Zmiana branży – jak przejść do innego biznesu, żeby nie utknąć ze starymi problemami

Chcesz zmienić branżę? Znam ten stres, też przez to przechodziłem.

Z jednej strony chcesz rzucić to, co robiłeś do tej pory, bo masz tego serdecznie dość. Z drugiej strony masz trochę wrażenie, że cofniesz się w rozwoju, bo będziesz musiał zacząć od zera.

Jak zmienić branżę, żeby nie żałować? Jak upewnić się, że ta decyzja ma sens? Jak wykorzystać swoje dotychczasowe doświadczenie na nowym terenie i jednocześnie odciąć się od tego, co nie odpowiada ci w obszarze, z którym się żegnasz?

Mój dzisiejszy gość ma w tym zakresie osobiste doświadczenia, ale także pomaga innym jako specjalista od mocnych stron.

Zapraszam do posłuchania rozmowy z Dominikiem Juszczykiem, który opowie o tym, jak podjąć decyzję o zmianie branży samodzielnie i świadomie.

Linki do osób i firm wymienionych
w tym odcinku podcastu

Prezent dla słuchaczy

Model inwersji
Stoisz przed ważną decyzją biznesową? Dołącz do Klubu MWF i pobierz ściągę z opisem inwersji, która pomoże ci uniknąć błędów Chcę to 

3 rzeczy do zrobienia po wysłuchaniu tego podcastu

  1. Przygotowując się do zmiany branży, zastanów się, jakie obowiązki i zadania z dotychczasowego miejsca pracy chcesz kontynuować i rozwijać, a z jakimi wolisz się pożegnać raz na zawsze.
  2. Jeżeli przymierzasz się do przejścia do zupełnie nowego biznesu, znajdź kogoś, kto już działa w tej dziedzinie i pomoże ci zweryfikować twoje wyobrażenia i oczekiwania.
  3. Zadbaj o finanse – musisz się dobrze zabezpieczyć na okres, w którym będziesz rozkręcać nowy biznes.

Podcast w wersji wideo

Aby używać odtwarzaczy multimedialnych, musisz wyrazić zgodę na użycie plików cookies usług odtwarzaczy
Ok, zgadzam się

Tych odcinków też warto posłuchać

Podcast do czytania

Marek Jankowski: Co ostatnio czytałeś?

Dominik Juszczyk: Może cię zaskoczę, ale była to książka Jak zmienić swój umysł, która traktuje o… psychodelikach.

Ojej!

Sam się zdziwiłem, że czytam tę książkę. Wybrałem ją jednak celowo i świadomie.

Z jednej strony poleciły mi ją osoby, którym ufam, a z drugiej staram się wychodzić z mojej bańki – którą wolę nazywać echo chamber, czyli taką komorą, w której wzmacnia się echo. Często zamykamy się w bańce, w której znajdują się informacje tylko z jednego źródła, wzmacniające to, co już wiemy.

Nigdy nie próbowałem psychodelików, myślałem o nich jak o czymś złym, więc postanowiłem sprawdzić, jakie informacje mogę znaleźć, patrząc na ten problem z zupełnie innego punktu widzenia.

Mam wrażenie, że książka ta pokazuje badania nad duchową stroną psychodelików oraz mechanizm naukowy stosowany do tego, żeby jak najbardziej obiektywnie opisać to zjawisko.

Myślę, że gdyby ktoś zrobil przegląd książek, które czytasz, znalazłby tam naprawdę sporo ciekawych pozycji…

Wynika to z faktu, że w tym roku staram się patrzeć szerzej. Zamiast czytać 50 książek rocznie, postanowiłem czytać bardziej – analizować, robić notatki, łączyć je z innymi wątkami.

Chciałbym dzisiaj porozmawiać z tobą o sytuacji, w której dochodzimy do wniosku, że chcielibyśmy zmienić branżę. Coś takiego pewnie przydarzy się prędzej czy później każdemu z nas.

Z jednej strony jest pokusa, żeby rozpocząć nowy rozdział, który pachnie świeżością jak zeszyty kupowane na początku roku szkolnego. Możemy zostawić za sobą wszystko, co było złe.

Z drugiej strony jednak wydaje się to trochę mało rozsądne, bo szkoda zmarnować doświadczenie, kapitał czy kontakty zgromadzone we wcześniejszej pracy. Jak się za to zabrać, żeby budować na tym, co było wcześniej, nie tracąc jednocześnie tego efektu świeżości?

Dla niektórych akceptowalnym rozwiązaniem jest zbudowanie sobie poduszki finansowej na 2 lata, która umożliwi im spokojne odnalezienie się w nowej branży.

Tyle że jeśli mentalnie podjęliśmy już decyzję o takiej zmianie branży, to trwanie w tym, co było do tej pory, może być bardzo drenujące…

Tak jest. Dlatego patrząc do przodu, warto uczyć się z przeszłości.

Ja sam jestem w trakcie jednej z takich zmian.

Swego czasu przechodziłem z branży IT do własnej firmy szkoleniowo-coachingowej. Później przeszedłem na szkolenia i consulting, a teraz chcę zostać twórcą. Za każdym razem była to trochę inna droga, ale każda z tych zmian była ewolucyjna, a nie rewolucyjna.

Patrz do przodu, ale wyciągaj wnioski z przeszłości

Sprawdza się u mnie introspekcja, czyli przyjrzenie się temu, co robię i co lubię robić. Muszę sobie uświadomić, co jest tym wyzwalaczem powodującym chęć zmiany pracy. Może to być zmęczenie materiału, narastająca konkurencja i trudność w zdobywaniu klientów czy kurcząca się branża.

Zastanawiam się też, co chciałbym zmienić i przetestować. Mogę podglądać innych ludzi albo czytać branżowe gazety, które są dla mnie inspiracją do wypróbowania nowych rozwiązań.

W efekcie stoję trochę okrakiem: jedną nogą w przeszłości, a drugą w przyszłości.

W tym wszystkim pomaga mi tzw. ćwiczenie starfish, czyli rozgwiazda. Rozgwiazda ma 5 ramion i do każdego z nich można przypisać jeden z poniższych elementów:

  1. Co z tego, co robię do tej pory, chciałbym kontynuować (continue). Może to być sprzedaż, twórczość, pisanie, kontakt z innymi osobami, produkcja, wymyślanie nowych rzeczy albo podróżowanie.
  2. Czego chciałbym robić w przyszłości jeszcze więcej (do more).
  3. Czego chciałbym robić mniej (do less).
  4. Czego nie robię wcale, ale chciałbym zacząć to robić (start).
  5. Co chciałbym całkowicie przestać robić (stop).
Model starfish

Dzięki określeniu tych pięciu grup obszarów, mogę poszukać branży, która pozwoli mi spełnić te warunki. No, chyba że ktoś ma tę branże sprecyzowaną od razu.

W sumie nawet jeśli ma, to to ćwiczenie i tak jest bardzo wartościowe, bo może nas ustrzec przed wejściem na jakąś minę i dokonaniem złego wyboru. Moją motywacją do odejścia z radia i założenia własnej firmy była… chęć prowadzenia własnej firmy. Chciałem zapełnić pewną niszę rynkową i w ogóle nie zastanawiałem się nad tymi kwestiami, które poruszasz. Nie myślałem, czy będę chciał się w to zaangażować i – jak się później okazało – efektu nie było.

Mnie zmotywował fakt, że na etacie przestałem się rozwijać, a poza tym moje szkolenia zaczęły być bardzo popularne. Wydawało mi się, że we własnej firmie będę mógł działać po swojemu, będę miał wolność i będę mógł robić, co chcę.

Odniosłem sukces, ale zapłaciłem za to przepracowaniem, stresem i robieniem innych rzeczy, który nie były tak romantyczne, jak mi się wydawało.

Teraz sprawdzam, czy ten krok do przodu zapewni mi zmianę, której oczekuję.

W tej chwili ze szkoleń jednorazowych przechodzę do współprac długofalowych, czyli do takiego bardziej consultingu. Chcę poczuć wpływ i zobaczyć, że coś się w tych ludziach zmienia, a to jest możliwe tylko jeśli z nimi dłużej pracuję.

Oprócz ćwiczenia starfish przeprowadzam też ćwiczenie, które poznałem u Paula Jarvisa, autora książki Firma, czyli ty. Polega ono na zdefiniowaniu sobie stylu życia, na jakim mi zależy. Moje kolejne działania czy branża mają ten styl życia wspierać.

Najpierw jednak muszę go opisać: wiedzieć, jak mają wyglądać moje tygodnie i miesiące, czy chcę czasem pracować więcej i mieć więcej przychodów, czy wolę, żeby te przychody były stałe, ale żebym pracował cały czas 30 godzin tygodniowo. Ważne jest też, w jakim momencie życia się znajduję: czy mam małe dzieci, czy nastolatków, a może jestem singlem.

W tej chwili zależy mi na tym, żeby tworzyć, pracować z domu, działać z dowolnego miejsca na świecie, mieć wolność tego, co robię, i mieć kontakt z ludźmi, którzy korzystają na mojej działalności.

Oczywiście trzeba też pamiętać o finansach. Musimy wiedzieć, na co możemy sobie pozwolić w momencie tranzycji.

Pamiętaj o finansach; musisz wiedzieć, na co możesz sobie pozwolić, przechodząc z jednej branży do drugiej

Przy pierwszej zmianie, którą przechodziłem, przeanalizowałem, co się musi stać, żebym ja się czuł bezpiecznie finansowo, przechodząc z etatu z branży IT na własną firmę. Pozwoliło mi to określić poduszkę finansową i obliczyć, że pełne przejście może się dokonać, gdy przychód w nowej branży będzie na wysokości 40% tego, czego potrzebuję.

Model, który pozwolił mi to określić, podpatrzyłem u Tima Ferrissa. Nazywa się on fear-setting, czyli ustawianie strachu.

Wypisuję sobie wszystkie obawy związane ze zmianą branży. Może to być brak nowych klientów, konieczność bardziej wytężonej pracy, brak dochodów i doświadczenia, duża konkurencja, itd. Już samo spisanie takich obaw jest bardzo uwalniające, bo okazuje się, że te rzeczy nie są aż tak straszne.

Idziemy jednak o krok dalej. Wypisujemy sobie, co możemy zrobić, żeby zapobiec wystąpieniu danej obawy. Np. obawiając się, że nie będziemy mieć nowych klientów, możemy budować bazę klientów, cały czas pracując w starej branży.

Ja np. obawiałem się, że we własnej firmie będę pracował dłużej niż 40 godzin tygodniowo. Postanowiłem więc od początku używać Toggl i mierzyć ten czas. Gdyby się okazało, że przez dwa tygodnie pod rząd będzie to więcej niż 50 godzin, zastanowię się, co wyciąć z mojego kalendarza, żeby wrócić do tych 40 godzin.

I jeszcze jedna rzecz – wypisujemy, co zrobimy, jeśli ta obawa jednak wystąpi. Takim planem B może być powrót do starej branży albo połączenie się ze wspólnikiem.

Dzięki temu skok w nową branżę nie jest już skokiem w ciemno.

Nasuwają mi się tutaj dwa główne wnioski. Po pierwsze powinniśmy zastanowić się, czego my oczekujemy i chcemy od tej nowej sytuacji, a po drugie musimy zbadać dokładnie to, do czego dążymy. Trawa po drugiej stronie płotu jest zawsze bardziej zielona i jeśli nie jesteśmy jeszcze w tej nowej branży, może nam się tylko wydawać, że ona jest lepsza. Tymczasem może się okazać, że tam czekają na nas dokładnie te same problemy, których doświadczaliśmy „u siebie”. Co zatem zrobić, żeby po zmianie branży nie wpaść w te same koleiny?

Mogę na to odpowiedzieć na własnym przykładzie. Ja mam dwie supermoce: umiejętność odraczania gratyfikacji oraz umiejętność wytrwałego działania, ale też odpuszczania, kiedy trzeba.

Żeby poradzić sobie z problemem, o którym mówisz, sięgam po kilka rzeczy.

Pierwsza to budowanie challenge network, czyli szukanie ludzi, którzy przekłują mój balonik. Mam pewne wyobrażenia na temat jakiejś branży, więc szukam ludzi, którzy już w niej działają, i proszę ich o to, aby wskazali mi wszystkie słabe strony mojego pomysłu.

To jest bardzo trudne na poziomie emocjonalnym, bo ktoś nagle wskazuje dziury w naszym przemyślanym i dopieszczonym pomyśle, ale tego właśnie potrzebujemy i jest to bardzo skuteczne.

Takie osoby możesz znaleźć na Facebooku albo LinkedInie. Wbrew pozorom ludzie naprawdę chcą pomagać, zwłaszcza jeśli widzą, że ty chcesz się od nich uczyć.

Metodę tę wykorzystałem ostatnio przy tworzeniu mojego programu rozwojowego. Wybrałem 10 osób z mojej społeczności, które poprosiłem o skrytykowanie tego pomysłu. Dostałem ścianę argumentów, na które nie byłem przygotowany, ale o których w ogóle wcześniej nie pomyślałem.

W efekcie wdrożyłem te poprawki, całość wyszła bardzo dobrze, ale realizacja opóźniła się o jakieś 3-4 miesiące.

Zderz swoją wizję z wiedzą i doświadczeniem osób, które już działają w branży, do której chcesz przejść

Druga rzecz to iteracja, czyli rozwiązanie, które zaczerpnąłem z IT. Na początku jasno określam MVP (Minimum Viable Product), czyli minimalnie opłacalny produkt.

Korzystam też z modelu BML (BuildMeasureLearn) z książki Metoda Lean Startup, który pozwala stwierdzić, co zbudujesz, jak to zmierzyć i czego się z tego nauczyć. Określa się to, zapisując, co się musi wydarzyć, co się powinno wydarzyć, co się wydarzy i czego nie zrobisz (MoSCoW – MustShouldCouldWon’t).

Planuję to wszystko ze z góry określonym procentem mojej energii i oczekiwań finansowych. 80% energii poświęcam na to, co robiłem do tej pory, a tym jednym kroczkiem testuję nową branżę.

Robiłem to dwa razy. Pierwszy raz dla kursu online, co zakończyło się sukcesem, bo byli klienci i sprzedaż zadziałała. Mogłem więc przeznaczyć na to więcej energii.

Drugi raz była to pierwsza iteracja mojej społeczności. Chciałem, żeby moja społeczność była odpowiedzialna za 50% mojego przychodu. Nie miałem doświadczenia w tworzeniu płatnej społeczności, więc rozpisałem sobie to za pomocą metody MoSCoW, zakładając, że na ten model poświęcę maksymalnie 20% mojego czasu, resztę kierując na to, co robiłem do tej pory.

Założyłem też czas, w którym miałem sprawdzić, czy warunki określone w modelu BML się zadzieją: np. ile osób wykupi dostęp, ile osób odejdzie, ile osób poleci produkt dalej. Po 7 miesiącach okazało się, że praktycznie żaden z tych warunków nie został spełniony i że moje założenia były nieprawdziwe. Musiałem więc zmienić podejście.

Drugie podejście było już lepsze, bo mam ok. 20% przychodu z tego obszaru.

Zastanawiam się, czy to założenie, że poświęcisz 20% czasu na tę nową rzecz, nie kłóci się trochę z podejściem, że należy skupiać się na realizacji tylko jednego projektu. Istnieje przecież ryzyko, że jeżeli próbuję czegoś w 20% mojego czasu, to to się nie rozwija tak, jak bym chciał, bo poświęcam temu za mało czasu. Jak wytłumaczyć sobie, że to jednak jest test, który przyniesie mi miarodajne wyniki?

Warto spisać sobie założenia – np. co to znaczy za szybko, a co to znaczy za wolno – żeby móc z nimi podyskutować.

Czasem są to po prostu bezpodstawne obawy, które można odrzucić. Czasem jednak te obawy są zasadne i trzeba zastosować zasadę kosztu alternatywnego. Jak zrobisz X, to nie zrobisz Y, więc musisz się zastanowić, co możesz przesunąć z koszyka do koszyka. Mamy dwa takie koszyki, którymi zarządzamy: czas i uwagę, którą możemy poświęcić.

Jeśli 20% mnie ogranicza, to muszę się zastanowić, skąd wezmę więcej tego czasu.

Koszt alternatywny to nie tylko czas jako taki. Może to być też więcej stresu albo mniej czasu spędzanego z rodziną. Każdy musi sam określić, na co może i chce sobie pozwolić.

Możemy zdecydować, że będziemy testować tak, że szybciej będzie nam schodzić poduszka finansowa. Wyczerpie się w pół roku, a nie w rok. Ale zysk jest taki, że przetestujemy coś w 3 miesiące, a nie w 6. Decyzja zawsze należy do nas.

Warto też uświadomić sobie, dlaczego zależy nam na tym, aby coś przetestować szybciej. Może się okazać, że jesteśmy już na granicy wypalenia albo ucieknie nam jakaś szansa, ale może też być tak, że po prostu jesteśmy niecierpliwi i tak naprawdę moglibyśmy jeszcze poczekać.

Domyślam się, że najtrudniejsze w tym, o czym mówisz, jest ustawienie odpowiednich założeń, czyli np. określenie, że w czasie X powinienem zrobić Y. W nowej branży jednak stworzenie realistycznych założeń jest wyzwaniem. Czy tutaj właśnie pomoże challenge network?

Tak, choć są jeszcze inne narzędzia.

Spójrz szerzej na model lub rozwiązanie, które wybrałeś. Niewykluczone, że znajdziesz inne – prostsze

Metoda sokratejska np. polega na zadawaniu pytań: jakie mamy założenie, skąd wiemy, że jest prawdziwe, skąd wiemy, że nie jest nieprawdziwe, jakie bedą skutki jak to wprowadzę, a jakie jak tego nie wprowadzę, co by zrobili inni na moim miejscu?

Jest mnóstwo podcastów i książek, które przeprowadzają krok po kroku przez takie modele myślowe. Polecam tu np. tytuł Think Like a Rocket Scientist, w którym jest świetnie przedstawiony proces myślowy zabezpieczający przed wchodzeniem w ślepe uliczki.

Wypisałem sobie pytania z tej książki i przetestowałem na jednym z modeli. Okazało się, że już same te pytania pozwoliły mi uniknąć kilku wpadek, bo zauważyłem, że wcześniej nie myślałem o pewnych kwestiach w dany sposób.

Jedno z pytań każe zastanowić się na przykład, jakie inne modele czy rozwiązania brałem pod uwagę. Uświadamiam sobie wtedy, że nie brałem żadnych, bo rozważałem tylko to jedno. Ludzie lubią przywiązywać się do swoich pomysłów, a tymczasem jeśli poszukamy innych, być może uda nam się znaleźć lepsze.

Poszukałbym też wirtualnych mentorów. Wiadomo, że najlepsi są tacy fizyczni, ale oni mogą nie mieć czasu na to, żeby nam doradzać. Dlatego można poszukać mentorów wirtualnych, czyli osób, które przeszły daną drogę i opowiadają o tym, jak ją przechodziły.

Ja np. przechodząc od robienia szkoleń do działania online, przyglądałem się Chrisowi Duckerowi, autorowi książki Rise of the Youpreneur. On przeszedł taką drogę i miał firmę, która działała tak, jak chciałbym, żeby działała moja: miał firmę online, był twarzą marki, miał społeczność, która była płatna i w ramach której pomagał ludziom osiągać jakieś cele. W swojej książce dokładnie opisał ten proces.

Poza tym, ucząc innych praktycznych rzeczy, podpatruję, co robi Scott Young, autor książki Zostań samoukiem i twórca kursu o produktywności. Chciałbym robić pewne rzeczy tak, jak on, a on opowiada, jak je robi.

Takie osoby możemy znaleźć w wielu branżach, choć niektóre są bardziej tajemnicze i nie wszyscy chcą się dzielić swoim know how.

Obserwując takiego mentora, warto czytać jego publikacje i newslettery czy oglądać prezentacje. Minus jest taki, że musimy na to poświęcić czas, więc nie robimy jednocześnie nic innego.

Kapitalne rzeczy mówisz! Czy jest jeszcze coś, co mogłoby nam pomóc w sytuacji zmiany branży?

Jest to taka uniwersalna rzecz, która może się przydać w wielu sytuacjach. To model myślowy nazywany inwersją.

Zamiast zastanawiać się ad tym, jak chcę coś zrobić, zastanawiam się, jak bym to zrobił, gdybym zrobił to źle.

Mam tu dwie korzyści: po pierwsze wyobrażam sobie zły wynik, a po drugie uświadamiam sobie kroki, które zepsują mi dotarcie do celu.

Znajdź wirtualnego mentora, od którego możesz się uczyć

Tworzymy w ten sposób listę rzeczy, których nie chcemy, i od razu możemy stwierdzić, czy planując dany krok, dotrzemy do tego, czego chcemy, czy raczej zejdziemy na tę niechcianą ścieżkę.

Ten model myślowy ustrzega nas przed wieloma pułapkami, w które moglibyśmy wpaść, planując na optymizmie. To tzw. wishful thinking, kiedy nie myślimy o tym, że mogą pojawić się problemy. W tym modelu wychodzimy właśnie od problemu.

Ta metoda sprawdza się nie tylko przy zmianie branży, planowaniu czy rozwiązywaniu problemów, ale też w kontekście partnerskim! Załóżmy, że chcemy kupić samochód i czeka nas rozmowa z partnerem na ten temat. Zastanówmy się, jak moglibyśmy ją źle poprowadzić. Często okazuje się, że my dobrze wiemy, co moglibyśmy zepsuć, ale dopiero gdy to sobie nazwiemy, będziemy wiedzieć, jak tego uniknąć.

Warto też zadbać o odpowiednie porządkowanie swoich myśli i notatek. Świetnie sprawdza się przy tym tzw. technika fluid notes, czyli technika notatek połączonych.

Można je sporządzać np. za pomocą narzędzia Obsidian. W skrócie chodzi o to, że oprócz tego, że coś notujemy, zaznaczamy też, z czym dane notatki się łączą. Wiemy więc, co poszerza dany temat czy myśl, co do nich odsyła, a do tego otrzymujemy wizualizację, na której widać, które wątki są pogłębione, a które są trochę oderwane od reszty.

Pozwala to ocenić, nad czym teraz myślimy i pracujemy oraz które notatki są ważniejsze. Dzięki temu więcej rozumiemy i możemy lepiej tworzyć nowe treści.

Na stronie zostały wykorzystane linki afiliacyjne. Jeżeli wejdziesz przez nie na stronę sprzedawcy i dokonasz zakupu, sprzedawca podzieli się ze mną częścią swojej marży (nie wpływa to na twoją cenę). Wymieniam wyłącznie te produkty i usługi, z których rzeczywiście korzystam i jestem z nich zadowolony.