Uczyła na YouTube, jak myć włosy. Dziś ma ogromną społeczność
i błyskawicznie rosnący biznes

Zdobywanie fanów na Facebooku czy obserwatorów na Instagramie to nie to samo co pozyskiwanie klientów. Popularność w social mediach nie tak łatwo przełożyć na pieniądze! Ale osoba, z którą rozmawiam w tym odcinku, robi to po mistrzowsku.

5 lat temu zaczęła dzielić się w internecie sposobami na pielęgnację włosów. Dziś ma wokół siebie całą armię włosomaniaczek, zbudowała silną markę osobistą i prowadzi błyskawicznie rosnącą firmę. Moim gościem jest właścicielka sklepu NaPiekneWlosy.pl Agnieszka Niedziałek.

Linki do osób i firm wymienionych w tym
odcinku podcastu

Prezent dla słuchaczy

Jak sprzedawać na Facebooku
Jak skutecznie sprzedawać na Facebooku? Zapisz się do Klubu MWF i zobacz wideoszkolenie Marcina Osmana Chcę to 

3 rzeczy do zrobienia po wysłuchaniu tego podcastu

  1. Postaraj się maksymalnie zagłębić się w daną dziedzinę. Wówczas będziesz mieć mniejszą konkurencję.
  2. Mały sklep internetowy nie wygra z dużymi graczami ceną, ale może wygrać relacją, którą zbuduje z klientami. Zadbaj o tę relację już na początku.
  3. Pracuj nad swoimi umiejętnościami sprzedażowymi. Jeżeli inne firmy widzą, że potrafisz sprzedawać, zaczynają same zgłaszać się z propozycjami współpracy.

Podcast w wersji wideo

Aby używać odtwarzaczy multimedialnych, musisz wyrazić zgodę na użycie plików cookies usług odtwarzaczy
Ok, zgadzam się

Tych odcinków też warto posłuchać

Podcast do czytania

Marek Jankowski: Agnieszko, będziemy oczywiście rozmawiać o tym jak włosy pomagają zrobić biznes. Masz dużą społeczność w social mediach, prowadzisz sklep z kosmetykami do włosów. Skąd się wzięła idea? 

Agnieszka Niedziałek: Temat włosów pojawił się trochę przypadkowo, nie zawsze się nim zajmowałam. Nie jestem też fryzjerką, pyta o to część ludzi. Temat przyszedł z potrzeby wypełnienia pustki po innych zainteresowaniach. Moją pasją było trenowanie psów, ale gdy one odeszły, uznałam, że nie będę już miała lepszych pupili. Kolejna pasja: kolarstwo, skończyła się poważnym wypadkiem.

Szukałam czegoś, czym mogłabym się zająć. I kiedyś przypadkowo spaliłam sobie włosy, chyba podświadomie. Wydaje mi się, że mój organizm sam się chciał uratować. Czyli zrobić coś drastycznego, żeby odciągnąć uwagę od fatalnego nastroju.

Po tym wypadku chciałam doprowadzić włosy do ładu. Zawsze byłam niespełnionym naukowcem, więc podeszłam do tematu bardziej naukowo. Szukałam sposobów, co jak działa i co robi. Analitycznie. Od tego się wszystko zaczęło.

Włosy mi się tak szybko poprawiły, że znajomi zaczęli pytać jak to możliwe. Po rozmowie z wieloma osobami założyłam fanpage. Wtedy wstrzeliłam się w modę na niecodzienne fanpage. „Sposoby na piękne włosy, o których nie miałaś pojęcia” – tak się nazywał. Umieszczałam infografiki, wskazówki. Potem założyłam blog, aby zwiększyć jakość treści. Na koniec jako naturalny sposób rozwoju, założyłam kanał na YouTube, aby pokazywać jak dbać o włosy, o filmy prosili czytelnicy.

Mycie włosów to nie jest prosta sprawa w twoim przypadku. Jaka jest długość twoich włosów?

Ponad 100 cm. Włosy za pupę. To tworzy dosyć skomplikowane sytuacje w przypadku korzystania z łazienki, przepraszam za szczegóły. To jest według mnie oznaka długich włosów: jak się musisz strategicznie wybierać do toalety.

Długie włosy mogą być wyzwaniem, ale jest dużo mitów. Na przykład: mycie zajmuje mi 10 godzin, albo że zużywam całą butelkę szamponu. Mówię o tym na filmach. Filmy są dłuższe niż mycie moich włosów. Szamponem myjemy głównie skórę głowy, której mamy wszyscy tyle samo. Lubię rozwiewać mity i upraszczać pielęgnację.

Właśnie mi przewróciłaś światopogląd. Całe życie myślałem, że szampon jest do włosów!

Dlatego właśnie nazwy szamponów mojej marki starają się zmienić myślenie. Na przykład: „szampon kojący do przetłuszczającej się skóry głowy”. Staram się produktami zmieniać świadomość. Na wszystkich szamponach jest napisane, że są do włosów. Pokaż to włosomaniakom i już się zaczyna się wykład.

Mówiłaś, że nagrywałaś filmy, żeby pokazać, jak się dba o włosy. To był kolejny krok w budowaniu społeczności?

Nie miałam wielkiego planu, naturalnie się rozwijałam do kanału w YT. Choć tytuł „Jak myć włosy” to clickbait, to wyszedł mi świetny wynik, około 700 tys. wyświetleń. Nie było też kanału stricte o pielęgnacji włosów. Dzięki temu mój kanał zdobył przewagę nad konkurencją. Przez 2-3 lata nikt na YouTube nie zrobił podobnego kanału.

Gdy zaczynałaś, to jaki miałaś cel? Myślałaś o rozwoju firmy? Byciu influencerką?

Nie od razu myślałam o budowaniu marki osobistej na YouTubie. Nie miałam zamiaru stać się sławą internetową, to był początek 2014 r., na topie były szafiarki. Gdy zajmowałam się szkoleniem psów, to lubiłam nagrywać to, co robię. Śledziłam trendy za granicą. Wtedy Polska w tym temacie była jakieś 20 lat do tyłu.

I tu ciekawostka: uważam, że w temacie pielęgnacji włosów jesteśmy 20 lat do przodu. Zagraniczne grupy są mniejsze niż moja grupa Włosing. 200 tysięcy ludzi w grupie na Facebooku to sporo. Jestem bardzo dumna, że w Polsce ludzie są w stanie wciągnąć się w ten temat. Mimo twardych zasad w grupie, społeczność się rozwija.

Zawsze chciałam robić coś fajnego na maksa. Jak się za coś biorę, to staram się z całych sił. Zajęłam się włosami i chcę, aby moja marka była najlepsza na świecie. Tworzę teraz produkty, będę poszerzała wiedzę, bo chcę, aby moje rzeczy były „naj”.

Poprzednie pasje zgasły z różnych przyczyn. To nie było coś, co się znudziło. Widziałem, że się oddawałaś swoim pasjom. Nawet byłaś w Mam talent!

Ale fajny robisz research! Obecnie mam to, co nazywam: „dreszcze żenady”. Część osób postrzega mnie jako ekstrawertyczkę, a ja kocham ciszę. Nie mam problemu, aby mówić do ludzi. Część ludzi pyta się, czy musiałam się przełamać. A ja staram się tłumaczyć wszystko tak, jakbym wyjaśniała wszystko samej sobie.

Tworzyłaś treści, realizowałaś pasję. To jest coś, co daje radość. Ale od YouTube’a do stworzenia sklepu jest długa droga.

Na filmach używałam kosmetyków. Widzowie się pytali, gdzie to kupić. Wszystkie produkty były bardzo rozsiane po wielu sklepach. Mój sklep internetowy zbiera marki w jednym miejscu, jest wygodniejszy. Zaczynałam od zera. Musiałam wymyślić wszystko od nowa. Pierwszy magazyn był w moim domu, w bloku na szóstym piętrze. Kurierzy się dziwili.

Do tworzenia treści o włosach i prowadzenia sklepu są potrzebne zupełnie inne umiejętności. Ty zdobywałaś wiedzę o włosach i podawałaś ją dalej. Ale do handlu trzeba innego podejścia. Potrzebujesz się znać na logistyce. Trzeba choćby podpisać rozmowę z kurierami. Gdzie pojawiły się nieoczekiwane bariery?

Firmę miałam wcześniej, gdy byłam nauczycielką angielskiego w szkole językowej. Jak zaczynałam sprzedawać kosmetyki do włosów, miałam już doświadczenie w prowadzeniu firmy i dokumentacji działalności. Dużą motywacją było to, że nie miałam już małego ZUSu, musiałam się mocno starać. Reszty nauczyłam się stopniowo: blog i nauka WordPressa, negocjacje cen. Tu miałam pewnie wiele wtop, bo nie umiem negocjować. Na szczęście mam teraz od tego ludzi.

Wypracowałam twardą skórę, jeśli chodzi o krytykę czy niezadowolonych klientów. Albo pomylone zamówienie… Bardzo przejmowałam się, gdy wysłałam balsam, który nakłada się na włosy, zamiast szamponu. Zawsze chciałam zrobić sklep przyjazny dla klienta. Czyli jak bym chciała, aby mnie traktowano jako klienta. Pomyłki się zdarzają, nie jesteśmy robotami. Staramy się zawsze to naprawić.

Handel internetowy to obecnie miejsce dla dużych graczy. Małej firmie trudno się przebić, bo klientom jest wygodniej wybierać, ceny są niższe. Czy miałaś świadomość, że będziesz dużo pracować i ciężko będzie zarobić?

Wiem o tym, że ciężko jest zarobić na e-commerce. Zwłaszcza, gdy nie jesteś producentem. Marże w sprzedaży są bardzo małe. Duże firmy mogą negocjować choćby ceny przesyłek. Mam mniejszą siłę w negocjowaniu. Według mnie w tej sytuacji kluczowa jest wartość dodana.

W moim sklepie klienci kupują nie tylko produkty, ale całą mnie, razem z wiedzą, którą im dostarczam

Moi klienci to są osoby, które mnie oglądają, słuchają, spotkały mnie. Czegoś się ode mnie nauczyły. Trochę działa zasada wzajemności. Człowiek docenia, że zmieniłam jego włosy.

Niektórzy mówią, że nawet zmieniłam im życie, bo stan włosów był dla nich blokadą. Takie osoby chcą się odwdzięczyć. I, dodatkowo, w moim sklepie jest wiele produktów, które pomagają dbać o włosy. Nie trzeba szukać po sklepach. Ja wiem najlepiej wiem, jakie produkty powinny być w sklepie. Pojawiają się strony, które kopiują mój asortyment. Wiedzą, że jak ja coś wprowadzam, to jest przemyślany wybór i to pasuje do pozostałych produktów.

Jest jeszcze moja marka. Wiem, że ludzie obserwują, co robię. Nie mam problemu, że mnie kopiują. To jest normalne. Pojawia się jedna osoba, następna to naśladuje, bo to działa. Własna marka daje mi niezależność, bo ja sama kontroluję to, co się dzieje. Nawet jak jesteś dystrybutorem, to sklepy mogą ci odmówić, bo ulegną wielkim graczom. Duże firmy obiecują sklepom wielką sprzedaż. Potem się okazuje, że to była ściema, ale ty straciłeś produkt w dystrybucji.

Własna marka daje niezależność. Mogę z nią zrobić, co chcę. Słyszałam teraz, że mamy nawet rok marki własnej. Blogerzy trąbią o marce własnej, ale to jest prawda. To nie jest przesada, że marka własna ma dużą przewagę.

Jak przyciągasz ludzi do swojego sklepu? Tylko przez media społecznościowe?

Dużo robię offline. Niedawno na targach do mojego stoiska stało się półtorej godziny. Bardzo doceniam, że ludzie stali tak długo w kolejce, żeby ze mną porozmawiać. To była okazja, żeby porozmawiać na żywo, przełamać barierę ekranu.

Kocham jeździć na targi. Ludzie mówią: „Agnieszko masz takie włosy, jak w Internecie”, albo mówią, że włosy mam nawet ładniejsze. Często myślimy, że ludzie z Internetu to tylko awatary, jakaś kreacja. A tutaj widzisz Agnieszkę, co ma długie włosy. Mówi jak w internecie. Myślę, że to przyciąga wiele osób do mnie. Że ja żyję tematem.

Chciałem nawiązać do energii, którą masz w sobie. Sklep się rozrasta, firma ma przychód, a sprzedajesz dopiero od 3 lat. Z mojego doświadczenia mało który biznes tak szybko się rozwija. Co robisz inaczej niż inni?

Myślę, że zajmuję się tym, co uwielbiam. Po drugie to jest też styl życia. Jestem strasznym pracoholikiem. Całe moje życie to jest sklep. Cały czas myślę, co zrobić nowego. Wydaje mi się, że błędem jest wymyślanie sobie czegoś na siłę. Jak lubisz piec ciastka, to nie znaczy, że będziesz mieć super cukiernię.

Lubię to, że cały czas mogę robić coś więcej, podoba mi się, że nie ma ograniczeń. Mam markę w Polsce, mogę wyjść w świat. A potem w kosmos. Muszę się rozwijać. Miałam etap sklepu stacjonarnego. Większe pomieszczenie, ale się nie udało. Nie umiem prowadzić biznesu offline w takiej formie. Zamknęłam ten sklep i kombinowałam dalej. Dołożyłam dystrybucję, system B2B, ogarnęłam system sklepowy.

Zawsze myślę, co można robić dalej i nigdy nie zatrzymuję się na tym, gdzie jestem. Teraz zebrałam ekipę, która pomaga mi ogarniać aktualne sprawy. A ja sama mogę myśleć, co będzie za pół roku, rok, dwa lata albo nawet dziesięć. Może to jest tym „czymś innym”?

A czy wiesz, dlaczego tak masz? Przedsiębiorcy marzą o stabilnej firmie, a ciebie nie zadowala to, co masz. Masz parcie do przodu. Wyniosłaś to ze szkoły?

Nie mam dobrych wspomnień z pracy w szkole. Mam wrażenie, że szkoła nie jest dostosowana do osób, którym się chce więcej. Na studiach miałam różnych wykładowców. Na nudnych wykładach robiłam swoje rzeczy. Zawsze miałam w sobie coś takiego, że byłam dziwna.

To jak taka dziwna osoba ogarnia biznes? Jesteś właścicielką firmy i powinnaś zarządzać. Jak to się kręci?

Moja ekipa to świetni ludzie. Mój chłopak jest od cyferek. Świetny jest w księgowości. Według mnie podstawa to ogarnięta księgowość, która zna przepisy i pomoże Ci w kłopotach. Trzeba też rozumieć, że jak nie wyrabiasz, to musisz mieć osoby do pomocy. I jeszcze współpracować z tymi osobami w ludzki sposób.

Traktujmy innych tak, jak sami chcemy być traktowani. Nie można być niemiłym dla ludzi

Daję dużo wolności. Jak paczki są wysłane, nie ma kosmicznych błędów, to ja nie mam problemów. Chcę, żeby ludziom w firmie było przyjemnie. Jak wchodzę do pokoju, gdzie pracują, to słyszę, jak słuchają muzyki. Jak ktoś jest chory, to zostaje w domu. Nie chcę tak, jak miałam w szkole, czyli żeby liczyły się tylko papiery. To chyba kwestia podejścia.

A to nie jest zbyt liberalne podejście? Może nikt jeszcze cię nie zawiódł? Znamy dużo takich historii.

Nie jest tak, że nie miałam przykrych doświadczeń. Osoby, z którymi pracuję muszą zrozumieć mój styl bycia. To muszą być osoby, z którymi się dogaduję i lubię. Czasem jestem niekomunikatywna, musimy nadawać na tych samych falach. Była masa błędów. Miałam kryzysy, czasem było tak, że jak już się wyklarowała sytuacja i zeszło powietrze, to mocno chorowałam. Gorączka 40 stopni, jakaś angina.

Dużo wielkich firm chciało nam podebrać produkt, który ja sama odkryłam wcześniej. Kiedyś pojechałam na Węgry, gdzie mieszkałam jakiś czas i odkryłam produkt, który istnieje od 1949 roku. Pomyślałam: „dlaczego u nas go nie ma?”. A potem: „Jak będę miała sklep, to go tam będę sprzedawać” – to było dwa lata przed startem mojego biznesu. Teraz każdy, kto coś wie o pielęgnacji włosów, to zna wcierkę Banfi. A wcześniej tego nie było. Do ludzi dochodzi, że to ja pomagam sprzedawać ten produkt.

Zawsze jest opcja, że to padnie, że będzie jakaś hiperinflacja. Wtedy ludzie mogą nie myśleć o włosach. Ale czy to oznacza, że mam kończyć biznes?

Jeśli chodzi o współpracę na zasadzie dystrybucji, znam przykłady jak bardzo trudno obronić dystrybucję. Zwłaszcza, gdy ją rozhulasz. Często więksi gracze podbierają produkt mniejszym.

Taki mechanizm był częsty. My gramy na relację z firmą. Pokazujemy, jak robimy, jak sprzedajemy. Słyszałam, że w innych krajach nie ma takiej otwartej współpracy. Jest jakaś dystrybucja, ale nie na taką skalę. Nie ma obecności firmy w social mediach.

U nas ludzie wrzucają do sieci efekty, pokazują, dzielą się. Myślę, że to daje dużo. Słupki tylko rosną. Firmy się od nas uczą, bo często w ich kraju ich social media są na innym etapie. Mogą skorzystać z tego, co u nas zadziałało, a u nich dopiero wchodzi.

Podobnie z osobami, z którymi pracuję ponad 2 lata. A firma istnieje trzy. Są osoby, które pracują ze mną niemal od początku. Zaczynały od pakowania paczek, a teraz załatwiają mi współpracę i odpisują na ważne maile. Tworzy się struktura firmy. To jest fajne. To jest trochę jak rozwój dziecka. Czasem jest trudno, ale ty się cieszysz. Ciężko mi porównać ten rozwój, bo dziecka nie mam. Ale analogie są.

Mówisz, że pracujesz z ludźmi, z którymi możesz się dogadać. Że lubisz tych ludzi, bo mają translator twojego języka w głowie. A jak tych ludzi znajdujesz, dobierasz?

Pierwsza osoba, która mi dorywczo pomagała, przyszła z ogłoszenia w Internecie. Ale się dogadywałyśmy. Niestety miała kłopoty rodzinne i nie mogła mi dalej pomagać. Druga osoba wyjechała do Anglii, ale fajne jest to, że jak przyjeżdża, to się spotykamy.

Potem był mój Mateusz, mój chłopak, który jak zobaczył, że nie wyrabiam, to wziął się za księgowość. Ja jestem jedną wielką antyarchiwizacją. A on ma swój skanerek przenośny, tu folderek, tu Dropbox, chmura, trzy kopie zapasowe. To jest totalne przeciwieństwo mnie. Ale on się odnajduje. I to jest fajne. Jak zobaczył, że zaczynam tonąć, to mi pomógł. A teraz to on tonie. Mam nadzieję, że się uda i wejdzie ktoś, z kim podzieli się pracą.

Kolejna osoba do pomocy, przyszła kiedyś coś kupić w moim sklepie. Zobaczyła paczki po sufit, kartony, jakby tam wpadło stado dzików. Zapytała, czy nie potrzebujemy kogoś do pomocy. Bo szkoda by było, żebym zginęła pod kartonami jak Hanka z M jak miłość. Została z nami i jest moim managerem, ogarniaczem wszystkiego. A zaczynała od pakowania paczek.

Trochę zboczę z tematu, ale to jest ważne. Kiedyś nie wszystko musiało być eko, więc pakowaliśmy w folię, taśmę, karton. Teraz tendencja do bycia ekologicznym wymogła na nas zakup nacinarki do kartonów. W pierwszym roku większej działalności kupiliśmy maszynę, która przerabia kartony na wypełniacz. To kilka tysięcy kosztuje. We wszystkim można coś ulepszyć.

Inne osoby pracowały z nami, ale życie się tak złożyło, że wyjechały. Jest jeszcze jedna osoba, która włosami zajmuje się dłużej niż ja. Taki hardcorowy włosomaniak wszechczasów. Znałam go z internetu zanim się wszystko zaczęło. Potem został moim klientem, a teraz jest pracownikiem. Coraz częściej pracuje też ze mną mój tata, który już wcześniej pomagał z doskoku.

Mam ludzi pracujących zdalnie. Mam osobę, która jeździ po różnych krajach i pracuje online. W Poznaniu pracuje mój jeden facet. W ogóle trzy czwarte moich pracowników to mężczyźni. Zwykle na targach mamy męską ekipę.

A co robią zdalni pracownicy w twojej firmie?

Olek z Poznania zrobił wszystkie opisy, odpisuje na maile od klientów, które nie wymagają osobistego kontaktu na miejscu. Olek odpisuje w taki sposób, że potem dostaje maile zaczynające się od: „Szanowna Pani Aleksandro!”.

Dużo jest maili. Są różne. Moim zdaniem warto wydelegować odpowiedzi na maile. Jak jesteś właścicielem firmy związanym emocjonalnie z firmą, to nie powinieneś dotykać maili.

Człowiek bez emocji jest w stanie najgorszą sytuację obrócić na plus dla firmy w taki sposób, że klient jest zadowolony. A potem ten klient może zrobić jeszcze więcej zakupów w roku. Jak podejdziesz emocjonalnie, to jest afera. Lepiej zastosować odcięcie emocjonalne.

Powiedziałaś mi wcześniej, że odkąd masz sklep, to marki chcą chętniej współpracować. Ale wiadomo, że ich produkt będzie jednym z wielu. Co stoi za tym, że teraz, gdy masz swój sklep, zainteresowanie jest większe?

Oni widzą, że sprzedaję. Czasem to są współprace z firmami, których produkty już sprzedaję. Oni widzą, ile sprzedaję ich produktów. Wiedzą, że jak inne sklepy będą widzieć, że ja to sprzedaję, to oni zamówią w tej firmie. Że zamówią więcej.

Niedawno zaczęłam współpracę na procent od ilości sprzedaży sztuk produktów. Kilka groszy od sztuki, ale zbierają się z tego ładne kwoty. To jest fajna współpraca dla firm, bo obniża koszty i zmniejsza ryzyko. Nie ma tak, że zapłacą 10 tysięcy złotych Agnieszce z YouTube i w sumie nie jest wiadomo, co będzie. A dla mnie to nierzadko o wiele lepszy zarobek, bo ja dużo sprzedaję. 90% produktów odrzucam, bo się nie nadają. Jak coś polecę, to ludzie to kupują.

A jak mam bardziej wywalone na to, to mi lżej. Nie ma tak, że tylko jestem influencerem i muszę na tym zarobić, bo trzeba opłacić ZUS. U influencerów jedna współpraca idzie na to, następna na jedzenie, potem na mieszkanie. Takich współprac wtedy trzeba zrobić z sześć w miesiącu, żeby żyć. Ja się nie dziwię, że potem wychodzą paździerze, jak człowiek musi na chleb zarobić.

Jak mam wywalone, bo wiem, że będę w biznesie, to nie wypadnę z obiegu. Nie mam stresu. A jak nie mam stresu, to wszystko lepiej idzie. Można myśleć o czymś więcej, nie tylko o tym, że jest ZUS, VAT, koniec roku, inwentaryzacja, a ja mam rzeczy na magazynie.

Ważne jest, żeby budować fajny zespół, bo on jest w stanie cię odstresować. Ja mogę mieć taki dzień, teoretycznie, że wstaję i nie pracuję, to mój zespół ogarnie wszystko. Długo zajęło, aby do tego dojść. Zespół wie, bo jak będzie pożar, to musimy sami go ugasić, a nie wołać: „Agnieszka, ratuj”.

Na koniec, zapraszamy do Warszawy na konferencję Małej Wielkiej Firmy 29 lutego 2020 r. Społeczność, którą zbudowałaś, powstała, bo dajesz ludziom konkretną wartość. W Warszawie mam nadzieję, opowiesz nam jak tę wartość tworzysz.

Nie mogę się doczekać! Widziałam, że będę w bardzo zacnym gronie. Może mam podejście do biznesu. Ale wydaje mi się, że daję nadzieję takim dziwakom jak ja, że mogą się odnaleźć. Mogą znaleźć swoją niszę i przyciągnąć innych. Czasem jak ktoś jest dziwny, to też jest jego wartość.

Na stronie zostały wykorzystane linki afiliacyjne. Jeżeli wejdziesz przez nie na stronę sprzedawcy i dokonasz zakupu, sprzedawca podzieli się ze mną częścią swojej marży (nie wpływa to na twoją cenę). Wymieniam wyłącznie te produkty i usługi, z których rzeczywiście korzystam i jestem z nich zadowolony.