Budujesz profesjonalną markę osobistą?
Unikaj tych 4 tematów w social mediach
Nie masz pewności, co pokazywać, a co ukrywać w mediach społecznościowych?
Są 4 tematy, których lepiej unikać, gdy chcesz zbudować markę osobistą jako ekspert.
Uwaga: niektóre rzeczy, o których ci powiem, mogą być sprzeczne z tym, co wiesz z innych źródeł. Dlatego na wstępie dwa ważne zastrzeżenia:
- Mówię tutaj o budowaniu profesjonalnej marki osobistej. To znaczy związanej z tym, czym zajmujesz się zawodowo. Zakładam, że chcesz wykorzystywać social media do pozyskiwania klientów, żeby zdobyć ich zaufanie i zachęcić do zakupu twoich usług albo kursów online. To nie są porady dla twórców internetowych zarabiających na treściach sponsorowanych, czyli dla tzw. influencerów.
- Ponieważ to twoja marka osobista, to możesz mówić, o czym chcesz. Nie będę ci zabraniał. Chcę ci tylko uświadomić, że niektóre tematy denerwują odbiorców. Podnoszą im ciśnienie. Mogą zwiększać zasięg twoich postów… ale odstraszać klientów.
Skąd o tym wiem?
Zapytałem moich obserwujących na LinkedIn, które treści drażnią ich u ekspertów budujących marki osobiste. W ankiecie wzięło udział 229 osób.
Do wyboru były 4 odpowiedzi, ale można było wskazać tylko jedną z nich, więc głosujący klikali to, co najbardziej działa im na nerwy. Opowiem o tych tematach po kolei, zaczynając od tego, który wybrało najmniej osób, i stopniowo będziemy podnosić ciśnienie.
Powiem ci też o moim podejściu do tych tematów i podam różne tipy, które mogą ci się przydać.
Spis treści
- Życie osobiste (rodzina, zdrowie itp.)
- Krytykowanie innych
- Sporne tematy (polityka, religia itd.)
- Nieustanna autopromocja
Życie osobiste (rodzina, zdrowie itp.)
Na 4. miejscu w ankiecie znalazły się treści osobiste (dotyczące rodziny, zdrowia itp.). 12% głosujących uznało, że poruszanie takich tematów najbardziej drażni ich u ekspertów budujących swoją markę w social mediach.
Często treści związane z życiem prywatnym zbierają najwięcej lajków w social mediach, ale – jak widać – część osób odrzucają. Poza tym jeśli za dużo mówisz o swoich wypadach na Malediwy albo jak dopadła cię grypa żołądkowa albo jak twój 6-letni syn wymiata po angielsku, budujesz bardziej wizerunek internetowego celebryty niż profesjonalisty.
Takie treści mogą odciągać uwagę od tego, czym się zajmujesz i jak pomagasz klientom. A oglądający robią się wścibscy i chcą mieć coraz większy dostęp do twojego życia.
Na początku to nawet zabawne, kiedy ktoś pyta, jakiej marki masz koszulę, ale po pewnym czasie twoja psychika reaguje tak, jakby – delikatnie mówiąc – rozjeżdżał ją walec. Bo nie jesteśmy ewolucyjnie przygotowani na to, że setki czy tysiące ludzi mają wgląd w nasze życie.
Jak sobie z tym radzić?
Ustaw swój filtr prywatności
Weź kartkę, długopis i wypisz listę rzeczy, których nie chcesz pokazywać, bo czujesz się z tym niekomfortowo.
Dla mnie jest to na przykład:
- Wizerunek mojego dziecka – bo dziecko nie jest moją własnością. Kiedy zapytasz, to pewnie się zgodzi, bo ma co ciebie zaufanie. Ale w przyszłości, jako nastolatek czy dorosły, może tego żałować.
- Życie rodzinne – bo wiem, że wpuszczanie zbyt wielu obcych ludzi do swojego życia fatalnie wpływa na psychikę (przynajmniej moją) i czasem źle się kończy.
- Stan zdrowia – bo kiedy mam jakieś wątpliwości, to wolę zapytać specjalistę, a nie przypadkowe osoby z internetu.
Nie publikuję też prawie nigdy zdjęć z urlopów, bo z mojego punktu widzenia nie mają one wartości dla moich obserwujących.
Wiem, że niektórzy „guru” od budowania marek osobistych radzą zupełnie odwrotnie. Żeby na urlopie zrobić sobie dużo zdjęć w różnych okolicznościach i w różnych ubraniach (np. na plaży, w górach, w lokalach, przy ruinach, w parku), a później wrzucać te fotki po jednej przez cały rok.
Wtedy odbiorcy mają wrażenie, że twoje życie to jedne wielkie wakacje i wiele osób zaczyna cię obserwować, bo mają nadzieję, że poznają twój „sekret”. Jak ty to robisz, że nie pracujesz, a stać cię ciągle na takie wyjazdy.
Z mojego punktu widzenia to nie jest żadne budowanie marki osobistej, tylko wprowadzanie ludzi w błąd. Więc tego nie robię.
Strategicznie dziel się treściami prywatnymi
Teoretycznie wszystko, czego nie odfiltrujesz w poprzednim kroku, nadaje się do pokazywania. Ale to jeszcze nie znaczy, że warto to pokazywać.
Lepiej zastosować bardziej strategiczne podejście i wykorzystywać wybrane sytuacje z życia prywatnego tak, żeby wspierać twoją markę.
Jak ja to robię?
Kiedy opowiadam w podcaście o sytuacji, która mi się przydarzyła poza pracą, to zawsze robię to po coś. I to „coś” oznacza korzyść dla odbiorcy. W poprzednim odcinku podcastu (o tym, jak zbudować zaufanie klienta, żeby przestał cię porównywać z konkurencją) wspomniałem o mojej dentystce. Na jej przykładzie mogłem łatwo wyjaśnić, jak przygotować klienta przed usługą, dzięki czemu poczuje się bezpiecznie.
Zdarzało mi się wrzucić do social mediów zdjęcia z parku linowego, jak dyndam na linie 10 metrów nad ziemią. Bo nie chcę udawać, że od rana do nocy pracuję, a to jest akurat dość fotogeniczne hobby.
Ale nie przesadzam z tym. Wrzuciłem w sumie może 3 takie zdjęcia, kiedy jeszcze byłem na Instagramie. Bo jednak wolę, żeby ludzie pytali mnie, jak zdobyć klientów, a nie, które parki linowe polecam.
Moim zdaniem każdy ekspert, freelancer i soloprzedsiębiorca może czasem napisać o książce, która go zainspirowała, podrzucić swoje sposoby na zmniejszanie stresu albo własne patenty na produktywność. Nawet jeśli nie są to dziedziny, którymi się zawodowo zajmujesz, to są na tyle uniwersalne, że na pewno pomogą twoim odbiorcom.
To tyle o życiu osobistym. Przejdźmy do tematu, który drażni nieco więcej osób.
Krytykowanie innych
19% ankietowanych stwierdziło, że u ekspertów budujących marki osobiste w social mediach najbardziej denerwuje ich krytykowanie innych.
Jeśli masz skłonność do krytykowania, dam ci parę tipów.
Mam znajomą ekspertkę, która jest świetna w budowaniu relacji, i nie znam nikogo, kto by jej nie lubił. Powiedziała mi kiedyś, że bardzo pilnuje tego, żeby nigdy nie krytykować nie tylko ludzi, ale też produktów. A zajmuje się zabawkami i elektroniką.
Nie mogłem sobie tego wyobrazić. Więc pytam ją: „Powiedzmy, że występujesz w mediach. Dziennikarz pyta cię o jakiś gadżet, który twoim zdaniem jest beznadziejny. To co – kłamiesz, że jest świetny?”.
A ona na to: „Nie mówię, że jest świetny, ale też nie krytykuję. Skupiam się na tym, co mi się podoba i staram się podpowiedzieć, komu ten produkt się przyda. Być może nie jest dla mnie, ale na pewno firma stworzyła go z myślą o jakiejś konkretnej grupie klientów, na przykład takich, których nie stać na nic lepszego”.
Coś w tym jest.
Nie mówię, że masz naśladować moją znajomą 1:1. Być może dla ciebie takie podejście będzie zbyt skrajne, zbyt poprawne politycznie. Chcę tylko pokazać, że da się być ekspertem, który nie krytykuje.
Jak krytykuję, żeby nie obrażać innych
Z mojego osobistego doświadczenia krytyka wynika często z niezrozumienia.
Kiedy ktoś mnie krytykuje, to często dlatego, że albo czegoś nie doczytał, nie dosłuchał albo źle zrozumiał moje słowa. To normalna sytuacja, zwłaszcza w internecie, kiedy nie siedzimy w tym samym pokoju i odbiorca nie ma jak dopytać, czy na pewno myślimy o tym samym.
Dlatego kiedy widzę taką krytykę wynikającą z niezrozumienia, to staram się wyjaśnić, o co mi chodziło. Powiedzieć to innymi słowami. Zwykle w efekcie okazuje się, że obie strony jednak się zgadzają.
To samo podejście stosuję w drugą stronę. Kiedy widzę coś, z czym się nie zgadzam albo co mi się nie podoba – i czuję potrzebę, żeby zareagować – to w pierwszym kroku dopytuję drugą osobę, co konkretnie ma na myśli. I często, kiedy lepiej znam sytuację i rozumiem kontekst, to nie mam powodów do krytykowania.
Czasem kończy się na tym, że ja mam zupełnie inne doświadczenia albo inną opinię… ale to nie znaczy, że druga osoba musi się ze mną zgadzać. Zwłaszcza że w mojej dziedzinie, czyli w marketingu, mnóstwo rzeczy zależy od branży, okoliczności, grupy docelowej, budżetu itd.
Oczywiście mogą się zdarzyć sytuacje, kiedy nie zgadzamy się do co faktów. Jeśli ktoś mówi, że ziemia jest płaska, to nie napiszę mu, że mam inną opinię, tylko w ogóle nie podejmuję tematu. Bo jeśli ktoś przez całą podstawówkę nie dał się przekonać, to mój komentarz też raczej nie pomoże.
Krytykowanie mamy za sobą, czas na temat, który zajął drugą od góry pozycję w rankingu, czyli kontrowersyjne kwestie światopoglądowe.
Sporne tematy (polityka, religia itd.)
Poruszanie przez ekspertów spornych tematów, takich jak polityka czy religia, denerwuje najmocniej 23% uczestników ankiety.
Zacznijmy od tego, że kontrowersje nie zawsze są złe. Niektóre mogą wspierać twoją markę. Na przykład model biznesowy, który ja sam promuję – prowadzenie firmy bez pracowników jako solopreneur – jest dla wielu osób kontrowersyjny. Ale osoby, którym on nie odpowiada, to nie są moi klienci, więc ich opinia w tym przypadku nie ma dla mnie znaczenia.
Silna, wyrazista marka nie jest dla wszystkich, więc z założenia część ludzi jest na „nie”.
Ale w przypadku tych drażniących treści chodzi o inne rodzaje kontrowersji:
- poruszanie kwestii światopoglądowych, niezwiązanych z twoją działalnością (np. polityka, religia);
- celowe prowokowanie odbiorców tylko po to, żeby ludzie kłócili się w komentarzach pod twoim postem (bo każde zaangażowanie, również niemerytoryczne, zwiększa zasięg).
Z mojego punktu widzenia ani jedno, ani drugie działanie nie ma sensu, bo nie daje żadnej wartości mojej grupie docelowej. Być może algorytm wyświetli taki post wielu osobom, ale będą to osoby zainteresowane jałowymi dyskusjami, a nie moją ofertą.
Podkreślam, że mówię tu o ekspertach budujących marki osobiste. Nie o działaczach społecznych, politykach, dziennikarzach czy influencerach. Oni mają zupełnie inne cele, więc stosują też inne taktyki.
Jak uniknąć mówienia o kontrowersjach
Czasem ekspertowi trudno wymigać się z mówienia o kontrowersjach.
Podam ci konkretny przykład.
Jakiś czas temu jeden z moich klientów, bardzo miły i pomocny człowiek, zaprosił mnie na live’a na Facebooku dla pewnej społeczności przedsiębiorców.
Wcześniej o niej nie słyszałem, więc wszedłem tam i okazało się, że chodzi o MLM (marketing wielopoziomowy). Czyli taki model, w którym sprzedajesz produkty, np. kosmetyki, ale też rekrutujesz innych sprzedawców. Im większą sieć sprzedawców zbudujesz, tym więcej zarabiasz, bo dostajesz prowizję od ich wyników.
Z jednej strony chciałem pomóc mojemu klientowi, więc głupio mi było odmówić. Ale z drugiej strony, MLM to model mocno kontrowersyjny. Nigdy nie miałem z nim nic wspólnego, a taka rozmowa mogłaby być sygnałem, że może chcę to zmienić.
Ostatecznie nie zgodziłem się ten wywiad, ale zapraszający skomplementował mnie, że tak „grzecznie i sensownie” jeszcze nikt mu nie odmówił.
Powiem ci, jak to zrobiłem. Może kiedyś ci się przyda.
Schemat uprzejmej odmowy (bez psucia relacji)
Mój mail składał się z czterech krótkich akapitów.
- Jednoznaczna odpowiedź: „Dzięki za zaproszenie, ale jednak nie skorzystam”.
- Kontekst : „Wiadomo, że część ludzi ma bardzo negatywne skojarzenia z MLM. Widziałem na Waszej stronie, że staracie się promować firmy działające etycznie, więc macie świadomość tego problemu i próbujecie zmienić opinie o tej branży.”
- Uzasadnienie odmowy: „Znasz mnie nie od dziś i wiesz, że unikam wszelkich kontrowersji. Nie wchodzę w dyskusje polityczne ani światopoglądowe. MLM też jest dla mnie właśnie takim kontrowersyjnym tematem, na który części ludzi reaguje bardzo emocjonalnie. Dlatego nie chcę być z nim kojarzony. Mam nadzieję, że to zrozumiesz.”
- Podtrzymanie relacji: „Trzymam kciuki, żebyście mieli coraz więcej przykładów dobrych praktyk do opisywania.”
To tyle, jeżeli chodzi o kontrowersyjne tematy, krytykowanie innych i pokazywanie życia osobistego.
Teraz czas na numer 1 na naszej liście antyprzebojów, a jest nim…
Nieustanna autopromocja
Aż 46% głosujących stwierdziło, że u ekspertów budujących swoją markę w mediach społecznościowych najbardziej denerwuje ich nieustanna autopromocja.
Tyle tylko, że eksperci, soloprzedsiębiorcy, freelancerzy wchodzą do social mediów właśnie po to, żeby się promować i przyciągać klientów.
Houston, mamy problem!
Czy jest się czym przejmować?
Niektórzy wychodzą z założenia, że jeśli komuś przeszkadza twoja autopromocja, to znaczy, że nie chce od ciebie nic kupić, więc nie ma sensu przejmować się jego biadoleniem.
Ale to jest nie takie proste. Bo kiedy tej autopromocji jest za dużo, zaczyna działać przeciwko tobie:
- Nie wzbudza zaufania. Kiedy ludzie widzą, że bez przerwy coś im wciskasz, wygląda to trochę desperacko. Przekaz jest taki, że skoro musisz ciągle namawiać do kupowania, to może ta twoja oferta wcale nie jest taka super, jak obiecujesz.
- Nie dostarcza wartości. Ludzie obserwują cię, żeby dostawać ciekawe i użyteczne treści, a nie spam. Im więcej autopromocji, tym mniejsze zaangażowanie obserwujących, tym mniejsze zasięgi, więc z czasem kolejne zachęty do zakupu mają coraz mniejszy sens.
- Nie przyciąga nowych osób. Może być tak, że ktoś, kto już cię zna i obserwuje, zobaczy post z ofertą i złoży zamówienie, ale twoja społeczność nie będzie się powiększać. Zwłaszcza że algorytmy bezbłędnie rozpoznają posty promocyjne i ścinają ich zasięg, żeby zmusić cię do kupowania reklam. Czyli organiczne dotarcie do nowych klientów staje się coraz trudniejsze.
3 sposoby na nienachalną autopromocję
Moim zdaniem można promować się w social mediach tak, żeby nie zrażać do siebie ludzi.
Podam ci 3 sposoby, które sam wypróbowałem, i które pozwalają mówić o swojej ofercie bez odstraszania odbiorców.
1. Daj, daj, daj, poproś
Chodzi o to, żeby mniej więcej 80% treści, które udostępniasz, było skupionych na dawaniu wartości odbiorcom, a najwyżej 20% zachęcało do zakupu.
Jeśli stosujesz okienka sprzedażowe, wychodzi to bardzo naturalnie. Kiedy mój kurs tworzenia podcastów PodcastPro sprzedawałem w okienkach, promowałem go właśnie w ten sposób. Czyli przez większość czasu praktycznie nie wspominałem o kursie, ale 2-3 razy w roku, w czasie kampanii, gdy można było go kupić, mówiłem o nim w każdym poście.
2. Lokowanie produktu
To podejście stosuję najczęściej w podcaście Mała Wielka Firm i newsletterze Soloprzedsiebiorca.pl. Tworzę merytoryczne treści, a kiedy kiedy ma to sens i może pomóc odbiorcy, wspominam o swoich produktach.
Podam ci przykład.
Artykuł, który widzisz teraz na ekranie, ma konkretny cel: żeby twoje treści w social mediach nie odstraszały potencjalnych klientów. Dzielę się z tobą swoimi doświadczeniami i mam nadzieję, że ci pomogą.
Skoro ten temat cię zainteresował na tyle, że wciąż czytasz, to zgaduję, że albo budujesz markę osobistą w social mediach, albo masz taki plan. I wiem, że będzie ci dużo łatwiej, gdy skorzystasz z mojego warsztatu Planer Treści.
Bo jeśli już wiesz, których tematów unikać, to możesz zastanawiać się:
- O czym mówić, żeby klienci zwrócili na ciebie uwagę?
- Co zrobić, żeby w kółko nie powtarzać tego samego?
- Jak ułożyć tematy w sensowną całość sprzedażową?
Jeśli zadajesz sobie takie pytania, to wiem, że Planer Treści ci pomoże. Obejrzysz go w godzinę i wszystko stanie się jasne jasne. Tego samego dnia będziesz mieć 200-300 pomysłów na posty przyciągające klientów.
Nie robię czegoś takiego, że w odcinku opowiadam ci tylko o problemie, a na końcu mówię, że rozwiązaniem jest płatny produkt. Możesz nie kupić mojego warsztatu i to w żaden sposób nie zmniejszy wartości tego artykułu.
Zależmy mi na tym, żeby moje darmowe treści były przydatne, bo to najlepsza zachęta do skorzystania również z płatnych materiałów.
3. Najpierw słuchaj, potem mów
To droga trochę bardziej skomplikowana, ale mam nadzieję, że uda mi się ją dobrze opisać.
Znów posłużę się przykładem artykułu, który właśnie czytasz.
Wspomniałem na początku, że przygotowałem go na podstawie ankiety na LinkedInie. Po wyświetleniach i komentarzach widziałem, że ludzi to interesuje.
Po opublikowaniu odcinka przypomnę moim odbiorcom tę ankietę. Bo jest szansa, że osoby, które głosowały i komentowały, przeczytają również ten artykuł… a przy okazji dowiedzą się o Planerze Treści, o którym wspomniałem wyżej.
Ale nawet jeśli nie przeczytają, to i tak post z ankietą miał wartość autopromocyjną. Autopromocja to nie tylko sprzedaż.
Kiedy pytam odbiorców o zdanie i rozmawiam z nimi w komentarzach, to algorytm widzi zaangażowanie i chętniej wyświetla moje treści, pomagając mi docierać do nowych osób.
Podsumowanie
Wiesz już, że budując ekspercką markę osobistą, trzeba uważać na tematy osobiste, krytykowanie, spory światopoglądowe i autopromocję.
Żeby było ci łatwiej wdrożyć wiedzę z tego odcinka, mam jeszcze jeden pro tip.
Jeśli masz wątpliwość, czy coś publikować, czy nie, zastanów się, jak to wpłynie na twoją reputację w dłuższej perspektywie – za miesiąc, pół roku albo za rok. Jeżeli się wahasz, nie masz pewności, to zapisz szkic takiego posta, przeczytaj go jeszcze raz następnego dnia i dopiero wtedy zdecyduj, czy go opublikować.
Lepiej skomentować coś 24 godziny później, ale z namysłem, niż 5 minut po fakcie po łebkach, zwłaszcza gdy działamy pod wpływem emocji i mamy do dyspozycji tylko szczątkowe informacje.
Jeśli chcesz być odbierany jak ekspert, zachowuj się jak ekspert, a nie jak influencer, który żadnej social mediowej dramy nie przepuści.