25.000 zł zysku w trzy miesiące od startu? Tak to się robi!

Żeby wejść na nowy rynek i sprzedać kurs online lub inny nieznany produkt, potrzeba zwykle albo sporo czasu, albo pieniędzy na reklamę.

Zaprosiłem dziś do rozmowy osobę, której udało się osiągnąć ten cel w ekspresowym tempie i prawie bezkosztowo.

Na co dzień prowadzi firmę w Anglii i wychowuje dwójkę dzieci. Na początku tego roku postanowiła, że będzie też sprzedawać w Polsce kursy online. Pod koniec stycznia zaczęła szukać klientów na tym nowym dla siebie rynku. Robiła to głównie wieczorami, gdy dzieci poszły spać. W ciągu 3 miesięcy zarobiła po odliczeniu kosztów ponad 25 tys. zł.

Nazywa się Marta Krasnodębska i gościła już kiedyś w Małej Wielkiej Firmie. Opowiadała wtedy o growth hackingu oraz o podstawach sukcesu firmy. Tym razem podzieliła się swoimi doświadczeniami z wchodzenia na – nowy dla niej – polski rynek. Rozmawialiśmy też o produktach cyfrowych oraz o błędach przy tworzeniu kursów online.

Uwaga: w rozmowie wspominamy m.in. o rozliczaniu podatków. Pamiętaj, że żadne z nas nie jest specjalistą w tej dziedzinie. Poza tym Marta prowadzi firmę w Wielkiej Brytanii, gdzie obowiązuje nie tylko prawo Unii Europejskiej, ale też przepisy krajowe. Dlatego nie traktuj tego o czym mówimy jako żadnych wskazówek odnoszących się do twojej sytuacji. Jeżeli chcesz sprzedawać kursy online, skonsultuj się z księgowym lub doradcą podatkowym, który będzie w stanie określić, jak powinieneś się rozliczać.

Linki do osób i firm wymienionych w tym
odcinku podcastu

Prezent dla słuchaczy

Kalendarz treści
Jak rozhulać blog i markę online? Zapisz się do Klubu MWF i pobierz kalendarz marketingowy Chcę to 

Podcast do czytania

Marek Jankowski: Cześć, Marta! Co ostatnio czytałaś?

Marta Krasnodębska: Cześć! Moją ulubioną książką jest How to style your brand Fiony Humberstone, pokazywałam ją często na moich Live’ach, dużo o niej mówię. Jest po prostu niezbędna, jeżeli chcesz stworzyć świetną identyfikację wizualną marki.

A tutaj chodzi o taką stylizację, jak kobiety sobie robią makijaż itd.?

Tak, ale w sensie takim, jak dobrać logo, żeby świetnie reprezentowało twoją markę, to, co chcesz przesłać, do jakich ludzi i w jakim stylu chcesz do nich trafić.

Co w tej książce było takiego, co cię zatrzymało, zadziwiło, czego się nie spodziewałaś, co zmieniłaś w swoim działaniu pod wpływem lektury?

Strasznie fajne było opisanie, że każda marka ma swój własny styl, a style dzielą się na pory roku – tak jak kobiety mają cerę czy kolor włosów według barw pór roku – jest się jesienią, zimą albo wiosną. Autorka użyła tego samego stylu dla podziału marek. Dużo łatwiej jest dzięki temu określić swoją markę: czy jest wiosenna i żywiołowa, czy spokojna, elegancka i zimowa.

Każda marka ma swój własny styl odpowiedni dla jakiejś pory roku

Wow! To brzmi naprawdę ciekawie, nie słyszałem nigdy o takim podejściu.

Właśnie to jest bardzo, bardzo nietypowe. Ona poza tym daje mnóstwo przykładów, jak wygląda dobry logotyp, jak to dobrać, żeby wizualnie grało z tym, co chcemy przekazać.

A ty którą porą roku jesteś?

Wszystkimi pomiędzy [śmiech]. Ja się nie daję tak łatwo sklasyfikować.

Przejdźmy do tematu głównego. Spotkaliśmy się dzisiaj, żeby porozmawiać o twoim kursie, ale również o tym, że na początku będąc osobą prawie w ogóle nieobecną na polskim rynku, w ciągu trzech miesięcy zbudowałaś publiczność, grono odbiorców wokół siebie i sprzedałaś produkt. Powiedz: co to za marka, produkt i dlaczego w ogóle weszłaś z tym na polski rynek?

Weszłam na polski rynek, ponieważ kilka znanych polskich blogerek znalazło mnie w Anglii – słyszały mnie gdzieś na wywiadach, oglądały mój webinar i tak od jednej do drugiej się to potoczyło. Później przez ok. dwa lata zachęcały mnie, mówiąc: „Marta, dlaczego ty nie wchodzisz na polski rynek?” Odpowiadałam: „Ale przecież wy na polskim rynku macie już ekspertów! Co nowego powiem? Nic nowego nie wniosę, nie mam żadnego pomysłu na to, jak mam to zrobić. Nie ma sensu bić piany, macie już wiele osób, które o tym mówią, a ja robię swoje, pracuję w Anglii z firmami inżynierskimi”.

Potem zaczęłam pracować z kobietami z całego świata, żeby im pokazać, jak stworzyć firmę na własnych zasadach, ale jakoś nigdy nie pomyślałam, żeby zrobić to po polsku. Ciągle dostawałam wiadomości: „Marta, przecież ty jesteś świetna w tym, co robisz. Mam koleżankę, która nie zna angielskiego, a chciałaby wysłuchać, uczestniczyć w webinarze”. Cały czas to się pojawiało.

Ostatnim prztyczkiem, który ruszył lawinę, było to, że w jednym tygodniu Ewa Kozioł z Zielonego Zagonka, Ola Budzyńska – Pani Swojego Czasu – jeszcze kilka osób, które na pewno znacie, napisały na Messengerze: „Marta, dzięki za pomoc, jesteś świetna w tym, co robisz”. I to stało się właśnie tym hasłem przewodnim Hakerek Sukcesu. Wypuściłam tapety motywacyjne „Jestem świetna w tym, co robię” i dziewczynom strasznie się to spodobało. Powiedziałam: „OK, zobaczę, zbadam rynek, może nie ma sensu się pchać, może nikt mnie nie chce. Zrobię też wyzwanie – w 10 dni kto chce, może dołączyć, codziennie przez godzinę będę rozmawiać o jednym aspekcie biznesu i pokażę wam, jak zamiast bloga stworzyć świetną markę i zacząć na tym zarabiać”.

Wtrącę tylko i przypomnę tym, którzy nie słuchali nas wcześniej, że byłaś już w dwóch odcinkach podcastu Mała Wielka Firma. Były też Ewa Kozioł i Ola Budzyńska – wszystkie te osoby, których nazwiska dzisiaj padają. To jest fajne, że można wrócić do tego, posłuchać, o czym rozmawialiśmy jakiś czas temu, odnieść to do bieżącej sytuacji i zobaczyć, co się zmieniło, bo taka transformacja jest ciekawa. Kiedy rozmawialiśmy poprzednio – to chyba był październik, czyli pół roku temu – mówiłaś o swoich doświadczeniach międzynarodowych, angielskich, ale w Polsce jeszcze nic się nie działo. Pierwszy wpis na twoim fanpage’u Hakerki Sukcesu pojawił się 25 stycznia 2017, dzisiaj, jak rozmawiamy, minęły równo trzy miesiące od tamtej chwili. Co się stało w tym czasie? Był impuls – głosy ze strony osób, które cię znały i korzystały z twojej wiedzy – zrobiłaś to 10-dniowe wyzwanie… I co dalej?

W czasie 10-dniowego wyzwania dziewczyny zaczęły dołączać i się okazało, że w tym wyzwaniu udział wzięło chyba ponad 300 kobiet z 14 krajów z całego świata.

Ale to było po polsku?

Po polsku, tak, ale miałam dziewczyny nawet z Kanady, Ekwadoru, Francji, Niemiec. Śledziłam potem statystyki w Bitly, z jakiego kraju ile było pobrań danego pliku, bo chciałam sprawdzić, czy dziewczyny korzystają z moich materiałów. Okazało się, że udział wzięły osoby z ponad 14 krajów ze wszystkich zakątków świata. W obecnej edycji kursu, której premiera zakończyła się wczoraj o północy, jest nawet jedna klientka z Afryki [śmiech]. Polacy są wszędzie, co jest niesamowite.

My też rozmawiamy po polsku w hotelu w Manchesterze – tak się zdarzyło, bo tu mieszkasz, a ja akurat jestem tu dzisiaj.

Ja nadal pracuję według idei, że można prowadzić międzynarodowy biznes na własnych zasadach, według własnych priorytetów, dopasować świat do swoich własnych wymagań – on się przearanżuje w taki sposób, żeby ci pasowało [śmiech]. Ja powiedziałam: „Dobra, dziewczyny, mam swoją firmę, mam dwójkę dzieci, mogę robić wieczorami live’y. Jeżeli chcecie, nauczę was wszystkiego, co umiem, przez 10 dni codziennie możecie zadawać wszystkie pytania – jeżeli będę wiedziała, odpowiem, jeżeli nie będę wiedziała, odeślę do jakiegoś źródła”. I tak było – rozmawiałam z nimi, pokazywałam, co umiem i zaczęła się ta fala.

Pracuję według idei, że można prowadzić międzynarodowy biznes na swoich zasadach

Kiedy skończyłam to wyzwanie – to był dwugodzinny webinar, w którym uczyłam o tunelach sprzedaży, o lejkach, zdobywaniu klientów, przekształcaniu obserwujących z mediów społecznościowych w klientów – byłam już zmęczona i powiedziałam: „Dziewczyny, słuchajcie, nawet nie będę czytać, mam slajdy o kursie, że go przygotowuję i że będzie przedsprzedaż, ale już nie mam po prostu siły. Po tych 10 dniach ze mną wiecie, co umiem, co robię, co wam pokazuję. Po prostu pokażę wam, jak to wprowadzić w życie w swojej własnej firmie. Strona sprzedażowa jeszcze nie działa, nie zdążyłam podpiąć linków. Jeżeli chcecie, możecie sobie zarezerwować miejsce – jest ich 20”. I poszły dosłownie w mniej niż minutę [śmiech].

Wow! A jaka była cena?

To było 497 zł, tak że bardzo promocyjna. Takie kursy powinny kosztować 5000–10 000 zł, bo to jest sześć tygodni pracy ze mną i wdrażania wszystkiego.

Chciałem zapytać jeszcze o ten aspekt finansowy. Sprzedaż rzeczywiście była w supercenie, 500 zł, 20 osób, czyli 10 000 zł. Ale jeśli przyłożysz to do pracy, którą musiałaś wykonać – poszukiwania ludzi na grupach, live’ów przez 10 dni po godzinie, przygotowanie do tych live’ów też pewnie było potrzebne, zaplanowanie tego itd. Czy to jest praca, która z twojego punktu widzenia finansowo przynosi ci satysfakcję?

A ja ciebie zapytam: „Czy gdybyś pracował trzy miesiące po cztery–pięć godzin dziennie i miałbyś zysku ponad 25 000 zł, byłbyś zadowolony?”. Oprócz tego masz świetną markę, masz ludzi, kolejkę chętnych, którzy już pytają, kiedy wypuścisz następny kurs. Jesteś znany na tyle, że osoby przychodzą do ciebie i mówią: „Ktoś mnie polecił, a ja lecę polecać następne osoby”, „Marta, czy kurs jest jeszcze otwarty, bo ja chcę polecić koleżance, czy jeszcze można dostać ten bonus, zniżkę?” – według mnie to jest fantastyczne.

Zauważcie jeszcze, że to nie znika. Kiedy idziesz na etat, pracujesz miesiąc, dostaniesz te 5000 zł, 10 000 zł, jak masz fajną pracę, dostaniesz nawet 20 000 zł, ale w następny miesiąc musisz od nowa iść i pracować, a ja mam zasób – mam nagrane wideo, kursy, mam listę mailingową i nawet gdybym teraz przestała to robić, powiedzmy, straciłabym głos i nie mogła nagrywać więcej, jedyne, co robię, to ustawiam lejki sprzedaży, daję następne prezenty, wypuszczam od nowa te same wideo i to leci. Dziewczyny mogą kupić kurs, który ja już zrobiłam.

W jaki sposób znalazłaś ludzi, którzy przyszli na te webinary na Facebook Live? Mówiłaś, że ich było ok. 300. Skąd oni się wzięli?

Utworzyłam grupę i na innych grupach na Facebooku powiedziałam: „Dziewczyny, chcę robić takie wyzwanie, jeżeli jest zainteresowanie, to dołączajcie”. Na początku było chyba 30–40 kobiet, a potem każda zapraszała następną, tak że jeżeli jedna osoba zaprosiła dwie przyjaciółki, to ta grupa rosła lawinowo. Wtedy jeszcze nie używałam, zdaje się, reklam na Facebooku, bo po prostu nie miałam czasu tego ustawić – uczyłam, jak to robić, a nie miałam czasu zrobić tego dla siebie. Szewc zawsze bez butów chodzi.

Drugie wyzwanie potem – ponieważ stwierdziłam, że fajnie nam było i robimy następne, bo było mnóstwo pytań na inne tematy, więc zrobiłam wyzwanie o Instagramie – też potoczyło się lawinowo. Do tego wyzwania rzuciłam reklamę i teraz wam coś zdradzę, bo dla mnie to był taki wstyd, że przepłakałam pół nocy: puściłam reklamę o tym, że jest wyzwanie na Instagramie i że daję darmowe kalendarze „30 dni pomysłów na posty na Instagramie”. W ciągu godziny zapisało się z tej reklamy 400 osób i Facebook zablokował mi konto i poprosił o wyjaśnienie, kim jestem i czy robię tu coś legalnego [śmiech].

Tak więc odpowiedź była niesamowita – ludzie klikali, konwersję miałam 70–95%, jeżeli chodzi o reklamę, tak że kto kliknął w reklamę, wchodził na moją stronę i się zapisywał. To było nieziemskie. Zablokowali mi tę reklamę i mówię: „O, matko, gdzie ja się teraz pokażę [śmiech]? Moja firma nazywa się Hakerki Sukcesu, a wyszłam na jakąś spamerkę, bo mnie Facebook zablokował”. Ale napisałam do nich wyjaśnienie, że to nie jest żaden przypadek.

Reklama była po polsku, a przecież tego samego konta używałam po angielsku, tak że to też jest wskazówka: jeżeli nagle zmieniacie język reklamy i liczycie, że będzie duża odpowiedź, bo świetnie to zaprojektowaliście, to warto do kogoś napisać i uprzedzić. Tak samo przy PayPalu – też zablokowali mi konto, gdy pieniądze zaczęły spływać bardzo szybko.

Jeżeli zmieniacie język reklamy na Facebooku, warto do kogoś napisać i uprzedzić

Słyszałem, że tak rzeczywiście jest przy PayPalu.

Do PayPala też trzeba napisać, że jest launch, pieniądze będą się pojawiać. To są takie sprawy techniczne, o których ja wiedziałam, ale jakoś nie przewidziałam, że mnie się to przytrafi. To taka przestroga: zawsze myślcie, że będziecie takimi osobami, którym się to przytrafi. W każdym razie miałam konto reklamowe zablokowane na Facebooku na cztery godziny i myślałam sobie: „O, nie, to koniec, straciłam reputację”. I mówię: „Dobra, przecież nie będę się poddawać”.

I zaczęłam na piechotę, czyli chodziłam po grupach na Facebooku, pomagałam dziewczynom, mówiłam, że jest wyzwanie, w odpowiednich wątkach reklamowych, tak że nie pchałam się z butami: „Chodźcie do mnie, chodźcie do mnie”. Bo to tak, jakby przyjść do kogoś na imprezę i mówić: chodźcie, u mnie jest lepsza – to nie jest fajne. Odpowiadałam na pytania, pokazywałam wiedzę i potem ludzie klikali w mój profil.

I tu też następna wskazówka: chwalcie się tym, co robicie, bo ludzie nie podpinają swoich blogów, fanpage’ów. Jeżeli coś robisz i udzielasz się na Facebooku, w grupach, to trzeba zaznaczyć na swoim profilu, że coś jest. Wtedy ktoś mówi: „O, jeny, ale fajna odpowiedź, chcę zobaczyć o tej osobie coś więcej”. Wchodzą na profil i widzą: „O, jest coś nowego, można dołączyć do grupy”. I osoby tak dołączają – na piechotę dołączyłyśmy następne 300 osób.

W tym momencie okazało się, że po prostu tego nie ogarniam, jest tego za dużo, bo chcę, żeby to była grupa, w której każdy może liczyć na odpowiedź, bycie zauważoną, żeby nie było anonimowości, żeby nie zginąć w tłumie. Dołączyła wspaniała Magda Bek z Lekkiej Zmiany Mamy – ona prowadzi też blog o mediach społecznościowych – która będzie mi pomagała jako community manager, czyli jest w grupie, a gdy ktoś dołącza, ona mówi, co trzeba zrobić, pisze: „Witaj! Fajnie, że jesteś”. Oprócz tego ma ogromną wiedzę merytoryczną, więc może odpowiedzieć na pytania techniczne: gdzie kliknąć, co zrobić – to bardzo mnie odciąża. Pamiętajcie, że sukcesu nie osiąga się samemu.

Sukcesu nie osiąga się samemu

Potoczyło się pierwsze wyzwanie, ale to rośnie bardzo szybko – w tym momencie jest 1500 kobiet przy trzecim wyzwaniu, więc sama nie dałabym rady tego ogarnąć. Teraz mieliśmy cały tydzień, dziewczyny brały udział niesamowicie – były setki komentarzy przy każdym zadaniu. Ale najbardziej mnie cieszyło, jak dziewczyny wklejały zdjęcia i pokazywały, jak wyglądały moje materiały, które im daję – wydrukowane PDF-y. Nabrało to takiej prawdziwości, jak ktoś mi pokazuje, że są przedziurkowane, przepięte piękną różową wstążką. To jest po prostu niesamowite.

Mówiłaś, że kiedy zaczynałaś, odwiedzałaś inne grupy na Facebooku i tam szukałaś ludzi, którym mogłabyś pomóc.

Może powiem tak: nie szukałam ludzi, którym mogłabym pomóc. Wchodziłam na grupę, było 10 pytań różnego rodzaju i patrzyłam: o, tutaj mogę pomóc. To nie było takie, że celowo, strategicznie poszłam, będę budować swoją markę, napędzać ludzi do siebie, tylko lubię się dzielić tą wiedzą i jeżeli mogę komuś pomóc, to czemu nie? To nie jest tak, że mi się ta wiedza wyczerpie – ciągle dostaję takie komentarze: „Boże, dziewczyno, jaką ty masz wiedzę! Skąd ty, kobieto, to wiesz?”.

To mi nie zniknie, jeżeli powiem to jednej, drugiej, trzeciej – teraz mam prawie 1500 kobiet na wyzwaniu – to nie znaczy, że muszę to chować pod kloszem, nie dzielić się. I to pokazują moje wyzwania: że można podzielić się wszystkim, a pomimo to dziewczyny i tak kupią kurs, bo chcą wsparcia, osobistego udziału, prywatnej konsultacji. To też jest bardzo potrzebne, dlatego że czasem widzimy, jak to działa, rozumiemy, że działało u kogoś innego, ale nie umiemy tego przełożyć, jak będzie działało u nas. I dlatego kursy są takie fajne – jest obecność innej osoby, która ci powie: jesteś na świetnej drodze. A jeśli utknęłaś, możesz powiedzieć: „Utknęłam tu i tu i co dalej, jaką opcję wybrać?”.

Spotykałaś te osoby na grupach i pomagałaś im. Czy to było tak, że później te osoby same cię odszukiwały i zapisywały się do twojej grupy, polubiły fanpage itd.? Czy w jakiś sposób ty aktywnie przyciągałaś i mówiłaś: słuchajcie, bo robię takie i takie wyzwanie? Mówiłaś, że tak, zapraszałaś na wyzwania, ale w jaki sposób to robiłaś, żeby nie być intruzem, który, jak wspomniałaś, przychodzi na imprezę do kogoś innego i zabiera gości?

Na grupach są zawsze specjalne wątki – trzeba po prostu wejść, sprawdzić, jakie są zasady. U mnie na grupie, ponieważ zrobiło się bardzo dużo osób, była taka zasada, że przedstawiasz się w tym wątku, więc jeżeli ktoś się zapisywał, przedstawiał się w określonym wątku, żeby nie było dużo postów i żeby nie ginęły ważne sprawy. Są specjalne wątki, w których się przedstawiasz, tutaj odpowiadasz na pytania, tutaj zadajesz pytania, tutaj robimy takie i takie zadania, np. „pochwal się swoim logo”, „pochwal się swoim układem na Instagramie”, „pokaż swoją markę”. Wtedy wszystko jest w jednym miejscu, wiemy, komu odpowiedziałyśmy, nikt nie ginie.

Na innych grupach jest podobnie – dobrze zorganizowane grupy mają specjalne wątki i np. wtorek jest dniem linkowania do swoich blogów, czwartek – dniem promocji, w piątek polecamy kogoś innego. To mnie bardzo zdziwiło: wszystkie posty, kiedy można linkować do swoich blogów, to jest 400 komentarzy, a gdy poleca się kogoś innego, to jest 10. W 400 komentarzach się zginie, więc ja polecałam te blogi, które uważałam, że są fantastyczne, np. blog Jest Rudo, na którym znajduje się świetny artykuł o tym, jak zrobić sesję zdjęciową – jak stanąć, jakich póz unikać itd. – to bardzo potrzebne.

Ja to poleciłam, mnóstwo dziewczyn pisało: „Dziękuję, że poleciłaś ten blog, jeszcze go nie widziałam, bardzo mi się to przydało” i potem gdy polecałam innych, lawina przyszła do mnie. Właśnie o to chodzi – żeby nie być samolubnym, otworzyć się, szczodrze dzielić się swoją wiedzą, polecać innych, bo wspólnie można osiągnąć więcej.

Trzeba się otworzyć, szczodrze dzielić się swoją wiedzą, polecać innych

À propos tych wyzwań: mówisz, że trwa trzecie wyzwanie.

Skończyło się właśnie.

Czyli zrobiłaś trzy wyzwania, przygotowując się do wypuszczenia produktu?

Tak. Przyjęłam taki launch, powiedziałam: dziewczyny, wiecie, co ja robię, możecie przyjść i czerpać tę wiedzę za darmo. Wchodzicie na moją grupę, ja codziennie jestem live, oglądacie na żywo, przez tydzień są nagrania, tak że możecie nadgonić, pobrać wszystkie materiały za darmo, potem to jest na sprzedaż, bo to są pełnoprawne kursy, a nie wyzwania na niby, którymi chcę tylko przyciągnąć osoby.

I teraz każde z tych trzech wyzwań było takie samo? Pomijając oczywiście pytania od ludzi.

Nie!

Każde było o czym innym?

Tak [śmiech]! Bo miałam tyle pytań. Pierwsze było o tym, jak w 10 dni zbudować strategię swojego biznesu. Następne: jak rozhulać Instagrama w siedem dni. A teraz było pięć dni strategii marki, czyli jak zbudować markę osobistą, markę online i zacząć na niej zarabiać.

Powiedz mi: czy kurs, który sprzedajesz, to są trzy różne kursy?

Tak.

Trochę już o tym powiedziałaś, ale chciałem się upewnić. Nie słyszałem jeszcze, żeby ktoś tak robił. Zrobiłaś wyzwanie złożone, powiedzmy, z 10 modułów, każdy odcinek trwał około godziny, czyli mamy z grubsza 10 godzin materiału wideo w takim kursie i to, co było w live’ie, staje się treścią kursu, który sprzedajesz?

Na pierwszym 10-dniowym wyzwaniu zaprosiłam na kurs sześciotygodniowy, gdzie nagrywałam nowe moduły, tak że dziewczyny miały dostęp do nagrań z tych 10 dni, ale oprócz tego poruszałam nowe tematy albo, żeby uczestniczki nie musiały słuchać całej godziny, żeby dotrzeć do sedna, niektóre tematy kondensowałam w 20–25 minut. Oprócz tego dochodziły nowe rzeczy i w tym sześciotygodniowym kursie dziewczyny też miały dostęp do sześciu nowych live’ów, gdzie mogą zadawać mi pytania i gdzie rozszerzałam temat na to, co najbardziej je interesowało.

To był sześciotygodniowy kurs, jak wypuścić swój produkt online i stworzyć do niego lejek sprzedaży, żeby to działo się automatycznie, czyli praktycznie wypuścić dwa produkty – kto wie, jak działają lejki sprzedaży, wie, o co chodzi: że trzeba wypuścić darmowy prezent, tańszy produkt, który będzie sprawiał, że reklamy są za darmo, a potem główny produkt. Tego uczyłam na tym kursie sześciotygodniowym.

W marcu sprzedawałam nagrania do 10-dniowego wyzwania, a teraz było wyzwanie i kurs o strategii marki – będą trzy nowe live’y, dziewczyny będą miały dostępy do nagrań, a oprócz tego moją strategią sprzedaży jest to, że zapowiadam jeszcze następny kurs, czyli kto kupił teraz, w pakiecie VIP i Elite, dostawał następny mój kurs o reklamach na Facebooku w pakiecie. Chodziło o to, że pokazuję w tym kursie, jak budować strategię marki, a oprócz tego wiadomo, że reklamy też się przydadzą do tego, jeśli chodzi o online, bo to dodaje takiego turboboosta.

Dlatego, żeby nie było żadnych wymówek: ale ja już nie mam pieniędzy, nie mogę wystartować – jeżeli zdecydujecie się teraz, podczas premiery mojego kursu, to to dostaniecie. Oprócz tego na sprzedaż są też nagrania z wyzwania o Instagramie jako osobny produkt oraz nagrania z tego wyzwania, które teraz się zakończyło. Gdy tylko zdołamy to wrzucić na platformę, znowu będzie na sprzedaż jako produkt.

Czyli osoba, która wejdzie dzisiaj na fanpage Hakerki Sukcesu, powtórek tych live’ów nie zobaczy, bo one są produktem?

Teraz kiedy tego słuchają, już nie. Ale będą następne – to właśnie zasada tej grupy, którą stworzyłam: co miesiąc jest nowe wyzwanie, w którym ja się dzielę praktyczną wiedzą możliwą do wprowadzenia od razu w życie – to jest za darmo. Chcę po prostu wyeliminować tę wymówkę „nie mam czasu, nie mam pieniędzy, nie da rady”. Są dziewczyny, które dołączały do grupy dzień przed końcem, gdy nagrania ginęły, i mówiły: odsłuchiwałam całą noc [śmiech].

Chcę wyeliminować tę wymówkę „nie mam czasu, nie mam pieniędzy, nie da rady”

Z drugiej strony ktoś mówi: „Jak możesz przesłuchać siedem godzin nagrań?”. A my wymagamy od siedmioletniego dziecka, żeby poszło do szkoły i słuchało jakichś lekcji przez siedem godzin, i nikt nie myśli, że to jest dziwne. Ktoś mnie pyta: „Jak ty to zrobiłaś, że ludzie wchodzą do grupy i mówią, że 5 czy 10 godzin twoich nagrań odsłuchiwali przez całą noc tylko po to, żeby mieć dostęp za darmo?”. Od dzieci wymagamy tego codziennie i nikt nie uważa, że to jest niezwykłe.

Dla dzieci to jest praca, dorośli mają zwykle parę innych zajęć w ciągu dnia.

Jeżeli nie masz pieniędzy, to poświęcasz trochę czasu, masz dostęp do wiedzy, bo co miesiąc jest wyzwanie i dostęp za darmo do praktycznej wiedzy, którą można wprowadzić w życie.

Powiedziałaś o tym, że 20 osób zapisało się po tym pierwszym wyzwaniu.

W zasadzie 23 [śmiech].

Wkradło się parę jeszcze, zdążyło w ciągu minuty, zanim nacisnęłaś „stop” [śmiech].

Nie miałam serca powiedzieć, że już nie [śmiech].

Powiedz mi: co dalej z takim produktem? Rozumiem, że te osoby przerabiają kurs, to wymaga też od ciebie zaangażowania, bo robisz kolejne live’y specjalnie dla nich i ten kurs dobiega końca. Czy później ta sama treść jest dostępna znowu w formie kursu, dokładnie w takiej samej postaci: te same nagrania plus znowu, powiedzmy, trzy kolejne live’y? Czy coś innego później z tą treścią robisz?

To cała strategia tego biznesu i to jest fajne w kursach: nagrywam wideo raz, a potem mogę jedynie wypuścić następną edycję, bo wszystko jest gotowe – i to wymaga mniej mojego nakładu pracy. Nie zapominajcie, że ja też mam firmę tutaj, w Anglii, i dwójkę malutkich dzieci, więc bywało, że wstawałam o 6 rano, kładłam się spać o 2 w nocy, żeby to wszystko połączyć.

Oprócz tego powiedziałam, że jest zasada, że każdy otrzymuje odpowiedź na moim wyzwaniu, i po prostu siedziałam do późna w nocy i odpowiadałam, dlatego niektórzy się budzili i była już odpowiedź. Chodziło mi o takie poczucie, że nie jest się anonimowym, że jest się ważnym, że się istnieje, że nawet jeśli nie ma się jeszcze nic, tylko zalążek pomysłu – garść marzeń i determinację – też jest się ważnym i można to zrobić.

Powiedziałaś, że wideo, powtórki live’ów, znikają w pewnym momencie z Facebooka, bo wrzucasz je na platformę. Z jakiej platformy korzystasz? Jak to robisz technicznie?

Technicznie korzystam z wtyczki Zippy [w tej chwili wtyczka jest już niedostępna]. To jest wtyczka Dereka Halperna, który mówił, że główną jej zaletą jest to, że nie musisz korzystać z czyjejś platformy, że nie jesteś zależny od kogoś innego. Okazało się, że zmienił model biznesowy – teraz ma swoją platformę i w sumie nie wiadomo, co z tą wtyczką będzie. Cały miesiąc spędziłam, szukając rozwiązania, bo ta wtyczka nie łączy się z Fakturownią, nie łączy się z niczym i to ogromny problem. Jedyne płatności to PayPal, którego Polacy nie lubią.

Wszystko było pod górkę – już miałam tyle razy ochotę się poddać, jeżeli chodzi o sprawy technicznie, dlatego że platformę postawiłam w jeden dzień, a potem się okazało, że jednak nic się z tym nie łączy – jest tylko PayPal, nie ma innej możliwości, ludzie chcą płacić przelewem, a ja nie mam konta w Polsce. Jeżeli ktoś chce wpłacić pieniądze na moje konto w Anglii, to nie dość, że za przelew międzynarodowy płaci minimum 30 zł, to jeszcze ja płacę minimum 40 zł za otrzymanie tych pieniędzy.

Jeżeli kurs – to promocyjne nagranie, którym nagradzam dziewczyny, które były ze mną i mnie wspierają – kosztuje 97 zł, a otrzymanie płatności kosztuje 40 zł i klient musi dopłacić jeszcze 30 zł, żeby wysłać te pieniądze, to cała zabawa się robi bez sensu. Dlatego na razie zostaję przy PayPalu, ale szukam różnych innych możliwości.

Tak że techniczne rzeczy są do ogarnięcia – jeżeli ktoś jest w Polsce, sprzedaje dla Polaków, ma swoje konto w Polsce, to jest po prostu dużo łatwiejsze, bo istnieje dużo rozwiązań: jest Fakturownia, która bardzo się spina i automatycznie wysyła faktury do klientów, jest bardzo fajne rozwiązanie Michała Jaworskiego, nie wiem, czy znasz, on jest z firmy upSell, wypuścił swoją platformę, której o mało mi nie zainstalował, ale były problemy na serwerze.

Jak się nazywa ta platforma? Pamiętasz?

WP Idea – coś takiego. Sprawdziłam tych wtyczek, różnych platform, niewiadomą ilość. Inna godna polecenia platforma to SendOwl – świetnie nadaje się do wysyłania, jeżeli macie kurs PDF, dlatego że robi PDF stamping, czyli każdy otrzymywany PDF ma dane klienta i nikt nie umieści tego PDF-u w Internecie, jeżeli tam będzie twój e-mail, nazwisko itd. To psychologicznie powstrzymuje ludzi przed dzieleniem się za darmo twoją wiedzą.

SendOwl świetnie nadaje się do wysyłania kursu PDF, dlatego że robi PDF stamping

Inny problem, na który natrafiłam, to że jeżeli ja bym sprzedawała kurs za granicę, bo jestem w Anglii, muszę płacić VAT europejski, dlatego że dwa lata temu zmieniły się zasady – jeżeli to jest produkt elektroniczny, to płaci się według stawki osoby, która kupuje. Przy moim biznesie mam tyle różnych krajów, jest zbyt dużo biurokracji, żeby to było opłacalne, dlatego że jeśli ktoś jest z Niemiec, zanim zapłaci, ja muszę zapytać: z jakiego jesteś kraju? Ten program serio musi technicznie przy każdej płatności zapytać o kraj, naliczyć odpowiedni VAT i dopiero wtedy sprzedać, bo są różne stawki VAT w każdym kraju.

Oprócz tego muszę te dokumenty trzymać przez 10 lat i to jest masakra. Dlatego przez cały miesiąc próbowałam to obejść, żeby było po prostu taniej – to jednak 20% więcej, a kupują ode mnie dziewczyny, które zazwyczaj nie są płatnikami VAT. Ja też nie jestem płatnikiem VAT. Niektóre osoby mówią: nie jestem VAT-owcem, to mnie nie obchodzi.

Jeżeli sprzedajesz produkty elektroniczne za granicę, wystarczy, że jedna osoba to kupi i już cię to obchodzi. Jak to rozwiązałam? Mam ten komponent na żywo, dlatego że jeśli nadaję live i wy tego słuchacie, to tak, jakbyście były u mnie w salonie i transakcja technicznie, z punktu widzenia prawa, odbywa się w Anglii.

To nie jest wtedy traktowane jako zautomatyzowane, bo ty to robisz fizycznie na żywo, tylko podlega tym regułom, o których mówiłaś.

Tak, podlega pod eventy, czyli to tak, jakbyście przyszły na koncert rockowy do jakiegoś innego państwa albo na takie fajne wyzwanie hakerskie u Hakerek Sukcesu [śmiech]. To jest taka fajna rzecz, że rzeczywiście trzeba znać się na tym prawie – to dotyczy ciebie, jeżeli chcesz coś sprzedawać online, trzeba sprawdzić, bo naprawdę lepiej sprawdzić teraz niż potem płacić duże kary.

Jeżeli chcesz sprzedawać online, lepiej sprawdzić coś teraz niż płacić duże kary

Jak obserwujesz polski rynek kursów online, to co ci się rzuca w oczy takiego, co byś zmieniła?

Chciałabym, żeby było ich więcej [śmiech], bo są strasznie fajne, np. Ariadna Wiczling ma swój kurs o robieniu kursów PDF, który jest fantastyczny i przez który przeszło bardzo dużo osób. Ula Phelep ma fantastyczną grupę na Facebooku i kurs o blogowaniu. Ola Budzyńska oczywiście też wypuszcza swoje kursy, które są bardzo popularne, pokazują, jak być panią swojego czasu. Warto podpatrywać, jak PSC buduje swój biznes. Ewa Kozioł wypuszcza kursy o tym – człowiek nawet nie pomyślałby, że można o tym zrobić kurs – jak czyścić dom bez chemii.

Jeżeli ma się dzieci, które są alergikami, taka wiedza jest bezcenna. Rezygnuje się z tych rzeczy, które kupuje się w sklepie, i można samemu zrobić produkt do mycia naczyń, do prania, czyszczenia naturalnymi środkami. Można pomyśleć: kto kupi kurs o sprzątaniu? A jednak [śmiech]!

Wszystkie osoby, które wymieniłaś, to kobiety. Mam wrażenie, że ta kobieca strona, jeżeli chodzi o kursy online, rozwinęła się w ciągu ostatniego roku mocno, kosmicznie, naprawdę bardzo poszła do przodu, ale nie słychać tak dużo o facetach, którzy robią kursy online.

Oni na pewno też robią [śmiech].

Na pewno robią – tylko gdzie są?

Też o nich mnóstwo słychać, tak mi się wydaje.

Wymieniłaś cztery kobiety, proszę, wymień czterech facetów [śmiech].

Poczekaj, pomyślę. Na pewno wchodziłam na szkolenia.

Dążę do tego, że wydaje mi się, że to jest dobry czas dla kobiet, które chcą wejść w tego rodzaju biznes, bo widać, że one bardzo, bardzo mocno uczestniczą w wyzwaniach – o tym też mówiła np. Ewa Kozioł w podcaście u mnie. Kobiety w ogóle, wiadomo to nie od dzisiaj, nie wstydzą się przyznać, że czegoś nie wiedzą. Znana jest sytuacja, że jeżeli facet zgubi się w obcym mieście, to będzie krążył tak długo, aż gdzieś trafi, a kobieta po prostu pójdzie i zapyta, jak dojść do miejsca takiego i takiego – facet nie zapyta, bo jest za bardzo dumny, żeby ujawniać się ze swoją niewiedzą. Może to jest jakaś wskazówka dla kobiet, mężczyzn – wszystko jedno – którzy nas słuchają, że ta kobieca strona, jeśli chodzi o klientów, wydaje się naprawdę bardzo atrakcyjna.

Ja to cały czas powtarzam: teraz po raz pierwszy w historii kobiety mają niebywałą szansę, żeby robić to, co lubią i kochają, na własnych warunkach, według własnych priorytetów. Dzięki Internetowi możemy się spotkać wtedy, kiedy jest nam wygodnie – kładziemy dzieci spać i możemy uczestniczyć w wyzwaniach, możemy robić live’y, pisać blog. To wymaga wysiłku, nie mówię, że nie, ale to znaczy, że można pracować, a nie trzeba się zaharowywać.

Dzięki Internetowi możemy się spotkać wtedy, kiedy jest nam wygodnie

Można być z dzieckiem w domu, a wieczorem robić coś swojego, i nie wypada się z gry – przeciwnie, rozwija się ten biznes jeszcze fajniej, dlatego że jest ten dostęp do Internetu i ta wygoda, że można spotkać się z kimś, nie wychodząc z domu. Jednak większość opieki nad dziećmi, szczególnie nad tymi malutkimi, spada na matki.

To jest choćby kwestia karmienia.

Ale nawet chodzi po prostu o to, że jeżeli mamy taki wybór, to my chcemy być z tymi dziećmi i to nie znaczy, że musimy stawiać na taki kompromis: teraz jestem z dzieckiem, to nie zarabiam – właśnie teraz jest ta szansa, że dzięki Internetowi można trafić na rynek międzynarodowy, do całej Polski, znaleźć inne osoby zainteresowane tym samym tematem i na tym zarabiać albo nawet po prostu porozmawiać z tą samą osobą na ten sam temat. To jest takie fajne, dlatego że kobiety opiekujące się dziećmi – o tym bardzo mało się mówi – są wyizolowane, to naprawdę ciężka praca i nie ma czasu, nie można nigdzie wyjść, bo nie ma opieki nad dzieckiem.

Bo trzeba karmić regularnie.

Nawet później, jak dzieci są małe, ktoś musi się zająć nimi, nie można ich zostawić samych w domu, nawet gdy śpią.

Jak to się kończy, widzimy na filmikach w Internecie, jak tatusiowie zajmują się dziećmi. Różne rzeczy się dzieją.

[Śmiech.] Ja też mam taki filmik, jak podczas Live’u dzieci wpadły i zaczęły wymachiwać swoimi zabawkami.

Pamiętam. A chwilę później był ten gość w BBC, który występował i któremu dzieci wtargnęły.

Tak, dokładnie. Moje dzieci wtargnęły, ja się do nich uśmiechnęłam i poszło dalej, a on wypchnął i udawał, że tych dzieci nie ma. To też taka różnica, że my dopasowujemy biznes i to, co robimy, do naszych priorytetów – np. priorytetem jest rodzina, dzieci – i my organizujemy to wszystko dookoła, żeby nam pięknie grało.

Gdyby któryś z naszych słuchaczy chciał wejść na podobną drogę i zacząć też być może sprzedawać swoją wiedzę w podobnej formie jak ty, co byś radziła? Jaki może wykonać pierwszy krok, coś, co nie zajmie mu dużo czasu, ale przyniesie mu naprawdę widoczny efekt?

Po pierwsze: odważyć się, wyjść i powiedzieć innym, że ma się biznes. Zauważyłam, że bardzo często próbujemy ukryć swój biznes na blogu – nie linkujemy do swojego bloga, nie mówimy znajomym, nie chwalimy się, bo coś się stanie [śmiech].

Jest zakorzenione takie powiedzenie – siedź w kącie, znajdą cię.

Nie, to ja właśnie uczę tego, że masz dość siedzenia w kącie, bycia potulną i czekania na sukces – zakasz rękawy, wyjdź na scenę i sama to sobie zdobądź, stwórz go sobie. Jeżeli miałabym dać jedną wskazówkę: linkujcie, mówcie swoim znajomym, chwalcie się tym, bo to jest niesamowite. Iść i zdobyć jakąś pracę jest normalne: idziesz do pracy i ktoś ci mówi: Zrób to, to i to, to i to jest wymagane i ty łączysz kropki, idziesz od tego punktu do tego i wiesz, jak to robić. A stworzyć coś własnego, od podstaw, bez żadnego podręcznika, robić coś swojego to jest nieznana przygoda. Bardzo, bardzo potrzebne są: odwaga i oczywiście strategia i marka.

Oprócz tego, jeżeli miałabym dać jedną wskazówkę: nie bójcie się Live’ów na Facebooku, Periscope’a, Instagram Story – wykorzystujcie fakt, że Live’y są teraz bardzo popularne. To najłatwiejsza forma zrobienia wideo. Nagrać wideo na YouTube i wyedytować je, żeby wyglądało fajnie, zajmuje trzy razy tyle czasu, albo i więcej. Live’y są na żywo i nikt nie oczekuje bycia idealnym, perfekcyjnym. Ja mówię wprost, jakie popełniam błędy, pokazuję, że moja strona sprzedażowa nie działa i jeżeli chcecie kupić, musicie do mnie napisać e‑mail – pierwsze 20 osób się dostanie. To działa, że można powiedzieć: Sorry, dziewczyny, nawaliłam, nie dało rady.

Na stronie zostały wykorzystane linki afiliacyjne. Jeżeli wejdziesz przez nie na stronę sprzedawcy i dokonasz zakupu, sprzedawca podzieli się ze mną częścią swojej marży (nie wpływa to na twoją cenę). Wymieniam wyłącznie te produkty i usługi, z których rzeczywiście korzystam i jestem z nich zadowolony.

Przeskocz do: