Recykling treści: czy przerabianie starego contentu na nowy może przyciągać do ciebie najlepszych klientów?
Recykling treści to sformułowanie, które nie budzi zbyt dobrych skojarzeń. Z jednej strony wiąże się z przetwarzaniem śmieci, a z drugiej – w świecie działalności online – wielu osobom przywodzi na myśl spamowanie odbiorców w kółko tym samym contentem.
Ja też jakoś za tym polskim określeniem nie przepadam. Zdecydowanie bardziej trafia do mnie jego angielski odpowiednik: repurposing content, który można by po prostu przetłumaczyć jako treści wielokrotnego użytku.
Bez względu jednak na to, jakich słów użyjemy, poddawanie contentu recyklingowi, czyli wykorzystanie jednej treści do przygotowania nowego komunikatu, to bardzo dobra praktyka. Umożliwia docieranie z przekazem do szerszego grona odbiorców, a nawet pozyskiwanie nowych klientów. Przydaje się też bardzo, gdy budujesz markę osobistą.
Jest tylko jeden warunek: trzeba to robić dobrze. W przeciwnym wypadku odbiorcy rzeczywiście poczują się zaspamowani i zamiast zainteresować się tym, co mamy im do przekazania, uciekną, gdzie pieprz rośnie. Albo do konkurencji.
Postanowiłem przyjrzeć się procesowi recyklingu treści i rozłożyć go na czynniki pierwsze, za punkt wyjścia biorąc webinary. W końcu nie po to tyle się do nich przygotowujemy, nie po to głowimy się nad ich strukturą i slajdami, nie po to walczymy ze stresem związanym z koniecznością wystąpienia przed publicznością, żeby potem wyłączyć kamerę i od razu o wszystkim zapomnieć.
Linki do osób i firm wymienionych
w tym odcinku podcastu
- Liczy się Czas – kurs produktywności Bartka Popiela
- WebinarJam – platforma do tworzenia webinarów
- YouTube – publikowanie nagrań wideo
- OBS Studio – streamowanie multimediów
- Ecamm Live – nagrywanie i streamowanie wideo
- StreamYard – nagrywanie i streamowanie wideo
- MailerLite, MailChimp, ConvertKit – systemy do wysyłki mailingów
Prezent dla słuchaczy
Polecana książka
3 rzeczy do zrobienia po wysłuchaniu tego podcastu
- Przygotuj plan webinaru: wybierz trzy główne myśli, które chcesz przekazać, a każdą z tych myśli rozbij na trzy podpunkty. Następnie zastanów się nad rozpoczęciem – czymś, co przykuje uwagę odbiorców i odpowie na pytanie, co będą z tego mieli – a na koniec podsumuj treść i przypomnij uczestnikom, czego się dowiedzieli.
- Po przeprowadzeniu webinaru wybierz 2-3 krótkie fragmenty, które będzie można wykorzystać w formie klipów promujących nagranie w social mediach.
- Zrób listę kanałów, w których możesz wykorzystać treści wyciągnięte z webinarów w formie slajdów, postów, krótkich wideo, artykułów, infografik itd. Teraz możesz zacząć opracowywać te materiały.
Podcast w wersji wideo
Tych odcinków też warto posłuchać
Podcast do czytania
W tym wpisie przeczytasz:
- Jedno wystąpienie i to wszystko?
- Recykling treści to nie spam, tylko dodatkowa wartość
- Webinary jako punkt wyjścia w recyklingu treści
- Jeden kontakt to za mało
- Jak przygotować webinar, żeby ułatwić sobie później recykling treści?
- Jak przygotować webinar od strony technicznej?
- Jak wykorzystać recykling treści i webinary do pozyskiwania nowych klientów?
Pewnie słyszałeś opinię, że webinar to bardzo skuteczny sposób na sprzedawanie w internecie – zwłaszcza jeżeli chodzi o sprzedaż kursów online czy innych produktów informacyjnych opartych na wiedzy.
Z mojego punktu widzenia jednak webinar to jedna z najbardziej nieefektywnych form przekazu. Na szczęście jest także dobra wiadomość: skuteczność webinarów można zdecydowanie zwiększyć.
Wyjaśnię to na podstawie pewnego spektaklu teatralnego, który według Onetu uznany został za najlepszy spektakl teatralny w Polsce w 2019 r.
Jedno wystąpienie i to wszystko?
Wyobraź sobie widowisko, które nie jest wystawione na scenie w teatrze, ale w poprzemysłowych budynkach na terenie byłych zakładów mięsnych. Cały spektakl trwa kilka godzin, ale funkcjonuje trochę jak galeria sztuki. Można w dowolnym momencie dołączyć do tego wydarzenia albo je opuścić. Przy wejściu widz dostaje słuchawki, na których może sobie wybrać, którego fragmentu historii chce w danym momencie posłuchać. Nie ma podziału na scenę i widownię. Widzowie mieszają się z aktorami. Można usiąść przy stole z bohaterem sztuki albo zrobić sobie z nim selfie.
To konkretne wydarzenie przygotował Teatr Polski w Poznaniu. Spektakl w reżyserii Mai Kleczewskiej wystawiano w poznańskiej Starej Rzeźni w międzynarodowej, polsko-ukraińskiej obsadzie. Być może nie miałeś okazji wziąć udziału w tym wydarzeniu, ale na pewno słyszałeś jego tytuł. Sztuka, którą wystawiono w ten nietypowy sposób, to Hamlet.
Cofnijmy się na chwilę do początku XVII wieku. Załóżmy, że jesteś dyrektorem teatru w Londynie i pewnego dnia do twojego gabinetu wchodzi niejaki William Szekspir. Kładzie na biurku rękopis swojej nowej sztuki pt. Hamlet. Książę Danii i pyta, czy zgodziłbyś się ją wystawić. Czytasz scenariusz, podoba ci się i przystajesz na propozycję Williama.
Żeby zwiększyć efektywność webinarów, trzeba je umiejętnie wykorzystać – zwłaszcza po zakończeniu nagrania
Ruszają przygotowania. Aktorzy uczą się swoich ról i spotykają się codziennie na próbach. Ekipa techniczna buduje scenografię, szyje kostiumy, zlecasz rozwieszenie w całym mieście plakatów zapowiadających przedstawienie. W dniu premiery sala jest pełna, sztuka się podoba, na koniec wszyscy biją brawo. Kiedy kurtyna opada, a publiczność rozchodzi się do domów, ty jako dyrektor idziesz podziękować aktorom i całej ekipie. Z tyłu sceny wszyscy zbierają się wokół ciebie, a ty uroczystym tonem oznajmiasz: „Dzięki wielkie, super wyszło. Temat Hamleta zamykamy, a od jutra bierzemy się za kolejną sztukę”.
To dość absurdalne, prawda? Nie po to włożyliście w przygotowanie przedstawienia tyle wysiłku, żeby wystawić je tylko jeden raz!
Czasem właśnie w taki sposób traktujemy webinary. Poświęcamy masę czasu na planowanie, przygotowania, promocję, a później występujemy raz – i koniec. Z tej perspektywy trudno nie zgodzić się z moim początkowym twierdzeniem, że webinary są wyjątkowo nieefektywne. Jak to zatem zmienić?
Recykling treści to nie spam, tylko dodatkowa wartość
W 2009 r. australijska organizacja turystyczna opublikowała ogłoszenie o poszukiwaniu pracownika, które opatrzyła nagłówkiem: „Najlepsza praca na świecie”. Po dwóch dniach od publikacji ogłoszenia strona przyjmująca aplikacje przestała się otwierać ze względu na zbyt duży ruch.
Ogłoszenie rekrutacyjne wyglądało mniej więcej tak:
Poszukujemy osoby na stanowisko „opiekuna tropikalnej wyspy” u wybrzeży Queensland. Żadne formalne kwalifikacje nie są wymagane, ale kandydaci powinni umieć pływać, nurkować i żeglować. Wybrana osoba dostanie kontrakt na pół roku i wynagrodzenie w wysokości 100 tys. dolarów. Dodatkowo darmowe zakwaterowanie w luksusowej willi, darmowy przelot na wyspę z dowolnego miejsca na świecie oraz darmowy transport na miejscu przez cały czas pobytu. W zakresie obowiązków jest blogowanie, wrzucanie do sieci zdjęć i wideo.
Na ogłoszenie odpowiedziało 35 tysięcy kandydatów. Ostatecznie zrekrutowano Brytyjczyka Bena Southalla.
A teraz dla równowagi opowiem o zupełnie innej pracy. Trudnej, niewdzięcznej i bez dużych szans na powodzenie.
Wyobraź sobie firmę, która działa na rynku od kilkudziesięciu lat, ale wygląda na to, że jej czas już się kończy. Sprzedaż za ostatni rok spadła o 30%, firma przyniosła stratę w wysokości 170 mln dolarów, a łączny dług osiągnął 800 mln dolarów. W dodatku firma od 10 lat nie stworzyła żadnego udanego produktu, który zwiększyłby jej wartość.
To jeszcze nie wszystko, bo ta firma szuka prezesa. W zakresie obowiązków: trudne decyzje, negocjacje z wierzycielami, cięcie kosztów, zwalnianie ludzi i duże ryzyko ogłoszenia bankructwa.
Mimo wszystko jednak ktoś się skusił!
Kapitanem tego tonącego okrętu został niejaki Jørgen Vig Knudstorp. Co ciekawe, udało mu się utrzymać firmę na powierzchni. Udało mu się coś jeszcze. Kiedy po 13 latach, w 2017 r. przekazywał stanowisko prezesa swojemu następcy, firma miała rekordowe 1,5 mld dolarów zysku i została światowym liderem w swojej branży.
Wiele osób uznaje to za największy zwrot biznesowy w historii. A firma, o której mowa, nazywa się LEGO.
Jednym z największych hitów LEGO w ostatnich latach stała się linia LEGO Friends. Zanim jednak zaczęto jej produkcję, LEGO przeprowadziło największe na świecie badania etnograficzne, żeby lepiej zrozumieć, dlaczego dziewczynki nie chcą się bawić ich klockami.
Okazało się m.in. że dziewczynki nie przepadają za kanciastymi ludzikami, z którymi trudno się utożsamiać. Zdecydowano więc o stworzeniu minilaleczek, które kształtami bardziej przypominają ludzi. W zestawach dla dziewczynek jest też dużo więcej drobnych elementów, służących nie tyle do budowania, ile do dekorowania, bo to też okazało się ważne dla małych klientek.
LEGO nie stworzyło nowej zabawki, tylko lepiej dopasowało swoje klocki do innej grupy odbiorców – i w ten sposób znacznie poszerzyło grupę swoich klientów.
Ty możesz zrobić to samo, stosując recykling treści. Możesz udostępniać raz stworzony content w innych formach i w innych kanałach. Wbrew pozorom to nie jest spam czy pójście na łatwiznę. Recykling treści może być bardzo twórczy, odkrywczy i intrygujący z punktu widzenia odbiorcy.
Najprościej jest powtórzyć tę samą treść w różnych miejscach. Na przykład: mam post z Facebooka i wrzucam go na LinkedIn.
Trochę większego wysiłku wymaga zmiana formy. Na przykład: masz webinar, wyciągasz z niego ścieżkę dźwiękową, dogrywasz wstęp i zakończenie, a potem publikujesz jako podcast.
Recykling treści może też oznaczać, że zmieniasz samą treść – i to zdecydowanie. Hamlet wystawiony w Poznaniu to nie było odtworzenie 1:1 oryginalnego scenariusza – to był spektakl na podstawie dramatu Szekspira.
Nie będę oszukiwał: wymaga to pewnej dodatkowej pracy. Ale efekt jest taki, że powiększasz swój zasięg i docierasz do szerszego grona odbiorców. Nie tylko dlatego, że po prostu pojawiasz się w dodatkowych kanałach. Jest jeszcze coś.
Jeżeli te kanały linkują do twojej strony internetowej, to jest to również sygnał dla Google’a, że masz dużo do powiedzenia na dany temat i chętnie się tym dzielisz. A to przekłada się na pozycję twojej strony w wyszukiwarce i twój autorytet jako eksperta.
Webinary jako punkt wyjścia w recyklingu treści
Webinar to szkolenie internetowe umożliwiające dwustronną komunikację między uczestnikami a prowadzącym (można zadawać pytania na żywo).
Jeżeli rozłożymy webinar na czynniki pierwsze, to okazuje się, że mamy tam zwykle dwa główne elementy:
- nagranie z kamery pokazujące prowadzącego
- oraz slajdy.
- (Tak naprawdę jest jeszcze trzeci element – pytania od uczestników – ale o tym za chwilę.)
Taki materiał źródłowy możemy w prosty sposób przetwarzać na inne formy dopasowane do różnych platform. Mając wideo, audio i slajdy, możesz dość łatwo przejść do różnych form wizualnych, np. infografik, możesz też zrobić transkrypcję nagrania i przetwarzać ją na różne formy tekstowe.
Jeden kontakt to za mało
Wszystkie opisane wyżej działania pomagają zwiększyć zasięg i dotrzeć do większej liczby odbiorców. Ale jest jeszcze inna korzyść, być może nawet ważniejsza. Możesz docierać do tych samych osób, które widziały twój webinar, różnymi kanałami i w różnych formach. Po co to robić? Już wyjaśniam.
Słyszałem nieraz, że codzienna gimnastyka jest jednym z podstawowych składników zdrowego życia. Mimo to nie ćwiczyłem, bo mi się nie chciało, nie miałem czasu, nie lubiłem klimatu siłowni – generalnie byłem na nie. Ale miałem też z tego powodu wyrzuty sumienia, bo jednak lata lecą, pracuję przy komputerze i wypadałoby się kiedyś wziąć za siebie.
Pewnego dnia usłyszałem w jakimś amerykańskim podcaście hasło: 7 minute workout (siedmiominutowy trening). Od razu się zainteresowałem i zacząłem szukać w Google informacji na ten temat.
Okazało się, że jest to szybki, intensywny trening stworzony przez dwóch naukowców od fitnessu, który pozwala minimalnym nakładem sił osiągnąć maksymalne efekty. W sumie 12 ćwiczeń, każde wykonuje się przez 30 sekund, a między nimi są krótkie przerwy. Nie trzeba do tego żadnego sprzętu. W dodatku są darmowe aplikacje na telefon, które sprawnie przez taki trening prowadzą.
Mały wysiłek, duży efekt – coś dla mnie! Ściągnąłęm darmową aplikację i zacząłem ćwiczyć.
Pierwszego dnia było OK. Drugiego odezwały się zakwasy, trzeciego też, czwartego dnia coś mi wypadło, piątego zapomniałem i… to by było na tyle, jeśli chodzi o moje ćwiczenia. Wyszło na to, że najbardziej trwałym efektem mojego treningu była dodatkowa aplikacja w telefonie.
Jakiś czas później spróbowałem jeszcze raz. Skasowałem pierwszą aplikację, żeby nie mieć złych wspomnień, i zainstalowałem inną, choć działającą zupełnie tak samo. Zawsze to jednak jakiś nowy początek. Efekt był identyczny – po paru dniach dałem sobie spokój.
Dziś być może nie pamiętałbym o tych marnych próbach, gdybym rok temu we wrześniu nie trafił na kurs Bartka Popiela na temat produktywności – Liczy się Czas. W jednej z pierwszych lekcji Bartek mówił o tym, jak ważny z punktu widzenia produktywności jest poranny rozruch. Jeżeli się rano nie poruszasz, to przez cały dzień będziesz miał mniej energii i będziesz mniej produktywny. Niby oczywista sprawa. Nic nowego. Ale Bartek opowiadał o tym w sposób, który wyjątkowo do mnie trafił.
Zmotywowany kolejny raz postanowiłem dać sobie kolejną szansę. Zainstalowałem jeszcze raz apkę numer 1 i… efekt jest taki, że od września 2019 robię ten 7-minutowy trening prawie każdego dnia rano! W sumie mam już na koncie ponad 51 godzin ćwiczeń!
Żeby treść komunikatu dotarła do odbiorcy, powinien mieć z nią styczność wiele razy
W życiu rzadko zdarza się tak, że coś gdzieś słyszymy albo czytamy jeden raz i od razu przekładamy to na działanie.
Zwykle potrzebujemy wielu takich komunikatów. Jeżeli przekazujesz tan sam komunikat różnymi sposobami, to zwiększasz jego skuteczność. Nawet jeżeli mówisz do tych samych ludzi, to ci ludzie nie są za każdym razem TACY SAMI. Spotykasz ich w trochę innym kontekście, innym momencie albo – mówiąc językiem marketingowym: na innym etapie procesu zakupowego.
Proces zakupowy składa się trzech etapów. Najpierw klient uświadamia sobie, że ma jakąś potrzebę lub problem. Później szuka różnych sposobów na zaspokojenie swojej potrzeby lub rozwiązanie problemu. W trzecim etapie zastanawia się nad zakupem konkretnego produktu i porównuje go z innymi.
Webinar sprawdza się świetnie właśnie w tym trzecim etapie, kiedy chcesz wzbudzić zaufanie i pokazać klientowi zalety twojej oferty. Recykling treści pozwala trafiać do takich osób, które dziś nie są jeszcze gotowe, żeby kupić, ale w przyszłości będą.
Jeżeli uczestnik webinaru cię o coś pyta, to jest spora szansa, że podobne pytanie zadają sobie w głowie inne osoby. Czyli treść odpowiadająca na takie pytanie będzie dla nich interesująca.
Poza tym forma webinaru wymusza, żeby ta odpowiedź była jak najbardziej zwięzła, bo w kolejce czekają już następne pytania.
I właśnie dzięki temu pytania i odpowiedzi z webinaru to idealny materiał do wykorzystania w social mediach!
Podsumowując: recykling treści z webinaru przynosi ci trzy korzyści:
- docierasz do większej liczby osób,
- twój przekaz jest bardziej skuteczny,
- a odpowiadając na pytania, budujesz bazę wartościowych, merytorycznych mikrotreści do wykorzystania w mediach społecznościowych.
Jak przygotować webinar, żeby ułatwić sobie później recykling treści?
Trzeba to zrobić tak, żeby recykling treści zajął później jak najmniej czasu. Łatwo powiedzieć…
Kiedy próbujesz wyciąć jakiś krótki fragment nagrania, gubi się kontekst i nie wiadomo, o co chodzi. Poza tym wypowiedź prowadzącego jest czasem chaotyczna, urywana, bo pojawiają się komentarze i pytania od uczestników, na które trzeba reagować. Trudno z tego potem wyciągnąć jakiś spójny, ciekawy fragment.
Jak sobie z tym poradzić? Trzeba zaplanować webinar w odpowiedni sposób.
Kojarzysz piątą symfonię Beethovena? Być może nie znasz całego, 40-minutowego utworu, ale z pewnością jesteś w stanie odtworzyć w głowie słynny początek: „Tu-du-du-duum! Tu-du-du-duum!”
Z punktu widzenia recyklingu treści V Symfonia jest dość kiepska, bo choć trwa 40 minut, to poza tymi paroma taktami z początku inne fragmenty jakoś nie przebiły się do masowej świadomości. Gdybyśmy je pocięli i wrzucili do social mediów, to nie miałyby zbyt wielu lajków.
Jak możesz zrobić to lepiej?
Planuj swój webinar nie jak symfonię, tylko raczej jak playlistę na Spotify. Inaczej mówiąc: składaj go z mniejszych fragmentów, które będą do siebie pasować, ale z których każdy będzie atrakcyjny również wtedy, kiedy ktoś posłucha go osobno.
Webinar powinien być jak playlista na Spotify: zrób z niego spójną całość złożoną z niezależnych elementów
Najlepiej podejść do tego mocno nieszablonowo.
Od kilku lat mieszkam w Wielkiej Brytanii, ale mniej więcej rok przed przeprowadzką wybrałem się z żoną do Anglii na wycieczkę. W Derby złapała nas naprawdę paskudna pogoda: deszcz i wiatr. W życiu bym się tego po Anglii nie spodziewał! Postanowiliśmy schować się w pizzerii i coś zjeść.
Weszliśmy do środka – zziębnięci, woda po nas spływała, okulary parowały – i od razu zrobiło się przyjemnie: zapach ziół i roztopionego sera, przyjemna muzyka, a przede wszystkim ciepło. Zamówiliśmy pizzę, kelner przyniósł ją bardzo szybko i była rewelacyjna. Poczuliśmy taką błogość, że nie chciało nam się wychodzić. Moja żona zamówiła jeszcze deser, a ja piwo i miejscową przekąskę, czyli prażone migdały z chili – w tamtym czasie wydało nam się to najgenialniejszym snackiem, jaki kiedykolwiek jedliśmy!
Kilka miesięcy później odwiedzili nas w domu znajomi, żeby pograć w planszówki. Moja żona jak zwykle zrobiła różne pyszne rzeczy do jedzenia – w tym: migdały z chili!
Spróbowałem i choć smakowały dobrze, to jednak kompletnie inaczej niż na wycieczce. Przyglądam się orzechom i mówię do żony: „Hej, ale to przecież nie są migdały tylko nerkowce”. A ona na to: „No, tak, bo nie miałam migdałów. Chili też nie miałam, ale dałam zwykłą paprykę”.
I nagle odkryłem, że można zrobić migdały z chili bez migdałów i bez chili! To się nazywa recykling treści…
Spróbuj w podobny sposób podejść do przygotowania swojego webinaru. Zaplanuj go tak, jakby to miało być coś zupełnie innego.
Zabierając się za przygotowanie webinaru, zwykle chcemy jak najkrótszą drogą dojść do finalnego efektu, czyli do slajdów. To nie jest dobry pomysł. Jak mówi Kamil Kozieł, specjalista od robienia prezentacji, gdyby tak wyglądało robienie filmów, to reżyser wysyłałby ekipę filmową w teren z zadaniem: „Idźcie, nagrajcie jakieś góry, lasy, wodospady, a my potem coś z tego zmontujemy”. Udało się to podobno tylko w Hobbicie.
Dużo lepszą strategią jest zaplanowanie trzech głównych myśli, które chcesz przekazać, a następnie rozbicie każdej z nich na trzy podpunkty. Później trzeba się zastanowić nad rozpoczęciem – czymś, co przykuje uwagę odbiorców i odpowie na pytanie, które podświadomie sobie zadają: co ja będę z tego miał?
Na zakończenie warto całość podsumować i przypomnieć uczestnikom, czego się dowiedzieli. To jest też moment na poproszenie ich o wykonanie określonego działania, np. zakup konkretnego produktu.
Kiedy masz gotowy taki schemat, możesz już napisać scenariusz (niektórzy mówią też „skrypt”) swojego webinaru. W ten sposób nie tylko cały webinar będzie miał swój początek, rozwinięcie i zakończenie, ale każdy jego istotny element też.
Kiedy wiesz już dokładnie, co chcesz powiedzieć, w jakiej kolejności i jakimi słowami, możesz dodać do tego warstwę wizualną, która wzbogaca i wzmacnia twój przekaz.
Zaplanowanie webinaru wymaga czasu, który jednak odzyskasz podczas recyklingu
A co z interakcją z uczestnikami? Trudno to zaplanować, bo przecież nie wiemy, w którym momencie pojawią się pytania. Na szczęście i na to znajdzie się rada.
Rozwiązanie tego problemu jest znane od ponad 100 lat, a za jego odkrycie możemy podziękować pewnemu rosyjskiemu uczonemu, który za swoją dobrą robotę, dostał nagrodę Nobla.
Mowa o Iwanie Pietrowiczu Pawłowie. Pawłow przeprowadzał następujące doświadczenia: kiedy podawał psom jedzenie, przy okazji dzwonił dzwonkiem. Odruchem bezwarunkowym u psów jest ślinienie się na widok jedzenia, jednak na skutek działań Pawłowa po jakimś czasie czworonogi zaczęły kojarzyć jedzenie z dźwiękiem i śliniły się, kiedy słyszały dzwonek, mimo że nie towarzyszyło mu już jedzenie.
Doświadczenie to wzięli sobie do serca producenci smartfonów. Bardzo skutecznie wyszkolili użytkowników, że kiedy słychać dźwięk powiadomienia, trzeba popatrzeć na ekran. Jak bardzo silny jest to impuls? W wyniku badania przeprowadzonego przez firmę iPass, operatora sieci hotspotów, okazało się, że 72% ankietowanych używa telefonu w toalecie, 11% zerka na ekran podczas pogrzebu, a 7% – w czasie seksu.
Powiadomienia w telefonie, tak samo jak komentarze pojawiające się w trakcie webinaru, są dla nas tym, co dzwonek dla psów Pawłowa. Są bodźcem, który wywołuje pewien odruch. Jeżeli masz taką świadomość, możesz próbować kontrolować swoje działanie i nie zwracać uwagi na komentarze. Ale to się rzadko udaje. To tak jak z mocnym postanowieniem, że nie będziesz zaglądał do telefonu po 20:00.
Dużo skuteczniej działa wyłączenie bodźca, który wyzwala określone zachowanie. Wystarczy zamknąć okno z komentarzami albo zasłonić je czymś i wyłączyć wszystkie sygnały dźwiękowe. W ten sposób nie będziesz zerkać do dyskusji, gubić wątku i skakać między tematami.
Oczywiście nie można zupełnie rezygnować z interakcji z uczestnikami. Na pewno warto mieć włączone komentarze, zanim zaczniesz, żeby się przywitać i upewnić, że od strony technicznej wszystko działa.
Później, w scenariuszu webinaru, zaplanuj sobie przerwy na interakcję między poszczególnymi częściami. Kończysz jeden wątek, sprawdzasz komentarze, ewentualnie odpowiadasz, a później znów zamykasz okno czatu, żeby cię nie kusiło, i startujesz z kolejnym wątkiem.
Przy okazji mały pro tip: poproś o pomoc drugą osobę, żeby wyławiała z czatu same pytania i kopiowała ci je w osobne miejsce, np. do dokumentu Google. Wtedy odpowiadanie na takie pytania idzie dużo sprawniej, a ty nie musisz skanować całej dyskusji toczącej się pod twoją prezentacją.
Jak przygotować webinar od strony technicznej?
Są różne platformy stworzone specjalnie do webinarów. Sam korzystałem w pewnym momencie z oprogramowania WebinarJam. Niestety, nie spełniło moich oczekiwań. Transmisje się rwały i zawieszały, więc zrezygnowałem z tego narzędzia, otrzymałem zwrot pieniędzy i musiałem szukać nowego rozwiązania.
Rozłożyłem platformę webinarową na czynniki pierwsze. Doszedłem do wniosku, że taki system składa się z czterech elementów:
- strony do zbierania zapisów na webinar (landing page),
- możliwości nadawania wideo na żywo (z udostępnianiem ekranu),
- czatu z uczestnikami
- i wysyłania przypomnień mailem.
Z moich doświadczeń wynika, że zwykle najwięcej problemów jest z samą transmisją wideo. Albo obraz się zacina, albo nie słychać dźwięku.
I wtedy pomyślałem: YouTube! To jest platforma, która ma temat wideo dobrze rozpracowany i nie zatyka się nawet przy dużym ruchu. Dodatkowo, jeśli chcemy mieć kontrolę nad tym, kto nas ogląda, wystarczy ustawić transmisję jako niepubliczną i wtedy jest ona widoczna tylko dla osób, które mają odpowiedni link. YouTube Live ma też swój czat, więc mamy zapewnioną komunikację z widzami w czasie rzeczywistym.
Z kolei zewnętrzne narzędzia, typu OBS Studio, Ecamm Live czy StreamYard, pozwalają poradzić sobie z ograniczeniem YouTube Live polegającym na tym, że nie da się w nim udostępniać ekranu.
A co ze zbieraniem zapisów i wysyłką maili z przypomnieniami? Tutaj z pomocą przychodzą rozwiązania stworzone specjalnie do wysyłki maili, z których wiele ma też funkcję tworzenia prostych stron lądowania. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zbierać zapisy na webinar od razu w takim systemie – w moim przypadku jest to MailerLite, choć są też inne.
Dwa lub trzy narzędzia połączone ze sobą mogą działać lepiej niż jedna, gotowa platforma webinarowa
Podsumowując: zamiast jednej platformy webinarowej lepiej mieć 2-3 osobne narzędzia, które wspólnie działają na twoją korzyść. Nie musisz się przejmować limitami, jeżeli chodzi o liczbę uczestników czy długość trwania webinaru. Masz dużo więcej możliwości, a do tego wszystkiego jest to rozwiązanie znacznie tańsze albo wręcz darmowe, jeżeli korzystasz z OBS Studio i masz w MailerLite poniżej 1000 subskrybentów.
Jest jeszcze jedna dość ważna korzyść. Nagrania z platform webinarowych są często mocno skompresowane, żeby pliki zajmowały mniej miejsca, a przez to mają niższą jakość obrazu i dźwięku. YouTube pozwala na nadawanie w rozdzielczości Full HD, o ile tylko masz odpowiednio szybkie łącze internetowe, i od razu nagrywa wszystko w takiej samej rozdzielczości.
Jak wykorzystać recykling treści i webinary do pozyskiwania nowych klientów?
Recykling treści w mediach społecznościowych ma jedną wadę. Docierasz praktycznie tylko do osób, które już cię znają, które polubiły twoją stronę albo obserwują twój profil.
Pamiętaj jednak, że webinar – oprócz tego, że jest źródłem treści, które możesz przerabiać – jest też źródłem potencjalnych klientów. Buduje twoją listę adresową, bo na webinar zapisują się zwykle osoby zainteresowane rozwiązaniem określonego problemu.
Taką listę uczestników webinaru możesz wyeksportować, następnie wgrać ją do menedżera reklam na Facebooku i stworzyć grupę podobnych odbiorców. Jak wiadomo, Facebook wie o nas więcej niż najbliższe osoby, więc jest w stanie dość trafnie dobrać odbiorców podobnych do tych, którzy zapisali się na twój webinar.
Gdy masz już taką grupę, wyświetlasz jej za pomocą reklam mikrotreści z twojego webinaru – krótkie posty, kilkuminutowe wideo itd. Facebook śledzi, które z tych osób zainteresowały się tymi treściami, i tym osobom możesz później wyświetlić reklamę swojego następnego webinaru.
Moim zdaniem to świetna maszynka do pozyskiwania klientów! Jak długo może działać? Wróćmy na moment do Hamleta.
Szekspir napisał swój dramat ponad 400 lat temu. Od tamtego czasu na jego podstawie powstały nie tylko tysiące sztuk teatralnych, ale też m.in. książki, programy telewizyjne, wiersze, gry wideo i filmy. Wśród nich – Król Lew, najlepiej zarabiający film animowany w historii.
Nie byłoby Króla Lwa, gdyby wcześniej nie powstał Hamlet. Pamiętaj o tym, jeżeli będziesz mieć wątpliwości, czy na pewno warto przerabiać raz stworzoną treść na inne formy.