Czy sport na pewno pomaga w biznesie? Doświadczenia sportowe mogą dodać twojej firmie skrzydeł… albo ją pogrążyć

Czy sport pomaga w biznesie? Czy sportowcy są lepsi w prowadzeniu firmy niż inni przedsiębiorcy?

Chciałoby się odpowiedzieć na to pytanie twierdząco. W sumie, jak się nad tym zastanowić, logiczne jest, że osoby, które są zdyscyplinowane, zmotywowane oraz skupione na rozwoju i realizacji konkretnych celów, powinny sobie lepiej radzić w biznesie. Powinny osiągać sukcesy szybciej niż inni właściciele firm.

Okazuje się jednak, że to, że powinni, bo tak nam się wydaje, wcale nie znaczy, że tak właśnie jest. Wnioski z przeprowadzonego przez Michaela MacKaya w Stanach Zjednoczonych badania na temat związków pomiędzy sportem a biznesem są zaskakujące: osiągający sukcesy sportowiec wcale nie musi być osiągającym sukcesy biznesmenem!

Postanowiłem zbadać wyniki tych badań i porozmawiać na ten temat z osobą, która przez 14 lat trenowała strzelectwo sportowe, za swoje osiągnięcia dorobiła się pokaźnej kolekcji medali, a dziś prowadzi własną firmę i doradza innym, jak sprzedawać na Amazonie. Co doświadczenia sportowe mogą poprawić, a co… popsuć w biznesie? Zapytam o to Karolinę Bujakowską.

Linki do osób i firm wymienionych
w tym odcinku podcastu

Prezent dla słuchaczy

Ćwiczenia na koncentrację
Jak się skoncentrować w trudnej sytuacji? Pobierz PDF z praktycznymi ćwiczeniami Chcę to 

3 rzeczy do zrobienia po wysłuchaniu tego podcastu

  1. Jeżeli czujesz, że masz w sobie cechy pomagające ci w jakiejś dziedzinie życia, zastanów się, w jaki sposób możesz wykorzystać je w biznesie. Być może jest to doskonała samodyscyplina, odwaga i umiejętność podejmowania ryzyka albo świetna gra zespołowa? To wszystko może działać na korzyść twojej firmy.
  2. Jeśli cechy sportowca blokują rozwój twojego biznesu – np. brakuje ci motywacji albo cały czas chcesz z kimś rywalizować – spróbuj to przepracować. Biznes stawia przed tobą inne wyzwania i dostarcza innych emocji niż sport, więc nie frustruj się, że nie wszystkie doświadczenia możesz przełożyć 1:1.
  3. W trudnych chwilach powtarzaj sobie, że będzie dobrze. Jeśli coś nie zadziałało, trzeba wyciągnąć wnioski, zmienić strategię i spróbować jeszcze raz. A potem jeszcze raz. I jeszcze raz. A czasem odpuścić i… działać dalej, tylko inaczej.

Podcast w wersji wideo

Aby używać odtwarzaczy multimedialnych, musisz wyrazić zgodę na użycie plików cookies usług odtwarzaczy
Ok, zgadzam się

Tych odcinków też warto posłuchać

Podcast do czytania

Marek Jankowski: Zaprosiłem cię do rozmowy na temat związków między sportem a biznesem, ponieważ masz doświadczenie w obu tych dziedzinach: byłaś zawodowym sportowcem, przez 14 lat trenowałaś strzelectwo sportowe, a teraz prowadzisz własną działalność i doradzasz firmom, jak sprzedawać na Amazonie. Zacznę jednak od strzelectwa: jak to się stało, że zainteresowałaś się tą dyscypliną?

Karolina Bujakowska: To był czysty przypadek. O istnieniu tej dyscypliny dowiedziałam się, gdy Renata Mauer zdobywała medale podczas igrzysk w Atlancie w 1996 roku. Ja stałam wówczas przed wyborem szkoły średniej, planowałam pójść do liceum ekonomicznego do klasy o kierunku bankowość.

Od zawsze też marzyłam, żeby pojechać na igrzyska olimpijskie, musiałam tylko zacząć coś trenować! Okazało się, że na strychu szkoły, którą wybrałam, działa klub strzelecki, więc wszystko świetnie składało.

I udało ci się pojechać na igrzyska?

Niestety nie, niemniej igrzyska i sport w ogóle do dzisiaj wzbudzają we mnie niesamowite emocje. Byłam też na kilku zawodach, na których poczułam, jak to jest zdobywać medale, i bardzo się z tego cieszę.

Które osiągnięcie sportowe uważasz za największe w swojej karierze?

Moim prywatnym największym osiągnięciem było zdobycie Mistrzostw Polski seniorów jeszcze jak byłam juniorką. To był dla mnie świetny początek i dowód na to, że jestem na dobrej drodze.

Innym ważnym osiągnięciem było zdobycie drużynowych srebrnych medali na Mistrzostwach Europy oraz na igrzyskach wojskowych, które były taką kopią igrzysk olimpijskich – w mniejszej skali, ale dla nas to było coś, bo wielu zawodników rangi światowej również na tych zawodach startowało.

Poza tym na Światowych Wojskowych Igrzyskach Sportowych (CISM) wystrzelałam indywidualny medal srebrny i to jest taka moja wisienka na torcie.

Strzelectwo sportowe Karolina Bujakowska

Mogłoby się wydawać, że sport i biznes to połączenie idealne. Ktoś, kto trenuje sport zawodowo, jest przyzwyczajony do systematycznej pracy, jest cierpliwy i wytrwały w dążeniu do celu, jest gotowy do poświęceń, ambitny i świadomy istnienia konkurencji. Z drugiej strony jednak badanie Michaela MacKaya z Manhattan College School of Business dowodzi, że sportowcy wcale niekoniecznie są lepszymi przedsiębiorcami od innych. Ciekawy jestem, jak to wygląda z twojej perspektywy. Które nawyki ze świata sportowego przeszkadzają ci jako przedsiębiorcy?

Sport poza tym, że mnie bardzo wzbogacił, jednocześnie bardzo mnie upośledził. Mam mocno rozbudowane ego, które było karmione latami, zdarza mi się więc brak pokory i roszczeniowa postawa, a to niestety w biznesie nie pomaga.

Wbrew pozorom między sportem a biznesem jest wiele rozbieżności.

Prowadzenie firmy wymaga podejścia holistycznego: przedsiębiorca musi być elastyczny i zajmować się wieloma rzeczami naraz.

Bycie sportowcem to jest bycie specjalistą: trzeba skupiać się na wykonywaniu jednego zadania, jakim jest stawanie się coraz lepszym w konkretnej dyscyplinie. Nie trzeba się przejmować praktycznie niczym innym.

Bycie przedsiębiorcą wymaga wszechstronnego działania; bycie sportowcem to bycie specjalistą

Prowadzenie biznesu to dla mnie trochę jednoczesne przygotowywanie się do zawodów i ich organizowanie.

Sport bardzo wzbogacił mnie emocjonalnie. Tych uczuć, jakich dzięki niemu doświadczam, nie da się opisać i nie znajduję ich w biznesie. Prowadzenie firmy to praca, którą staram się wykonywać najlepiej jak potrafię, i działanie w tej dziedzinie wymaga zupełnie innej motywacji niż w sporcie. Tam ta motywacja była niejako naturalna.

Zaintrygowało mnie to karmienie ego. Co przez to rozumiesz?

Absolutnie nie chodzi o sławę, parcie na szkło czy jakieś gigantyczne pieniądze. Chodzi bardziej o to, że gdy osiągnęłam pewien poziom i zaczęłam jeździć na zawody, dostałam się do swego rodzaju elity. Zapewniano nam na zawodach wszystko, o nic nie trzeba było się martwić. W takiej sytuacji dość naturalnie rodzi się w człowieku poczucie, że jest kimś ekstra.

Tymczasem później okazuje się, że w biznesie twoje nazwisko nic nie znaczy, i pojawia się zdziwienie i frustracja: „Ale jak to? Przecież to JA!”.

Zgadza się. Coś podobnego ma miejsce np. w pracy w mediach. Dziennikarze często spotykają znane osoby lub wchodzą tam, gdzie inni nie mają wstępu. Gdy zacząłem moją pracę w radiu, mój bardziej doświadczony kolega szybko sprowadził mnie na ziemię, mówiąc: „Niech ci się nie wydaje, że robisz coś wyjątkowego. Robisz dokładnie to samo, co gość, który produkuje gwoździe w fabryce. Tyle tylko, że ty produkujesz newsy.” Wspomniałaś też o tym, że sportowiec jest specjalistą, a przedsiębiorca jest skazany na multitasking. Czy to nie skłoniło cię do tego, żeby od samego początku delegować zadania, bo wiesz, że każdy powinien odpowiadać za swoją działkę?

Wbrew pozorom nie zawsze tak to w sporcie wygląda. Rzeczywiście – podczas wyjazdów kadrowych nie musieliśmy się niczym przejmować, bo mieliśmy odpowiednią opiekę, ale to nie jest tak jak w tenisie, że sportowcem opiekuje się cały team.

Ja teraz rzeczywiście deleguję kilka rzeczy, ale jednocześnie wiem, czego chcę, a czego nie chcę. Założyłam firmę w czwartym miesiącu mojego urlopu macierzyńskiego i dobrze wiedziałam, gdzie chcę być za jakiś czas. Mam plan i staram się go realizować – to również wyniosłam ze sportu.

W tym momencie na pewno nie chcę rozrastać się do agencji, bo chcę robić to, co sprawia mi przyjemność. Zależy mi na pomaganiu bardzo drobnym przedsiębiorcom, jednoosobowym działalnościom gospodarczym. Dla większych są agencje, dla mniejszych – ja.

Co jeszcze pozytywnego poza tą umiejętnością planowania przeniosłaś ze sportu do swojej działalności biznesowej?

Mam w sobie tę wewnętrzną motywację, o której mówiłam wcześniej.

Nastawienie na cel i zadaniowość – a może byłam taka, jeszcze zanim zaczęłam trenować?

Sport dał mi też pewność siebie i świadomość tego, co umiem, a czego nie, w którym miejscu w życiu chcę być, a czego absolutnie nie chcę.

Sport uczy nie tyle radzenia sobie ze stresem, co działania pomimo stresu

Poza tym zdolność koncentracji w każdej sytuacji. Doświadczyłam w sporcie przeróżnych sytuacji. Stres sprawiał, że traciłam panowanie nad ciałem. Pamiętam zawody, na których czułam autentycznie bicie serca w kolanach!

Nauczyłam się nie tyle radzić sobie ze stresem, co raczej działać pomimo niego. Sytuacje stresujące będą się pojawiać i nie da się ich wykluczyć z naszego życia.

A możesz podrzucić jedną wskazówkę, która pozwoli się uspokoić i skoncentrować na działaniu? Wiem, że więcej takich porad można znaleźć w bonusie, który przygotowałaś dla słuchaczy podcastu.

W sytuacjach stresujących trzeba się skupić na oddechu. To nie jest proste, gdy towarzyszy ci gonitwa myśli, a fizjologia podpowiada, że lepiej uciekać. Warto z każdym wdechem i wydechem skupić się na tym, co się czuje.

Czujesz kołatanie serca? Zastanów się, jak i gdzie je czujesz. Może wystukuje jakiś rytm? Może z czymś ci się kojarzy? Dzięki temu autentycznemu doświadczaniu nabieramy dystansu i po chwili możemy zacząć normalnie funkcjonować.

To powiedz jeszcze coś o tym długofalowym planowaniu. Jak rozłożyć sobie cel w czasie?

U nas wszystkie plany tworzyło się na sezon na cały rok do przodu. Była impreza główna i trzeba było tak zaplanować kolejne kroki w ciągu roku, żeby się na tej imprezie znaleźć. Rozkładamy plan na czynniki pierwsze i rozdzielamy to na mniejsze okresy.

Rozumiem, że można to zrobić, gdy kryteria są jasno określone: wiesz, co musisz osiągnąć, żeby wskoczyć na kolejny poziom. Co jednak w sytuacji, gdy ustalasz te cele sama dla siebie? Oprócz tego, że musisz to rozłożyć w czasie, to jeszcze sama powinnaś ustalić te kryteria. Jak się za to zabrać, gdybyś chciała na przykład wypuścić swój kurs online?

Żeby wypuścić kurs online potrzebuję odbiorców. Żeby ich zdobyć, potrzebuję np. newslettera albo kanału w mediach społecznościowych. Zakładam sobie progi, czyli co musi się po kolei zadziać, żeby można było przejść do kolejnego etapu. Nie radziłabym od razu zakładać ram czasowych, bo po drodze może pojawić się wiele zmiennych, na które nie mamy wpływu, i ten okres może się wydłużyć. Warto to zaakceptować i skupić się tylko na rzeczach, na które mamy wpływ.

Kiedy wymienialiśmy maile przed tą rozmową, napisałaś, że jedną z cenniejszych rzeczy, jakie wyniosłaś ze sportu, było coś, co nazwałaś mindsetem zwycięzcy. Co to jest?

Dla mnie jest to postawa, która pomaga wybierać myśli, za którymi się podąża, reakcje na emocje, które się odczuwa, oraz na sytuacje, które nas spotykają.

Najlepiej według mnie opisała to w swojej technice Wojownik w Hipnozie™ Justyna Macur, świetny psycholog sportowy. Jej zdaniem, żeby odczuwać ten mindset, trzeba żyć czterema emocjami:

  • radością, żeby czuć autentyczną radość z tego, co się w danym momencie robi,
  • spokojem, czyli mój system nerwowy jest na poziomie zero – ani mniej, ani więcej,
  • wiarą, czyli pewnością mimo braku dowodu, że jeżeli zrealizujemy wszystkie kroki tak, jak trzeba, to będzie dobrze,
  • odwagą, żeby działać pomimo strachu.

To wszystko sprawdza się chyba w warunkach laboratoryjnych, bo w prawdziwym życiu trudno utrzymać emocje na poziomie zero. Jak dążyć do utrzymania tej mentalności zwycięzcy?

To wszystko kwestia wyboru, bo to my wybieramy, jak reagujemy na emocje. Nie wybierasz emocji czy myśli, ale wybierasz sposób, w jaki na te emocje reagujesz lub za którą myślą podążysz.

Żeby odczuwać mindset zwycięzcy, trzeba żyć czterema emocjami: radością, spokojem, wiarą i odwagą

Możesz nawet stworzyć spiralę myśli: negatywną lub pozytywną. Jeśli mówisz do siebie w sposób, który ci pomaga – dam radę, mam umiejętności i zasoby, żeby to zrobić – to utrzymujesz ten mindset zwycięzcy.

Warto tu mieć świadomość siebie, wiedzieć, co nam pomaga. Wystarczy wyciągnąć wnioski z przeszłości: przypomnieć sobie, jakie emocje wybiły nas z rytmu i jak na to zareagowaliśmy.

Jaka jest pozycja psychologa w sporcie? Jak ma się jego rola w stosunku do roli trenera?

Sport to jest połączenie panowania nad ciałem z panowaniem nad umysłem. Trzeba trenować oba te elementy, więc warto traktować trenera i psychologa na równi.

Czy nauczyłaś się od swojego trenera czegoś, co może znaleźć zastosowanie w prowadzeniu firmy?

Tak. Ja zawsze byłam w gorącej wodzie kąpana i chciałam zdobywać wszystko od razu. Mój trener powtarzał mi, że to nie jest tak, że ja czegoś nie mogę – ja mogę wszystko, tylko po kolei.

Bardzo mi to pomogło. Nie skupiam się na wszystkim, tylko rozpisuję cele i realizuję je powoli, kolejno.

Pytania od słuchaczy

Kasia: Czy sport pomaga radzić sobie z niepowodzeniami i porażkami?

Sport nauczył mnie, że porażka boli, ale nie jest końcem świata. Gdy doświadczam porażki, jest mi oczywiście przykro, ale zaraz zastanawiam się, co było powodem, że do tego doszło.

Jeśli miałam na to wpływ, staram się to zapamiętać i w przyszłości postąpić inaczej. A jeśli przyczyną były jakieś okoliczności zewnętrzne, to… trudno. Nie trzeba wszystkiego aż tak cisnąć na maksa. Jeśli robimy swoje, to pomimo porażek idziemy do przodu.

Marek Jankowski: Pomyślałem tu o jeszcze jednej rzeczy. W biznesie może być wielu najlepszych – tak naprawdę każdy może być najlepszy w swojej wąskiej dziedzinie – ale w sporcie tak nie jest. Jest ranking, są medale i miejsca na podium, więc wiadomo, kto jest najlepszy. Czy z twojego punktu widzenia to jest pomocne, bo wiesz, gdzie jest ten szczyt, do którego dążysz, czy raczej jest to coś negatywnego, bo gdy nie dochodzisz do tego miejsca na podium, to zawsze czujesz niedosyt?

Pierwsza myśl jest taka, że jest to duży minus. Szkoda, że tak nie jest w biznesie, że tam ten szczyt jest taki nieokreślony.

W biznesie sami możemy zdefiniować sukces; w sporcie sukcesem jest tylko wygrana

Po zastanowieniu jednak dochodzę do wniosku, że dobrze, że w biznesie tak nie jest. Dzięki temu bowiem sami możemy definiować, czym jest dla nas sukces, i nie musimy cały czas zdobywać tych igrzysk. Możemy mieć frajdę z tego, co robimy, rozwijać się, pomagać innym i wcale nie trzeba być najlepszym na świecie, żeby w tym wytrwać.

Na stronie zostały wykorzystane linki afiliacyjne. Jeżeli wejdziesz przez nie na stronę sprzedawcy i dokonasz zakupu, sprzedawca podzieli się ze mną częścią swojej marży (nie wpływa to na twoją cenę). Wymieniam wyłącznie te produkty i usługi, z których rzeczywiście korzystam i jestem z nich zadowolony.