Od etatu do własnej działalności – jak się przygotować
i zapewnić przychody zanim założysz firmę

Kiedy prawie 15 lat temu zrezygnowałem z etatu, żeby założyć własną firmę, popełniłem co najmniej dwa poważne błędy. Prawie w ogóle nie zbadałem rynku i nie policzyłem, ile będę w stanie zarobić.

Wydawało mi się, że skoro skończyłem studia ekonomiczne i jestem w miarę ogarnięty, to jakoś sobie poradzę. Nie było to zbyt mądre!

Ostatecznie moja firma przetrwała i rozwinęła się, ale wymagało to kilku radykalnych zmian kierunku działania i kosztowało masę nerwów. Pamiętam, jak ściskało mnie w żołądku, gdy zbliżał się termin płacenia ZUS-u i podatków (nie było wtedy jeszcze ulgi na start)…

Postanowiłem zaprosić do rozmowy osobę, która poradziła sobie z przejściem od etatu do własnej działalności znacznie lepiej ode mnie.

Po 9 latach pracy w teatrze postanowiła otworzyć firmę. I choć jest przedsiębiorcą dopiero od 2 miesięcy, już złapała wiatr w żagle. Jak tego dokonała? Sam jestem ciekawy! Moim gościem jest właścicielka firmy Dobra Treść Kamila Paradowska.

P.S. Chcesz wiedzieć, jak zmieniła się firma Kamili rok po publikacji tego odcinka? Zobacz tutaj.

Linki do osób i firm wymienionych
w tym odcinku podcastu

Prezent dla słuchaczy

The Business Model Canvas
Business Model Canvas. Pobierz narzędzie do analizowania pomysłów na biznes Chcę to 

Podcast w wersji wideo

Aby używać odtwarzaczy multimedialnych, musisz wyrazić zgodę na użycie plików cookies usług odtwarzaczy
Ok, zgadzam się

Podcast do czytania

Marek Jankowski: Co ostatnio czytałaś?

Kamila Paradowska: Ostatnio czytałam książkę Archistorie napisaną przez blogerów Radosława Gajdę i Natalię Szcześniak. Przeczytałam ją z miłości i ciekawości, jaką budzi we mnie architektura. Ale też z tego powodu, że badałam, jak się ma komunikacja blogerów do komunikacji w książce. Byłam ciekawa, jak autorzy bloga połączyli słowo pisane z vlogiem. Obserwowałam, ale także byłam bardzo ciekawa tego, jak można rozumieć przestrzeń.To jest dla mnie bardzo interesujący temat.

Zaskakujesz mnie za każdym razem. Masz tyle tematów, które cię ciekawią i są tak różne od siebie, że to jest niesamowite. Kiedy rozmawiam z ludźmi, którzy robią świetne prezentacje, to oni mówią, że czerpią inspiracje z bardzo różnych źródeł. Wydaje mi się, że ty masz podobnie. Powiedz mi czy tak jest? Mimo że dotyczy to zupełnie innej tematyki niż to, czym się zajmujesz na co dzień, to wyciągasz stamtąd coś dla siebie. Nie odcinasz się od tego, mówiąc: to nie jest mój temat.

Nie, wręcz przeciwnie. Mam w sobie cały czas taką dziecięcą łapczywość w stosunku do świata. Często zatrzymuję się nad rzeczami, które pozornie nikogo nie interesują i są pozornie nieinteresujące. Dlatego, że ciągle potrzebuję paliwa do swojej kreatywności, żeby ten świat poznawać i opowiadać o nim innym w zaskakujący sposób. Te przestrzenie są różne. Architektura jest ciekawa dla osób, które piszą. Głównie zajmuję się pisaniem.

Ostatnio rozmawiałam z Kariną Ślęzak, która pracuje w Google i pisze krótkie teksty do aplikacji internetowych. Powiedziała mi, że żeby zrozumieć UX , trzeba rozumieć architekturę. Trzeba wchodzić do budynków i znajdować się w przestrzeni. To bardzo pomaga w pisaniu dobrego UX , bo tak naprawdę to są scenariusze zachowań. Wymyślić coś, czy mieć w głowie i budować te przestrzenie. Architektura wbrew pozorom ma bardzo dużo wspólnego z tym, czym się zajmuję.

Dla osób niewtajemniczonych UX to jest użyteczność aplikacji internetowych. Czyli, żeby dotrzeć od punktu A do punktu B jak najkrótszą ścieżka i żeby użytkownik się nie zgubił po drodze.

Tak. UX dla architektury to też jest ważne zagadnienie.

Zdecydowanie. Przypomniała mi się historia, kiedy jako dziennikarz byłem pierwszy raz w Komendzie Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. Była tam konferencja prasowa. Prowadzili nas różnymi korytarzami grupką kilku dziennikarzy, niektórzy tak jak ja byli tam pierwszy raz. Stwierdziliśmy wtedy, że strasznie skomplikowany ten budynek i łatwo się tam zgubić. Jeden z policjantów odpowiedział: ten budynek ma swoją historię, niejeden był taki, który tu wszedł i już nie wyszedł.

Właśnie. W książce udowadniają, że każdy budynek ma swoją filozofię. Każdy budynek ma potrzeby, które ma spełnić. Ta funkcja zgubienia się jest priorytetowa w takim budynku, o jakim mówisz.

Cieszę się, że zaczęliśmy w taki sposób odbiegający trochę od tematu, o którym chcemy mówić. Pozornie odbiega, ale tak naprawdę nie. Chcę rozmawiać dzisiaj z tobą o tym, jak przeszłaś od roli pracownika etatowego do własnej działalności gospodarczej. W byciu przedsiębiorcą osobowość i podejście do różnych tematów gra rolę niebagatelną. Dlatego fajnie, że ten element też tutaj się pojawił.

Wracając do meritum — 20 czerwca 2018 roku napisałaś na swoim FB: „Właśnie zakończyłam 9 lat pracy na stanowisku kierownika literackiego teatru. Odchodzę z własnej nieprzymuszonej woli z nadzieją na przekucie wszystkiego, co umiem, na własną działalność gospodarczą”.

Minęło cztery i pół miesiąca, więc czas na pierwsze wnioski i o nich chciałem z tobą pogadać. Ale najpierw — co cię skłoniło do tego, żeby zostawić etat, bezpieczną posadę? Jest często taka opinia, że praca w instytucji kulturalnej, budżetowej, jest taka, że jak nikogo tam nie zamordujesz, to nigdy w życiu cię nie wyrzucą. Masz spokojną pracę, którą możesz kontynuować tyle, ile chcesz. Co cię skłoniło, żeby tę pracę zostawić i zająć się działalnością gospodarczą, która jest dużo mniej stabilnym zajęciem?

Myślę, że to jest podobne wśród osób w moim wieku. Mam 37 lat i w pewnym momencie przychodzi taki rodzaj kryzysu, chęci zmiany, doświadczenia czegoś nowego, bo jak nie teraz to kiedy? Przychodzi chęć robienia nowych rzeczy w swoim życiu. Mogłabym o teatrze opowiadać do końca życia — chociaż wciąż to robię — to jest moja wielka pasja, ale przychodzi taki moment, kiedy widzisz, że nie jesteś już tak sprawny fizycznie, jak wcześniej. Trochę więcej wydajesz na lekarzy. Może fajnie by było mieć trochę więcej pieniędzy, z myślą o rodzicach i o swojej rodzinie.

Moja koleżanka w teatrze zrobiła spektakl Kobieta zagrożona niskimi świadczeniami emerytalnymi [śmiech]. Kiedy otwierasz tę karteczkę z ZUS-u, to zdajesz sobie sprawę, jaka jest twoja perspektywa, pracując w budżetówce i mając budżetowe dochody. Trochę ci mina rzednie przy tych wszystkich potrzebach wewnętrznych, które się ujawniają w trakcie. Fajnie by było poznać jeszcze kogoś innego, poznać ludzi w innym środowisku, sprawdzić się, dać sobie nową energię, nowego kopniaka.

W pewnym momencie przychodzi taki rodzaj kryzysu, chęci zmiany, doświadczenia czegoś nowego

Żeby nikt nie miał złudzeń, jeśli chodzi o ZUS, to bycie przedsiębiorcą jeszcze mniej tych pieniędzy gromadzi na koncie emerytalnym. Plus jest taki, że tych pieniędzy więcej możesz mieć w kieszeni. Od ciebie zależy, czy te pieniądze dasz ZUS-owi z własnej nieprzymuszonej woli — byłoby to dosyć osobliwe zachowanie — czy zainwestujesz, odłożysz, zaoszczędzisz w dowolny inny sposób, żeby mieć je wtedy, kiedy będziesz ich potrzebować. Ten element finansowy jest istotny.

Tak jak mówiłaś, w pewnym momencie życia człowiek zaczyna dojrzewać do tego, żeby zrobić coś swojego — pewnie nie każdy, tak ma — ale mam wrażenie, że spora grupa ludzi na pewnym etapie życia zaczyna czuć, że przyjmowanie poleceń od ludzi, którzy są ich zwierzchnikami, niewiele już im da. Niewiele są w stanie się od nich nauczyć. Twoje własne doświadczenie jest na tyle duże, że zaczynasz widzieć sufit, do którego dochodzisz. Było coś takiego u ciebie?

To są światy skończone, w pewien sposób ograniczone. Kiedy pracujesz w dziale, który zajmuje się organizacją życia artystycznego, to zawsze masz ograniczony budżet na te działania. Zawsze coś jest ważniejsze, jeżeli chodzi o wydatki. Nie będziemy szaleć nie wiadomo jak, więc w pewnym momencie te pomysły już się wyczerpują.

Ja również nie jestem w stanie aż tak wiele dać od siebie i czasami wpuszczenie nowych ludzi w to samo miejsce, w którym byłam ja, w moim przekonaniu, da tej instytucji więcej, niż ja mogłam dać do tej pory. Oczywiście od moich dyrektorów, którzy są wspaniali, mogę uczyć się cały czas i ciągle mam do nich ogromną miłość. Ale rzeczywiście w tej przestrzeni, którą musimy zagospodarować, to już się tam nie widziałam do końca. Jestem ciekawa, co będzie dalej i co ktoś inny zaproponuje temu miejscu.

Kiedy bijemy się z myślami nad założeniem własnej firmy, to wyczekujemy na taki odpowiedni moment. Wiadomo, że życie toczy się swoim torem i nie zawsze jest tak, jak byśmy chcieli. Kiedy planujemy przejście z etatu na działalność gospodarczą, to nie zawsze jest dobry moment w naszym własnym mniemaniu, albo rzeczywiście są takie okoliczności. Najpierw odłożę sobie kwotę pieniędzy, żeby przeżyć zanim firma zacznie zarabiać. Teraz nie jest dobry czas, bo dzieci są w przedszkolu, więc zaczekam, aż pójdą do szkoły. Jestem teraz przed przeprowadzką, więc przeprowadzę się, zamieszkam w innym miejscu i wtedy zacznę działać. Czy ty też czekałaś na taki moment w życiu, czy to przyszło w naturalnie i nie było uwarunkowane innymi rzeczami?

Mój mąż jest osobą bardzo rozsądną i pewnie ja zdecydowałabym się szybciej na zmianę, ale podejmowaliśmy tę decyzję razem i było dokładnie tak, jak mówisz. Najpierw zmienimy mieszkanie — zmieniliśmy je, zrobiliśmy remont, mieszkamy w kamienicy w centrum Szczecina i jest fajnie. Spłaciliśmy kredyty konsumpcyjne, które były wzięte przy okazji remontu. Udało nam się zaoszczędzić i czytałam, że warto mieć zaoszczędzone trzy miesiące pensji w momencie rezygnacji z pracy. Mogłam też liczyć na pomoc finansową na starcie od moich rodziców.

Zbudowaliśmy sobie taką poduszkę finansową, która pozwoliła nam na to, żeby się nie stresować sytuacją w momencie, kiedy nie będzie klientów, lub jeśli będę musiała poświęcić więcej czasu na szkolenia, czy przeprofilowanie swojej firmy. Oczywiście kwestia dzieci też ma znaczenie. Mam dwoje dzieci, które są w wieku szkolnym i przedszkolnym, więc nie sprawiają już takich problemów, jak maleństwa, które wymagają dużej opieki. Ale wiem, że są kobiety, które zakładają firmy, mając bardzo malutkie dzieci. W momencie, kiedy siedzą w domu z dziećmi, mówią: zrobię jeszcze coś, co mi da dodatkowy przychód.

Wszystkie te rozsądne decyzje, o których wspomniałeś też miały zastosowanie w moim życiu i bardzo się z tego cieszę, że to się w ten sposób odbyło. Rzeczywiście jestem spokojna o to, jak będziemy funkcjonować, jeżeli coś się wywróci po drodze.

Jak wyglądał twój proces decyzyjny — etat czy własna firma? Czy rozpisałaś to w tabelce, radziłaś się znajomych, czytałaś mądre książki? Jak zdecydowałaś, że ten krok będzie dla ciebie dobry?

Było tak, że zanim zdecydowałam się odejść, myślałam o tym dwa lata. Te dwa lata to był taki czas, kiedy przede wszystkim eksplorowałam i sprawdzałam rynek. Patrzyłam na to, co można robić. Słuchałam twojego podcastu. Byłam ciekawa tego, czy rzeczywiście się gdzieś zmieszczę. Jak to zrobić i czy aplikować na inny etat, bo to też było dla mnie interesujące.

Zrobiłam sobie też kurs Jacka Kłosińskiego Wycena pracy w branży kreatywnej. Był to jeden z elementów, które upewniły mnie w tym, że za moją pracę ktoś zapłaci. Będę umiała mówić o tym, ile kosztuje moja praca. Będę umiała ją wycenić, bo to jest, wbrew pozorom, trudne do wycenienia. W branży kreatywnej ludzie często nie traktują poważnie takich działań, które wymagają twojej obecności w danym miejscu i napisania, stworzenia czegoś, co często zajmuje mnóstwo czasu i wymaga twojego talentu.

Czasem miałam takie wrażenie, że wszystko, czym się zajmowałam, jest w miarę tanie, biorąc pod uwagę to, ile zarabiałam. Później zaczęłam patrzeć na rynek i zdawać sobie sprawę, ile to może kosztować. Od Jacka nauczyłam się dokładnie rozpisywać koszty, tworzyć oferty i uświadamiać sobie, ile mogę zarabiać.

W momencie, w którym dokładnie zwizualizowałam sobie to w kwestii pieniędzy, nie miałam już żadnych wątpliwości. Mogę zarobić tyle, bo tyle sobie wyliczyłam. Nie pisałam typowego biznesplanu, posłużyłam się czymś takim, co się nazywa Business model canvas i to jest coś, co jest prezentem ode mnie dla słuchaczy podcastu.

Dziękuję w imieniu słuchaczy.

Zrobiliśmy naszą wersję razem z Łukaszem Kowalikiem, grafikiem, z którym współpracuję, żeby się pobawić i na jednej planszy swoją przyszłą firmę rozrysować. To także było coś, co mi bardzo pomogło w momencie, kiedy podejmowałam decyzję.

Była też jedna konkretna umiejętność, której się nauczyłam w trakcie przygotowywania się do otwarcia własnej firmy — robienie podcastów. Tego nauczyłam się od ciebie. Myślę, że jest to bardzo przydatne na rynku pracy. To wzbogaca moją ofertę. Na rynku biznesowym to jest nowe medium, które działa i jest skuteczne. Ludzie się tym interesują. Jeżeli za kilka miesięcy okaże się, że podcasty to jest tylko etap przejściowy w mojej pracy, to jednak to było coś, na czym ja zaczęłam realnie zarabiać od razu, kiedy opuściłam to wcześniejsze stanowisko pracy.

To jest ciekawy wątek. Mnie też często ludzie pytają: jak zarabia się na podcastach. Jako początkująca podcasterka — bo robisz to stosunkowo od niedawna — powiedz, jak udało ci się na podcaście zarobić?

To było coś, co proponowałam w moim dawnym miejscu pracy i co niekoniecznie łączyło się z moim zakresem obowiązków. Było czymś dodatkowym, taką próbą, do której przekonałam dyrekcję teatru. Umówiliśmy się, że będę nadal producentem tego typu nagrań.

To jest bardzo ważny wątek — jeżeli kończymy współpracę z naszym pracodawcą i chcemy na jego rzecz nadal świadczyć jakąś usługę — to musi być to usługa, która nie jest związana z naszym wcześniejszym zakresem obowiązków. Ustawodawca broni się przed sytuacją, kiedy ktoś zwalnia pracownika i każe mu ponosić koszty robienia tego samego, co ktoś robił na etacie. Tutaj tak nie było. To było coś, co ja zaproponowałam teatrowi jako producent pewnego medium, które będzie częścią bloga, strony internetowej i komunikacji instytucji.

Mam swoją stawkę, którą są koszty mojego czasu, kiedy przychodzę, nagrywam i montuję, plus koszty oprogramowania, czy też hostingu, więc daje to fajny miesięczny dochód. To jest coś, co mogę proponować też innym moim klientom, mam wrażenie, że z sukcesem. Być może pojawią się kolejne podcasty, które wyprodukuję. Może zatrudnię osoby, które będą go prowadziły.

Mam przyjaciela z teatru — Krzysztofa Czeczota — kolegę, z którym kiedyś pracowałam. On jest aktorem i otworzył właśnie dużą firmę produkującą nagrania audio. Zapewne znane, bo to jest jedna z największych firm. On mi powiedział: to jest coś, co naprawdę jest silne, mocne i czego chcą dzisiaj na rynku. Myślę, że tutaj nie ma obaw o to, żeby to medium miało się nie rozwijać.

Linki do twoich podcastów dołączymy w notatkach, więc gdyby ktoś chciał — polecam. Twój podcast — ten teatralny — jest jednym z pierwszych, które polecam, kiedy ktoś pyta mnie o podcasty stworzone przez absolwentów mojego kursu. On jest świetnie zrobiony, zawiera są fragmenty z prób i tam się dużo dzieje. To nie jest tylko człowiek, który mówi do mikrofonu. Tam jest bogato, jeśli chodzi o dźwięk. To jest fantastyczne, więc gratuluję ci tego podcastu.

Teatr jest takim medium, gdzie te dźwięki są piękne. Myślę, że wszędzie można uzyskać taki efekt. Podcasty są świetne w budowaniu świadomości marki dla przyszłych pracodawców. Wchodzimy w to miejsce i odkrywamy jego walor — czujemy jak tam jest w środku. To jest coś bardzo ważnego, bo można to zrobić zdjęciami, ale poprzez głos przenosi się ludzka energia.

Jeżeli jako pracodawca chcemy się pokazać, to fajnie jest zrobić wywiady z pracownikami, posłuchać dźwięku we wnętrzach biur czy w innych miejscach. Myślę, że to jest doskonałe medium również dla firm, żeby się pokazać. Wbrew pozorom — tak jak każdy content marketing — jest tańszy niż typowa reklama. Polecam.

Poprzez głos przenosi się ludzka energia

Wspomniałaś o Business model canvas. Chciałbym jeszcze pogłębić wątek przygotowań do odejścia z etatu. Powiedziałaś, że planowanie tego zajęło ci dwa lata, co robiłaś przez te dwa lata?

Oprócz swojej pracy etatowej współpracowałam z wieloma osobami. Robiłam dla nich małe różnorakie usługi. Również dla firm, które potrzebowały opisu na stronie. Robiłam także warsztaty. Współpracuję cały czas z instytutem teatralnym, przygotowując scenariusze lekcji teatralnych na portal Teatroteka szkolna.

Te dwa lata pozwoliły mi trochę poeksplorować te dodatkowe zajęcia i zobaczyć, jak bardzo jestem potrzebna, przygotować sobie takie zaplecze, że w momencie, kiedy skończę pracę w teatrze, to już będę miała umówioną pracę z ludźmi, z którymi wcześniej współpracowałam w mniejszym zakresie.

Wykładałam również na Uniwersytecie Szczecińskim i jak skończyłam pracę w teatrze, to był sygnał, że mam więcej czasu i mam propozycję poprowadzenia zajęć na studiach pisarskich w drugim semestrze. Mam wrażenie, że moi klienci — ludzie, z którymi współpracuję, trochę też czekali na ten moment, kiedy będę dla nich bardziej dostępna.

To jest też czas budowania kontaktów, czas budowania takiego zaplecza klientów, czas pokazywania się. Poprowadziłam raz warsztaty „Kreatywnego pisania” w galerii Tworzę się! u Pauliny Ratajczak. Wtedy Krzysztof Gmiter ze Stowarzyszenia Hybadu zapytał mnie, czy zrobiłabym to u nich. Jest to napędzanie przestrzeni dla działalności swojej firmy.

Jeżeli dobrze rozumiem — odchodząc z etatu, miałaś już zagwarantowane pewne zlecenia?

Tak. Miałam zagwarantowane, mój były pracodawca pozwolił mi na — z jednej strony robienie podcastów — a z drugiej strony bycie kuratorem projektu artystycznego. Czyli robienie jeszcze jednej rzeczy na zlecenie, która pozwoliła mi zrobić coś zupełnie nowego dla teatru, robić jeszcze rzeczy dla innych ludzi, ale jednocześnie przez chwilę tam zostać i coś nowego zaproponować. Rzeczywiście tych rzeczy było kilka. Teraz wchodzę już z pozostałymi. Trzynastego września założyłam firmę i już powoli odchodzę od tych wszystkich wcześniej umówionych zleceń. Pojawiają się nowi klienci. Otwiera się nowy świat.

Business model canvas — może w tej chwili kogoś skrzywdzę — ale podejrzewam, że to nie jest typowe narzędzie wykorzystywane w instytucjach kulturalnych. Instytucje kulturalne to jest inny rodzaj działalności opartej często na dotacjach, sponsorach, darczyńcach i nie muszą za wszelką cenę generować zysku. To są instytucje, które mają pewną wartość do przekazania i miasto czy państwo uznaje za stosowne wesprzeć taką działalność ze swojego budżetu, z podatków, bo uważa że ona jest na tyle wartościowa, że warto o nią dbać i pielęgnować.

To jest dla mnie jeden z najciekawszych wątków twojego przejścia. Pracowałaś w instytucji właśnie tego rodzaju, która jest instytucją kulturalną. Podejrzewam, że w związku z tym przejście na własną działalność mogło być dla ciebie trudniejsze niż dla kogoś, kto pracuje w typowej firmie i widzi, jak działa pozyskiwanie klientów, tworzenie oferty i sprzedaż. Nie miałaś stresu związanego z tym, że w świecie drapieżnego biznesu będzie ci ciężko?

Jest takie pojęcie wśród artystów, ludzi kultury, że świat biznesu jest drapieżny albo że tam są jakieś inne standardy. Ja mam wrażenie, że to nie jest gorszy czy inny świat. To jest taki świat, gdzie ludzie odpowiadają nawzajem na swoje potrzeby. Ktoś czegoś potrzebuje, więc ktoś inny mu to zapewnia. Ludzie się wymieniają tym, co wiedzą, umieją i to jest świat bardzo naturalny.

Sama też jestem konsumentem. Przychodzę, kupuję i korzystam z czegoś, co ktoś inny mi daje. Co więcej, lubię kiedy ktoś robi to na wysokim poziomie. Nie jest to dla mnie świat zupełnie obcy, czy odpychający, wręcz przeciwnie. Mam wielu znajomych przedsiębiorców, którzy robią fantastyczne rzeczy.

Przykładowo, korzystam z usług trenerki personalnej — zaczęłam to robić po rzuceniu pracy na etacie i wszystkim polecam. Moja trenerka, Małgorzata Szewczyk, daje mi bardzo dużo. Ona jest przedsiębiorcą — nie sądzę, że drapieżnym — jest fantastyczną osobą, która ma olbrzymią wiedzę, a ja chcę ją od niej kupić. Myślę, że tak jest w każdym przypadku.

W teatrze artystycznym jest ta różnica, że my nie spełniamy potrzeb naszych klientów, nie dostosowujemy naszego programu artystycznego do ogólnie panujących tendencji naszych widzów, którzy chcą rozrywki. Taka jest prawda — ludzie chcą rozrywki, chcą się bawić, chcą wyjść do teatru nie po to, żeby się nad czymś zastanowić, pomyśleć, czy obejrzeć sztukę krytyczną albo taką, która dotyczy gorących problemów w rzeczywistości.

Nie robimy badań na zasadzie: „o czym chciałbyś obejrzeć przedstawienie?”. Takie badania robi telewizja. My zatrudniamy wysokiej klasy artystów, żeby oni przekazali ludziom coś, czego oni się nie spodziewają. Coś, co będzie dla nich zaskoczeniem. Kierujemy tę ofertę do niszy.

Na niszy ciężko jest zarabiać, chociaż wbrew pozorom Teatr Współczesny w Szczecinie, w którym pracuję, jest teatrem, gdzie jest pełna widownia. Jego siłą jest bardzo wysoka jakość artystyczna. Mogę to zapewnić. Dyrektorem jest Anna Augustynowicz — jedna z najważniejszych postaci w polskim teatrze.

Oczywiście są naciski, są też działy marketingu w teatrze. BOW-y, czyli Biura Obsługi Widzów widzą, jakie są reakcje widzów, czy czasem z czymś nie przegięliśmy. Ale teatr musi eksperymentować. Eksperyment też zakłada porażkę.

Wielu artystów i ludzi kultury postrzega świat biznesu jako drapieżny. Jak tak nie uważam

Zwłaszcza teatr współczesny

Od teatru współczesnego tego się oczekuje. Po to są dotacje publiczne, żeby element czegoś niezwykłego był w społeczeństwie, żebyśmy myśleli.

Widzę, że świetnie czujesz tę różnicę między teatrem a firmą. Czy to cię nie stresowało, że nie będziesz już miała wsparcia w formie dotacji? Musisz zarobić na każdą złotówkę, klient musi chcieć ci ją dać.

Gdyby ta dotacja była rzeczywiście jakaś duża, to pomyślałabym, że ktoś płaci na moje utrzymanie, żebym mogła tu być i żyć kreatywnie. To chyba tak nie jest.

Czy starałaś się o dotację, jakiegoś rodzaju dofinansowanie — są różne programy dla startujących przedsiębiorstw, dla osób otwierających firmy. Czy sięgałaś po coś takiego?

Jeszcze tego nie zrobiłam. Być może popełniłam błąd. Można się zarejestrować w urzędzie pracy jako osoba bezrobotna i starać się o dotację — nie zrobiłam tego z jednego prostego powodu, że już miałam klientów, którym coś obiecałam. Zarejestrowanie się w urzędzie pracy oznacza, że jestem bezrobotna i czekam na decyzję dotyczącą dotacji. Włączam w ten kanał komunikacji jakąś zewnętrzną instytucję, która albo mi da pieniądze, albo nie da. Z drugiej strony myślę, że są osoby, którym się to bardziej przyda. Nie wiem, może to źle?

Nie, do mnie to bardzo trafia. Także uważam, że lepiej jest zarobić pieniądze i wziąć je od klientów — obydwu potrzebujesz i pieniędzy, i klientów — niż zdawać się na łaskę jakiejś instytucji. Moim zdaniem to przeczy idei przedsiębiorczości. Idea przedsiębiorczości nie jest taka, żeby iść i prosić o pieniądze. Ale z drugiej strony nie potępiam i nie krytykuję osób, które tak robią.

Wiem, że są różne sytuacje w życiu. Są takie sytuacje, w których tylko w ten sposób jesteś w stanie rozpocząć działalność. Nie masz tej poduszki finansowej, nie masz męża, który pracuje, nie masz rodziców, którzy w razie potrzeby ci pomogą, więc to jest jedyna możliwość.

Są też ludzie, którzy mają umysł analityczny, potrafią wyłuskać z tych programów coś takiego, co jest taką perełką, jest korzystne i wymaga stosunkowo niewiele zachodu, a daje dobre efekty i cenne korzyści. Ja tak niestety nie mam i dlatego absolutnie nie uważam, że to źle. Uważam, że to dobrze, ale z drugiej strony też rozumiem tych, którzy robią inaczej.

Idea przedsiębiorczości nie jest taka, żeby iść i prosić o pieniądze

W projektach, kiedy pracowałam w instytucjach, zawsze byłam od tak zwanego „mięsa merytorycznego”. Od pozyskiwania funduszy były inne osoby, które się dobrze na tym znały. Zamierzam ten trend też zastosować w mojej firmie, ale może dopiero jak zatrudnię pracownika — o czym już myślę. To jest ciekawy i ważny temat, ale na razie jestem na etapie pozyskiwania funduszy od klientów [śmiech].

Otworzyłaś firmę we wrześniu — masz wszystko na świeżo — powiedz, jak to wyglądało od strony technicznej? Czy to jest trudne, skomplikowane, czy miałaś taką chwilę zwątpienia? Ja zakładałem firmę kilkanaście lat temu, więc sporo się zmieniło do tej pory. Robi się to przez internet i jest to siedem kliknięć, czy tak nie jest?

Nie.

Szkoda [śmiech].

Gdyby tabela, którą uzupełniasz w tym formularzu, była zrobiona w inny sposób, a nie przypominała tabeli z roku 1998, to może byłoby to siedem kliknięć. Ale nie było. Gdyby pani na infolinii ministerstwa odpowiedziała: „proszę pani, my nie jesteśmy przeszkoleni, żeby odpowiadać na takie pytania”, to może byłoby inaczej [śmiech]. Ale ogólnie rzecz biorąc, jest to łatwe. Próbowałam sobie zrobić tę tabelę przez internet, ale potem stwierdziłam, że lepiej to zrobić w urzędzie i zadać pytania tej pani na miejscu.

Miałam dwie wątpliwości. Pierwsza — sposób rozliczania podatku, jak rozliczać podatek, czy na zasadach ogólnych, liniowy, czy ryczałtowy, bo to jest do wyboru. Druga — jak określić swoje kody PKD, czyli zmieścić tę swoją działalność w punktach, które proponuje państwo. To była jedyna trudność, w której rozwiązaniu pomogła mi moja księgowa — Joanna Dąbrowa, pozdrawiam cię — która mi powiedziała, jak najlepiej się opodatkować. Znała dochody moje i mojego męża, w związku z czym zwróciła uwagę, że przyjmując podatek liniowy, nie mogę się rozliczyć z moim małżonkiem. Jeżeli małżonek więcej zarabia, to płaci wysoki podatek — trzeba zwracać uwagę na takie elementy.

Myślę, że kontakt z księgowym jest zawsze cenny, bo oni znają te szczegóły i świetnie doradzą. Poza tym — jedna wizyta w Urzędzie Miasta i jedna wizyta w ZUS-ie. Ta w ZUS-ie była mega szybka. Po prostu wypluły się papierki: proszę bardzo, płaci pani 319 zł miesięcznie, a potem po sześciu miesiącach proszę się zgłosić na średni. Teraz jest to zero przez pół roku, a to 319 zł to jest ubezpieczenie.

Aha, to rzeczywiście się zmienia.

Te koszty nie są duże. Zanim przyjdzie ten straszny, wielki ZUS, to minie sporo czasu [śmiech]. Jest dużo ulg dla przedsiębiorców „na dzień dobry”, więc nie ma takiego strachu: znajdź miesięcznie tysiąc złotych. Wyceniając swoją pracę na początku, warto pamiętać, że później koszt będzie większy. Warto uważać na stosowanie ulg dla klientów. Myśląc: teraz mało płacę, pracuje w domu, internet mamy tak po prostu, koszty nie są duże, to ceny też nie będą duże. Później klient się przyzwyczaja do cen, a tobie skoczy koszt, więc może być problem.

Wyceniając swoją pracę na początku, warto pamiętać, że później koszt będzie większy

Powiedziałaś o kosztach i o to chciałem dopytać. Mówisz: pracujesz w domu, internet jest, bo wcześniej też go miałaś. Czy musiałaś poczynić jakieś szczególne inwestycje w związku z tym, że otworzyłaś firmę?

Nie. Kiedy się pracuje w instytucji kultury, to tam jest słabo, jeżeli chodzi o wyposażenie. Pracowałam głównie na swoim prywatnym komputerze, który jest bardzo dobry. Zupełnie inny miałam w teatrze i tam się trochę męczyłam. Ale też miałam nienormowany czas pracy. Umówiliśmy się, że pracuję w dużej mierze z domu. Zaplecze sprzętowe dla mnie wystarczało.

Później się okazało, że fajnie jest korzystać z platformy G Suite — którą proponuje Google — żeby zarządzać swoimi wiadomościami mailowymi. To są małe wydatki, które ponosisz na obsługę tych wszystkich rzeczy internetowych — domena, serwer w momencie, kiedy zakładasz stronę internetową.

Mój kolejny klient jest doradcą finansowym. Wymaga ode mnie więcej działalności w obrębie mediów, więc będę musiała ponieść pewne koszty. Nie są one jednak takie, żebym sobie nie mogła na nie pozwolić. Jeżeli będę musiała zakupić jakiś sprzęt, to wiem, że on mi się przyda do zrobienia czegoś więcej przez przynajmniej następny rok.

To jest zaleta pracy kreatywnej, że tak naprawdę twoją największą inwestycją jest twój mózg. Tam najwięcej trzeba wkładać. Narzędzia, żeby później coś wydobyć i sprzedać, to już są rzeczy, które w zasadzie każdy ma pod ręką.

Niektórzy — tak jak moi znajomi — muszą kupić sprzęt do spawania za czterdzieści tysięcy, wtedy ten sprzęt pozwala im pracować na naprawdę na wysokim poziomie. Ktoś inny, kto przykładowo robi paznokcie, to ma wydatki konkretne, bo tylko ten sprzęt zagwarantuje mu pracę. Mojego Zooma, którym nagrywam, mam w spadku po mężu. Kiedyś kupił go do nagrywania lasu i przestrzeni, a okazało się, że ten niepozorny sprzęt, który u nas w domu leży od lat, nagle jest centralną częścią mojej firmy.

Świetnie. To o czym mówisz — że koszty są małe, a jeżeli ktoś potrzebuje sprzętu do spawania, to musi wyłożyć konkretną kwotę — to też wpływa na problemy z wyceną, o których mówiłaś wcześniej. Jeżeli widzimy, że nie ma jakichś wielkich kosztów, to trudno samemu sobie uzasadnić, żeby wziąć od klienta więcej pieniędzy.

Ja to wszystko umiem, nie sprawia mi to kłopotu, robię to w miarę szybko, więc wydaje mi się, że to nie jest wiele warte. Ale to tylko mnie się tak wydaje. To ja potrafię zrobić to szybko, mnie to nie sprawia kłopotów, mnie to sprawia przyjemność i w moim przypadku wchodzi to dobrze, ale to wcale nie znaczy, że ten klient, który chce zapłacić, ma tak samo. Wręcz przeciwnie — gdyby miał tak samo, to by mnie nie wynajmował. To jest ważne.

Tak. Jacek Kłosiński też zwraca na to uwagę, żeby patrzeć na siebie nie tylko z punktu widzenia: ja i moje umiejętności, a czasem kompleksy. Ale też z takiego jak mówisz — tego klienta, który patrzy na nasze umiejętności jak na unikatowe.

Trzeba patrzeć na siebie nie tylko z punktu widzenia: ja i moje umiejętności

Zdejmujesz mu problem z głowy, bo dla niego to jest problem.

Rozwiązywanie problemów to jest podstawa dawania jako firma.

Mówiłaś już trochę o swoich zleceniach — o tym, co robisz, był to podcast, wspomniałaś o paru innych rzeczach jak wykłady. Czym się tak naprawdę zajmujesz? Czym się zajmuje twoja firma? Co wpisałaś do tego PKD, może nie mów kodami, bo to będzie straszne [śmiech]. Ale tak po ludzku — jak wygląda twój dzień, z czego składają się przychody twojej firmy?

Obecnie pracuje bardzo intensywnie nad treścią na stronę internetową projektu BalticMuseums: Love IT!. To jest projekt Uniwersytetu Szczecińskiego, który został zrealizowany w postaci hackathonów, czyli maratonów programowania. Wszyscy znamy różnego rodzaju przewodniki multimedialne, czy rozszerzoną rzeczywistość w muzeach — to było dziełem ludzi, którzy byli uczestnikami tego projektu. Efekty tego są w postaci przewodników dla muzeów, które brały udział w tym projekcie. To są muzea na Litwie, w Szwecji, w Polsce. Uniwersytet Szczeciński jest obsługującym ten projekt.

Teraz okazuje się, że trzeba te wszystkie działania jakoś fajnie opisać. Stworzyć projekt treści strony internetowej. Agnieszka Miluniec, która prowadzi ten projekt, mówi do mnie: „mogłabym wziąć firmę programistyczną, która mi zrobi świetną stronę — z Krakowa albo nawet z Hollywood — ale jeśli nie mam treści, którą muszę opowiedzieć o tym projekcie, to po co mi taka strona. Dla mnie kluczową rzeczą jest to, żeby ktoś mi to fajnie opisał, żeby ktoś z dystansu spojrzał na mój projekt”. Ja to dla niej robię.

Także dla uniwersytetu i dla stowarzyszonych tam partnerów, którzy chcieliby dać dobrą wizytówkę tego, co się dzieje. To jest jedna rzecz, czyli projektowanie treści tekstowych, ale też nawigacji i łączenia tego z różnymi mediami. Dla firmy Król i Partnerzy przygotowuję całe zaplecze content marketingowe. Doradca finansowy też chce zaistnieć na rynku, też chce być widoczny i budować swoją markę eksperta. W tym momencie może ją zbudować własnym podcastem. Mirek Król — z którym rozmawiam — bardzo chciałby też wydać własną książkę.

On mówi: „Spełniam marzenia ludzi. Przychodzą do mnie i mówią:
— Chciałbym mieć własny dom, ale nie wiem jak to zrobić, bo moja zdolność kredytowa jest taka, a nie inna.
— Spokojnie zdolności kredytowe się nabywa. Nie popełniaj takich i takich błędów, nie bierz kredytów konsumpcyjnych zbyt pochopnie”.

To są różne rzeczy, którymi on może się dzielić z ludźmi i dawać im jakąś wartość, pomiędzy sprzedażą swoich produktów. Jeżeli mu zaufają, to przyjdą do niego. Może wydać sto tysięcy na reklamę w Polityce albo może wydać znacznie mniej, uruchamiając swoje własne media. Wydać książkę, która będzie prezentem dla jego klientów i pomoże im zrozumieć rynek finansowy, czy inwestycje w ogóle.

Tutaj jestem pośrednikiem — ktoś ma wiedzę merytoryczną, a po drugiej stronie stoi klient. Trzeba opowiedzieć o tym w sposób komunikatywny, zwięzły, czasem zabawny. Użyć nowych mediów, dotrzeć do klienta w inny sposób, to jest taka zabawa dla mnie. Ale nie tylko dla mnie. Właśnie współpracuję z Łukaszem Kowalikiem — grafikiem z Warszawy, który robi fantastyczne rzeczy. On dopełnia to, co ja wymyślam w formie tekstowej. On to wizualizuje.

Czasem trzeba użyć nowych mediów, by dotrzeć do klienta w inny sposób

Można powiedzieć, że jesteś tłumaczem. Tłumaczysz myśli klientów na myśli kupujących.

Jest takie sformułowanie — tłumaczyć z polskiego na nasze. Ja trochę jestem taką osobą. Byłam też taką osobą w teatrze. Byłam tym pośrednikiem pomiędzy widzem a artystami. Artyści mieli czasem trudne wizje, których słuchałam i starałam się przekuć to na język, który przyciągnie widzów, przekuć to na język zrozumiały. Nauczyłam się tego, mając trudne zadanie, bo jak wiesz, artyści są w stanie wymyślić wszystko. Doradca finansowy i jego zasady to jest rzecz naprawdę łatwa w porównaniu z artystami, którzy mogą cię zaskoczyć wszystkim. Ty musisz opowiedzieć o tym ludziom, żeby przyszli.

Powiedz, jak zdobywasz klientów?

Pewną grupą są ludzie, którzy chcieliby w przyszłości skorzystać z kursu online dotyczącego kreatywnego pisania i tworzenia treści. To jest jedna z moich strategii na zbudowanie dochodu pasywnego. Mam nadzieję, że to się uda. Tych klientów przyciągam poprzez swój blog, webinary. Mówię moim odbiorcom, jak przygotować wpisy blogowe i jak pisać. To jest ta jedna rzecz — pokazuję się w internecie, buduję swoje zaplecze merytoryczne w postaci bloga, podcastu i pokazuję ludziom, jakie są różne przestrzenie, jeśli chodzi o pisanie i tworzenie treści do internetu.

Druga rzecz jest taka, że ciągle mam kontakty własne. Wspomniany wcześniej Mirek Król był moim kolegą, z którym chodziłam na angielski. Spotkałam go zupełnie przypadkiem w galerii handlowej i zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że on ma swój projekt dotyczący książki, jak usłyszał, że projektuję treści, to powiedział: spotkajmy się i porozmawiamy o tym. Niepozorni znajomi także mogą być twoimi klientami.

Stanęłam także do przetargu, jeżeli chodzi o Uniwersytet Szczeciński. Dowiedziałam się, że jest taki przetarg, wysłałam swoją ofertę i ona okazała się najcenniejsza. Nie byłam jeszcze na żadnych targach i nie bardzo się jeszcze ogłaszam, ale już to działa na zasadzie polecenia. Ktoś widzi, że coś robię, w związku z czym interesuje się i pyta.

Cały czas to się kręci, ale w związku z tym, że planuję zatrudnić pracownika, to zamierzam wrzucić mu takie aktywne poszukiwanie w obrębie szkoleń, żebym mogła kilka razy pokazać się na takich szkoleniach. Trzeba to tylko zorganizować i dobrze przeprowadzić, ale to jest już moja inwestycja i taki pomysł na to, co mogę dalej zrobić.

Niepozorni znajomi także mogą być twoimi klientami

Twoja firma działa od dwóch miesięcy. Ten trzymiesięczny bufor, o którym mówiłaś na początku — że trzeba mieć minimum na trzymiesięczne przeżycie — skończy się za miesiąc, czy stresuje cię ta myśl? Czy jest tak, że te zlecenia to jest niewielka część tego, czego potrzebujesz co miesiąc, czy z tego już w tej chwili da się żyć, ponieważ wcześniej przygotowałaś sobie grunt?

Nie spodziewałam się, że tak szybko można zarobić taką kwotę, jaką wcześniej zarabiałam co miesiąc [śmiech]. Myślałam sobie: OK, to jest moje minimum. Na kursie Jacka, trzeba było sobie odpowiedzieć na pytanie: ile chcesz miesięcznie zarabiać. Pomyślałam sobie wtedy: dobrze niech to będzie przynajmniej tyle, ile zarabiałam na początku. Okazuje się, że bardzo szybko jestem w stanie zarobić znacznie więcej.

Nie boję się tego, co będzie za miesiąc, bo wiem, że za chwilę przyjdą do mnie pieniądze z kilku miejsc. Pozwolą mi one spokojnie żyć przez następne kilka miesięcy. Nie chcę uprawiać jakiejś propagandy sukcesu, ale w związku z tym, że jest potrzeba, że klienci chcą, to dlaczego tego nie robić? Nie ma we mnie żadnej obawy, co więcej, żyję w bezpiecznym środowisku osób, które mnie wspierają.

Mam bardzo odpowiedzialnego męża, który dobrze zarządza naszymi domowymi finansami. Mam bardzo odpowiedzialną mamę, która jest fantastyczna w zarządzaniu pieniędzmi i od niej tylko można się uczyć. Moja mama też jest tą osobą wspierającą w razie gdyby cokolwiek się stało. Myślę, że tutaj nie ma we mnie żadnych obaw. Siedzenie i myślenie — za pięć lat zarobię tyle samo, robi tyle samo — rozczarowuje. Byłam rozczarowana finansami. Ale to nie jest wina moich dyrektorów, czy kogokolwiek, to jest wina tego, że są zamrożone wpłaty w kulturze.

To jest wina systemu — tak to działa.

Tak.

To co mówisz, brzmi bardzo optymistycznie. Dla kontry chciałem zapytać — czy widzisz jakieś słabe strony własnej firmy?

Być może słabą stroną jest to, że to tak mocno wisi na mnie. Jestem centrum tego świata i jestem największym jego zasobem. Kiedy mnie zabraknie z jakiegoś powodu — może to być choroba — to wszystko leci w dół. Tu jest to niebezpieczeństwo, w związku z czym już teraz przewiduję ten moment. Dlatego chcę jak najbardziej otwierać się na innych pracowników. Na początek przynajmniej jedną osobę, która będzie wtajemniczona we wszystko, co się dzieje w firmie i będzie odpowiedzialna za to, w momencie mojej niedyspozycji. To jest dla mnie podstawa i to jest niebezpieczeństwo.

We własnym biznesie jesteś centrum świata i największym jego zasobem

Może się zdarzyć, że ktoś będzie rozczarowany i napisze mi negatywną opinię — to jest ryzyko. Ryzyko jest fajne.

Gdy pracuje się na etacie, też jest ryzyko, że coś się nie spodoba szefowi albo innej osobie z zewnątrz. Tego nie da się uniknąć. Który element prowadzenia firmy jest najtrudniejszy do tej pory z twoich doświadczeń. Którego najbardziej nie lubisz, jeśli jest coś takiego?

Najtrudniej jest pogodzić kwestię budowania marki w internecie — gdzie musisz pisać bloga i prowadzić media społecznościowe — z tym że masz zlecenia i robotę, za którą dostajesz realne pieniądze. Znalezienie czasu na to i zbalansowanie tego nie jest takie łatwe. Szczególnie jeżeli jest się w pojedynkę i pracujesz, gdzieś biegasz, coś robisz, a praca kreatywna wymaga spokoju. Momentu, w którym zamykasz drzwi, zamykasz telefony i skupiasz się tylko na wypracowanie dobrej jakości tekstu. Uczę się — także od Jacka — takiej produktywności, żeby się nie przepalić. Znaleźć ten balans pomiędzy — ja i moja marka, moja firma, moje logo — a robota.

Tak, jasne. Gdyby znajomy cię zapytał: dwa miesiące temu założyłaś firmę, kręci się, zarabiasz pieniądze. Nie wiem, czy ja też bym tak mógł? Nie wiem, czy też by mi się tak udało? Jakie warunki powinienem spełniać, żeby mi poszło tak jak tobie? — Co byś temu znajomemu odpowiedziała?

Zastanów się, czy są ludzie, którzy chcą od ciebie wartości, które możesz im dać. Czy ludzie cię pytają: czy zrobisz dla mnie to i tamto? Czy patrzą na ciebie i widzą, że umiesz coś bardzo konkretnego. To jest taka podstawa i myślę, że wiele osób ma taki walor, który inni dostrzegają. Szczególnie w moim wieku, kiedy się już wypracowało i zbudowało taką swoją pozycję na rynku pracy. Ludzie cię znają z jakiejś działalności, czyli gdzieś jest potrzeba i możesz coś dać innym.

Zabezpiecz sobie finanse. Zastanów się, jak to można zrobić — czy jest ktoś, kto może ci pożyczyć pieniądze, kto chciałby zainwestować. Ale to musi być ktoś bliski, bo ja nie wierzę w takich ludzi, którzy nagle wykładają pieniądze, a później chcą czerpać zyski. Michał Szafrański przestrzegał przed tym w jednym ze swoich wystąpień. Zabezpieczenie, ale też pozbycie się czegoś, co tak do końca nie jest nam potrzebne. Można sprzedać samochód, a zainwestować w coś nowego — o ile samochód nie jest częścią twojej działalności. I nie bać się. Nie bać się, że zabraknie pieniędzy.

Dotacja z urzędu pozwala fajnie zacząć, więc jeżeli się nie ma nic na starcie, to warto iść do urzędu, dowiedzieć się o te fundusze. Wiele osób już to robi. Obserwuje ludzi obok siebie, którzy — jak moja przyjaciółka, która jest architektką — zamyka tę działalność po jakimś czasie, bo okazuje się, że lepiej jest na etacie, niż pracując samodzielnie w domu. Ale spróbowała i ma dzięki temu fantastyczny duży komputer, na którym sobie pracuje, robiąc dodatkowe zlecenia. To zostaje, nikt jej tego nie zabrał. Nie ma potrzeby bać się tej sytuacji i chyba tyle.

Ciekawy jestem, jak oceniasz istotność kontaktów z ludźmi. Mówiłaś o tym sporo wcześniej, że to jest takie przygotowanie gruntu. Poznajemy ludzi, robimy różne rzeczy, wchodzimy w różne środowiska, a to powoduje, że jesteśmy jak rzep. Mamy dużo takich małych haczyków, później dużo z tych haczyków nie zadziała, ale te, które zadziałają — wystarczą.

Relacje z ludźmi są podstawą naszego funkcjonowania. Są ludzie, którzy są nielubiani w środowiskach, postrzegani od razu jako nie w porządku wobec innych. Myślę, że im jest trudniej. Jeżeli jest się lubianym, traktowanym jako osoba otwarta i sympatyczna, taka „do ludzi”, to myślę, że te osoby są lepszymi przedsiębiorcami. Takimi, którzy rzeczywiście mogą przyciągać. Chyba że ktoś siedzi na zapleczu swojego sklepu i umie dobrze wszystkim zarządzać, a na front wystawia kogoś, kto to jest dobrą twarzą tej marki.

Biznesy są tak różne, że nie wszędzie trzeba się pokazywać. Można być sprytnym analitykiem, który robi coś dla ludzi w sposób ukryty i przynosi to olbrzymie pieniądze. Wszystko zależy od rodzaju biznesu. Komunikacja jest tym, czym się zajmuję, więc muszę być wizytówką firmy. Firmy, która się komunikuje dobrą treścią. To jest u mnie ważne. Ale wyobrażam sobie, że ktoś może mieć zupełnie inną osobowość i da sobie radę.

Relacje z ludźmi są podstawą naszego funkcjonowania

Świetnie. Bardzo ci dziękuję i życzę powodzenia. Życzę ci tego, że kiedy już ten ZUS urośnie do takiego normalnego rozmiaru, to żebyś tego kompletnie nie poczuła, żebyś nie zauważyła, że coś się zmieniło i aby dalej rozwijało się to, w takim tempie i takim kierunku, jak się rozwija teraz. Powodzenia.

Dziękuję ci Marku. Jesteś ojcem chrzestnym mojej firmy.

Bardzo dziękuję i cieszę się ogromnie. Powodzenia jeszcze raz.

Dziękuję i do usłyszenia.

P.S. Firma Kamili rok później

W pierwszą rocznicę publikacji tej rozmowy Kamila opowiedziała na Facebooku o tym, jak życie zweryfikowało założenia i plany, o których mówiła w Małej Wielkiej Firmie. Warto posłuchać!

Kamila Paradowska – FB live o prowadzeniu działalności
Kamila Paradowska podsumowała na Facebooku pierwszy rok prowadzenia własnej firmy.
Na stronie zostały wykorzystane linki afiliacyjne. Jeżeli wejdziesz przez nie na stronę sprzedawcy i dokonasz zakupu, sprzedawca podzieli się ze mną częścią swojej marży (nie wpływa to na twoją cenę). Wymieniam wyłącznie te produkty i usługi, z których rzeczywiście korzystam i jestem z nich zadowolony.