Tak się dzieje, gdy przestajemy przygotowywać się do spotkań i wymyślamy pytanie na za pięć siódma. Lepiej już wtedy nie zadawać pytania, tylko się przyznać, że było się tak zawalonym robotą, że zabrakło czasu na przygotowanie – ale wtedy i tak można skupić się na tym, by pomóc innym uczestnikiem, odpowiadając na ich pytania.

Prawda jest też taka, że mastermind może być jak woda – pijesz ją całe życie i ci się nie nudzi. Z mastermindem może być podobnie. Na koniec dajmy jedną radę słuchaczom, by mogli skorzystać z potencjału grup mastermindowych.

Nie może być innej rady niż ta, by zachęcić do udziału w mastermindach! Więc słuchajcie, mamy dla was taką propozycję: pod tym odcinkiem podcastu w komentarzach opiszcie krótko, czym się zajmujecie, jakie macie wyzwania i podajcie maila do siebie, np.: „Cześć, jestem Agnieszka, prowadzę salon fryzjerski i mam takie i takie wyzwania”, i dobierzcie się w grupy. Podejrzewam, że pojawią się też naturalni liderzy, którzy nie będę czekać, aż ktoś się odezwie, tylko sami zaczną pisać od innych.

Albo możecie też odpowiedzieć na komentarz konkretnej osoby, z którą chcielibyście nawiązać kontakt, np.: „Słuchaj, to ja chciałbym dołączyć do twojej grupy, bo moglibyśmy się wymienić doświadczeniami”.

Poza tym warto wspomnieć, jak długo prowadzi się firmę i ile zatrudnia się osób, bo to daje pojęcie, na jakim etapie rozwoju jesteś.

Tak. A przede wszystkim wracajcie na stronę podcastu, śledźcie nowe komentarze i łączcie się w grupy. Myślę, że możecie też liczyć na moją pomoc i Marka. Oczywiście nikogo nie będziemy łączyć w grupy, ale jeśli będziecie mieć pytania, to pomożemy. Może właśnie liderom, którzy zechcieliby stworzyć swoje grupy, moglibyśmy zaoferować gościnne pojawienie się u nas, żeby zobaczyli, jak to u nas działa. Co na to powiesz, Marek?

Jak najbardziej! A gdyby takich grup powstało kilka, to moglibyśmy zorganizować jedno modelowe spotkanie, na które zaprosimy liderów grup.

Tak jest, świetne rozwiązanie!

Wielkie dzięki, Bartku, za dzisiejszą rozmowę, jak zwykle duża dawka pozytywnej energii i konkretnych informacji! To co, czekam na ciebie, aż się pofatygujesz do mnie tutaj, na wyspę.

Dobrze, oczywiście, obiecuję! [śmiech] Dziękuję za zaproszenie do dzisiejszego podcastu i życzę wszystkim stworzenia swoich grup mastermindowych, bo one kryją w sobie naprawdę wielki potencjał. Naprawdę warto, niezależnie od tego, czy dopiero raczkujesz, czy masz już rozwiniętą firmę.

A poza tym – o tym nie powiedzieliśmy – grupy mastermind to nie tylko spotkania, na których się klepiemy po pleckach, ale kiedy trzeba, to walimy też z grubej rury i mówimy prawdę: „Nie, stary, w ogóle się za to nie chwytaj, nie rób tego, bo jest bez sensu”. To brzmi brutalnie i czasem boli, ale pozwala uchronić przed popełnieniem błędów i ma niesamowitą wartość – i na to też trzeba być otwartym.

Super, wielkie dzięki!

Dzięki, do usłyszenia! Trzymam kciuki za wszystkie nowo powstałe grupy!

Na stronie zostały wykorzystane linki afiliacyjne. Jeżeli wejdziesz przez nie na stronę sprzedawcy i dokonasz zakupu, sprzedawca podzieli się ze mną częścią swojej marży (nie wpływa to na twoją cenę). Wymieniam wyłącznie te produkty i usługi, z których rzeczywiście korzystam i jestem z nich zadowolony.

Przeskocz do: