Cała prawda o Clubhouse: jak działa ta aplikacja, komu może się przydać i dlaczego nie każdemu musi się spodobać
Co to jest Clubhouse? To nowa aplikacja społecznościowa, która podbija rynek i na początku 2021 roku jest wyceniana już na miliard dolarów. Ja też z ciekawości założyłem tam konto i zauważyłem parę rzeczy, które mogą cię zainteresować.
Można by pomyśleć, że w dobie wiadomości tekstowych i kultury obrazkowej platforma oparta na rozmowach głosowych nie znajdzie zbyt wielu zwolenników. Tymczasem Clubhouse, po zaledwie 9 miesiącach istnienia tej sieci, odnotowuje tygodniowo 10 milionów aktywnych użytkowników.
Co ich przyciąga do Clubhouse i jak ty możesz wykorzystać jej zalety? Na co uważać, korzystając z tej aplikacji, i jakie są jej największe wady? Sprawdziłem i wyjaśniam!
Linki do osób i firm wymienionych
w tym odcinku podcastu
- Strona Clubhouse
- Bio tygodnia: konto na Linkedinie Krystyny Cytarzyńskiej
Prezent dla słuchaczy
Polecana książka
3 rzeczy do zrobienia po wysłuchaniu tego podcastu
- Gdy już dołączysz do Clubhouse, rozejrzyj się na spokojnie, co aplikacja ma do zaoferowania. Najlepiej, jeśli już w momencie dołączania wiesz, po co tam wchodzisz i czego będziesz szukać.
- Spróbuj wyznaczyć sobie ramy czasowe na aktywność w Clubhouse. W przeciwnym wypadku możesz wsiąknąć na długie godziny!
- Przestrzegaj zasad, bądź uprzejmy i pomocny. To, czy Clubhouse będzie platformą, której użytkownicy będą się czuli dobrze, zależy tylko i wyłącznie od samej społeczności.
Podcast w wersji wideo
Tych odcinków też warto posłuchać
Podcast do czytania
Z tego wpisu dowiesz się:
Co to jest Clubhouse i jak działa?
Clubhouse to aplikacja społecznościowa działająca trochę jak wielościeżkowa konferencja, na której w kilku salach jednocześnie odbywają się różne prelekcje. Różnica polega na tym, że pokoi w Clubhouse jest dużo, a poruszane w nich tematy są bardzo różnorodne.
W pokojach na Clubhouse można rozmawiać głosowo (trochę jak przez telefon) albo po prostu przysłuchiwać się rozmowom innych osób.
Każdy może założyć taki pokój w dowolnym momencie, a nawet zaplanować jego powstanie, o czym inni zostaną poinformowani.
Rodzaje pokojów na Clubhouse:
- open – każdy może do niego wejść,
- social – dostępny tylko dla osób, które obserwujesz,
- closed – tylko dla ludzi, których zaprosisz.
Dodatkowo użytkownik może mieć w pokoju trzy role:
- moderator – założyciel pokoju,
- mówca – osoba, która się wypowiada,
- słuchacz – użytkownik przysłuchujący się rozmowie.
Odwiedzając konkretny pokój można poprosić o przyznanie roli mówcy, poza tym można zostać „wyciągniętym” na scenę przez moderatora – pod warunkiem oczywiście, że wyrazi się zgodę na „wejście” na scenę.
W maju 2020 roku Clubhouse miał 1500 użytkowników. Dziś, po 9 miesiącach istnienia, aplikacja odnotowuje 10 milionów aktywnych użytkowników tygodniowo i jest wyceniana na 1 miliard dolarów.
Obserwując sukces tej platformy, można nauczyć się wielu rzeczy. Choćby reguł wywierania wpływu na ludzi zdefiniowanych przez profesora Roberta Cialdiniego. Uważam, że warto się temu przyjrzeć.
Clubhouse a reguły Cialdiniego
1. Reguła niedostępności
Na Clubhouse nie można się po prostu zarejestrować – dostęp do platformy jest na razie limitowany i trzeba dostać zaproszenie. Mało tego! Żeby korzystać z aplikacji trzeba mieć iPhone’a, bo na Androidzie Clubhouse jeszcze nie działa.
Wszystko to powoduje, że pojawia się efekt nazywany FOMO (ang. fear of missing out), czyli strach przed tym, co nas omija. W domyśle – omija nas coś ważnego, skoro ci, którzy należą do Clubhouse, uważają się czasem za wybrańców.
2. Reguła społecznego dowodu słuszności
Zasada jest taka: dajemy się przekonać czemuś, jeżeli inni ludzie to robią lub stosują u siebie.
Skoro liczba użytkowników Clubhouse tak dynamicznie rośnie, to znaczy, że aplikacja jest warta uwagi.
Determinacja niektórych do tego, aby dołączyć do aplikacji, sięga czasem granic absurdu. W internecie można natknąć się na artykuły, w których opisywane są sytuacje, gdy ktoś sprzedaje zaproszenia do Clubhouse na eBayu nawet za ponad 200 dolarów za sztukę – i znajduje na nie kupców!
Czytałem także, że niektórzy płacą innym użytkownikom za to, żeby zajęli im miejsce w kolejce do roli mówcy w najbardziej obleganych pokojach.
Szczerze mówiąc, trochę mnie to dziwi i bawi. Naprawdę ludzie są skłonni płacić za zaproszenie do aplikacji, która prawdopodobnie prędzej niż później stanie się ogólnie dostępna za darmo?
Węszę tutaj raczej świetny PR tej platformy. Ktoś bardzo dba o to, żeby wokół panował odpowiedni szum.
3. Reguła autorytetu
Zwykle wierzymy i ufamy tym, których postrzegamy jako autorytet.
Jednym z wyróżników platformy był fakt, że praktycznie już w momencie startu można było znaleźć się w jednym pokoju z jakąś znaną osobą. Mogli to być Elon Musk, Mark Zuckerberg, Oprah Winfrey albo aktorzy czy celebryci znani z pierwszych stron gazet. Niektórzy użytkownicy chwalili się nawet w social mediach zrzutami ekranu, na których widać było, że rzeczywiście „otarli się” na Clubhouse o jakąś sławę.
Nie oszukujmy się jednak – Mark Zuckerberg czy Oprah Winfrey naprawdę mają lepsze rzeczy do roboty niż gawędzenie z przypadkowymi ludźmi spotkanymi w jakiejś aplikacji.
Znowu chodzi głównie o to, żeby wokół platformy było głośno, a ostatecznie wszystko kręci się wokół pieniędzy.
Pierwszym dużym inwestorem, który wsparł Clubhouse, była firma Andreessen Horowitz, która często inwestuje właśnie w startupy. W maju 2020 roku firma wyłożyła na aplikację 12 milionów dolarów. Dziś takich inwestorów jest ponad 180. Niewykluczone, że są wśród nich właśnie te głośne nazwiska, które można było spotkać w poszczególnych pokojach, albo firmy w jakiś sposób związane z tymi celebrytami. Tam, gdzie są ogromne pieniądze, są również znajomości na wysokim poziomie. Ludzie robią sobie przysługi, żeby się odwdzięczyć lub coś dla siebie ugrać w przyszłości.
4. Reguła lubienia i sympatii
Spełniamy prośby tych, których lubimy i darzymy sympatią.
Zaproszenia do Clubhouse rozchodzą się zwykle między znajomymi, a gdy ktoś znajomy nas zaprosi, zaciągamy u niego pewien dług wdzięczności i nawet z ciekawości pobieramy aplikację.
Ponadto, zakładając konto, wybieramy zainteresowania i pokoje, które zwracają naszą uwagę. Zaraz potem wyświetlają nam się propozycje clubhouse’owych znajomych, spośród których część z nich na pewno nie jest nam obca. Jest to zazwyczaj grono osób, które poruszają się w tych samych obszarach co my. A skoro oni tu są, to dla nas pewnie też jest to dobre miejsce.
Kiedy nowi ludzie dołączają do Clubhouse, my również możemy im się wyświetlić jako propozycja znajomego. Pierwsi mają łatwiej – w zasadzie bez wysiłku zdobywają nowych obserwujących. Ja na Clubhouse byłem do tej pory w sumie 3 razy, z czego 2 razy mówiłem, a raz odezwałem się dosłownie dwoma zdaniami, i już mam tam ponad 2 tysiące obserwujących.
5. Reguła wzajemności
W życiu bywa tak, że gdy ktoś wyświadcza nam przysługę, staramy mu się odwdzięczyć.
Skoro ktoś zaprosił nas do Clubhouse, pewnie wypadałoby też zaprosić innych. Podobnie z „wyciąganiem” na scenę podczas pobytu w pokoju. Skoro ktoś, kogo znam, prosi mnie o wypowiedź, nietaktem byłoby odmówić.
6. Reguła zaangażowania i konsekwencji
Każdy nowy użytkownik dołączający do aplikacji ma do dyspozycji dwa zaproszenia. Kiedy je jednak rozda, dostaje kolejne dwa i marnotrawstwem byłoby ich nie posłać dalej w świat!
Poza tym, gdy raz utworzysz pokój i dołączą do niego słuchacze, można ulec pokusie, żeby to powtórzyć. Wiem, bo sam tak miałem. Podczas kampanii mojego kursu dla podcasterów PodcastPro™ wszedłem na Clubhouse dwa razy. Za pierwszym razem w moim pokoju pojawiło się kilkadziesiąt osób, więc od razu nabrałem apetytu na więcej.
Profesor Cialdini opracował reguły wywierania wpływu na ludzi, bo sam wielokrotnie ulegał różnego rodzaju manipulacjom. Ciekawostka: na Clubhouse namówić się nie dał, bo nie znalazłem jego nazwiska w tej aplikacji.
Plusy i minusy Clubhouse
Jakie są zalety aplikacji?
Clubhouse idealnie trafił w swój czas. Pojawił się na rynku na początku pandemii koronawirusa, kiedy zaczynał się lockdown i wiele osób odczuwało potrzebę spotykania się i rozmawiania z innymi ludźmi. Aplikacja odpowiada na tę potrzebę.
Platforma – przynajmniej na starcie – przyciąga ciekawych ludzi. Trzeba jednak wziąć poprawkę na to, że na początku użytkowników jest po prostu niewielu.
W Clubhouse mamy większą kontrolę niż w innych mediach społecznościowych. Algorytmy nie mają jeszcze tak dużego znaczenia, łatwo przejrzeć listę pokoi i wybrać miejsca, do których chcemy należeć.
Poza tym konkurencja nadawców nie jest na razie zbyt duża, więc łatwiej przebić się ze swoim przekazem.
Clubhouse ma wiele plusów, jednak często wynikają one z faktu, że aplikacja jest jeszcze nowa. Za jakiś czas wszystko może się zmienić
Jeżeli szukamy ciekawych gości do podcastu albo po prostu osób, które mogłyby być dla nas inspiracją, na Clubhouse można je łatwiej dostrzec i posłuchać ich wystapień na żywo.
Ponadto nawet z moim małym doświadczeniem zauważyłem, że ta platforma… sprzedaje! Byłem na niej trzy razy i dziś wiem, że co najmniej dwie osoby, które kupiły ostatnią edycję mojego kursu dla podcasterów PodcastPro™, zrobiły to dlatego, że usłyszały mnie w pokoju na Clubhouse – mimo że wcześniej zupełnie mnie nie znały. Jest to więc kolejna cegiełka w budowaniu marki osobistej w mediach społecznościowych i nie tylko.
Ostatnią zaletę podsunęła mi Ola Budzyńska, która zauważyła, że Clubhouse może pomagać w nauce języków obcych. Możesz dołączać do pokojów, w których nie mówi się po polsku, i sprawdzać, co rozumiesz, a czego nie. Możesz to nawet potraktować jak darmowe konwersacje z obcokrajowcami! I przy okazji ćwiczysz wystąpienia publiczne.
Lista plusów wydaje się długa, ale pamiętajmy, że wiele z nich wynika z faktu, że aplikacja jest jeszcze młoda. Z czasem wiele z tych rzeczy może się zmienić.
Jakie są wady Clubhouse?
Clubhouse to wielka czarna dziura, która pożera nasz czas. Dyskusje, które się tam toczą, przeciągają się i trudno zaplanować sobie ramy czasowe, żeby się jakoś sensownie zmieścić – nawet gdy jest się moderatorem.
Otworzyłem na Clubhouse pokój dwa razy. Za pierwszym razem założyłem, że spędzę tam pół godziny, a za drugim – godzinę. Ostatecznie za pierwszym razem poświęciłem na rozmowę ponad godzinę, a za drugim 80 minut i skończyłem nie dlatego, że nie było już, o czym mówić, ale dlatego, że po prostu czekały na mnie inne obowiązki.
Moderatorowi trudno po prostu zakończyć spotkanie i podziękować rozmówcom, a słuchaczowi trudno wyjść z pokoju z powodu wspomnianego już FOMO. Pojawia się bowiem myśl: co będzie, jeśli po moim wyjściu wydarzy się coś ważnego?
Platforma jest też idealną wymówką do odwlekania. Zamiast zacząć działać, wchłaniamy kolejne informacje jak gąbka – i wciąż stoimy w miejscu.
Inny minus, na który zwrócił uwagę Sean Cannell z youtube’owego kanału Think Media, polega na tym, że na Clubhouse zwykle pochłaniamy bardzo przypadkowe treści, bo tak naprawdę nie wiemy, czego spodziewać się po dyskusjach w poszczególnych pokojach – nawet jeśli znamy temat spotkania.
W Polsce Clubhouse żyje głównie wieczorami, co oznacza, że konkuruje z naszą rodziną czy wypoczynkiem. Jeżeli jest się singlem, jeżeli ma się wolne wieczory i brakuje nam towarzystwa, Clubhouse może być ciekawym rozwiązaniem, które pozwoli poprzebywać trochę wśród ludzi, zwłaszcza w czasach lockdownu.
Osobom, które mają rodzinę i tego czasu jest siłą rzeczy mniej, trudniej będzie aktywnie udzielać się w aplikacji. Wystąpienia nie można nagrać z wyprzedzeniem i wypuścić w dowolnym momencie. Konieczna jest nasza obecność, więc z czegoś zawsze trzeba zrezygnować.
Bardzo trafnie ujął to Jakub Mrugalski na Instagramie, twierdząc, że Clubhouse jest jak telewizja z ramówką, do której trzeba się dopasować. Nie da się nic nagrać, przyspieszyć albo odtworzyć ponownie.
Wniosek? Oddajemy innym ludziom kontrolę nad własnym czasem, a to jest najcenniejsze, co mamy.
Dość problematyczne jest także luźne podejście aplikacji do kwestii prywatności. Dołączając, jesteśmy proszeni o dostęp do kontaktów w telefonie. Możemy się oczywiście nie zgodzić, ale nie pozostaje to bez skutku, bo wówczas na przykład nie dostaniemy puli zaproszeń dla znajomych.
Warto zdawać sobie sprawę z „ciemnych stron” Clubhouse, żeby używać go świadomie i z korzyścią dla siebie
Dotarłem do artykułu, w którym kwestia ta została poruszona. Wynika z niego, że po wyrażeniu przez nas zgody na dostęp do naszej książki kontaktowej Clubhouse nie tylko uzyskuje namiary na numery telefonów, a nawet maile naszych znajomych, ale także może obejść pewne funkcje. Jeśli mamy w kontaktach kogoś, kogo z różnych względów zablokowaliśmy, bo nie chcemy, żeby do nas dzwonił, w Clubhouse ta blokada zostaje zdjęta i osoba ta może się znaleźć w gronie naszych potencjalnych znajomych.
Poza tym krążą słuchy, że Clubhouse przecieka, bo transmisje – z racji tego, że są nieszyfrowane – mogą być dostępne w różnych miejscach w sieci. Z tego powodu uważam, że nie jest to najlepsza opcja do przeprowadzania na przykład spotkań grup mastermind, na których liczy się jednak prywatność, dyskrecja i zaufanie.
Oczywiście, jest to platforma umożliwiająca różne ciekawe działania. Mógłbym na przykład zaprosić słuchaczy, żeby po wysłuchaniu odcinka podcastu spotkali się ze mną na Clubhouse i porozmawiali na temat przeze mnie poruszony. Nie zrobię tego jednak.
Powodem jest fakt, że dostęp do platformy jest ograniczony, zwłaszcza przez konieczność posiadania iPhone’a, a ja nie chciałbym wykluczać żadnego z moich odbiorców.
Czy warto dołączyć do Clubhouse?
Jeżeli chcesz wykorzystać tę platformę w swoim biznesie, potraktuj ją jak wielościeżkową konferencję. Na pewno warto tam być, jeżeli zamierzasz wystąpić w roli mówcy.
Jeśli chcesz być po prostu słuchaczem, najlepiej wybierz z agendy kwestie, które naprawdę cię interesują. Zastanów się też koniecznie, czy na pewno nie jesteś w stanie zdobyć tych informacji gdzie indziej: w bardziej dogodnym miejscu, czasie i formie.
Chcesz wiedzieć pierwszy, gdy na moim blogu pojawi się coś nowego? Zapisz się do Klubu MWF.