Jak znaleźć swój biznesowy cel? Goście podcastu MWF opowiadają o krętych drogach do założenia własnej firmy

Dlaczego ludzie decydują się na otwarcie własnej firmy?

Jedni planują to już szkole – tak było na przykład ze mną. Inni w pewnym momencie stwierdzają, że praca na etacie to nie miejsce dla nich, i postanawiają przejść na swoje.

Jeszcze inni chcą po prostu spróbować czegoś nowego albo doświadczają sytuacji, która kieruje ich życie zawodowe (i prywatne) na zupełnie inne tory. Taką sytuacją może być kryzys, choroba lub… spotkanie miłości swojego życia.

Bez względu na to jednak, jak kręte i nieoczywiste są ścieżki przedsiębiorców, najważniejsze, że prowadzą do jednego celu: znalezienia pomysłu na biznes.

W dzisiejszym odcinku podcastu Mała Wielka Firma przypomnę kilka zaskakujących historii moich gości, którzy opowiedzieli mi o swojej drodze do założenia własnej firmy. Ich doświadczenia mogą być bardzo inspirujące – zwłaszcza dla osób, które znalazły się trochę na zawodowym rozdrożu.

Linki do osób i firm wymienionych
w tym odcinku podcastu

Prezent dla słuchaczy

Proces weryfikacji inwestycji biznesowych
Jak weryfikować inwestycje biznesowe? Zapisz się do Klubu MWF i pobierz ściągę Chcę to 

3 rzeczy do zrobienia po wysłuchaniu tego podcastu

  1. Jeśli szukasz inspiracji do zmiany swojej zawodowej drogi, otwórz się na nowe możliwości. Nie zakładaj z góry, że jakaś opcja jest nie dla ciebie. Czasem inni zauważają, że jesteś w czymś dobry i namawiają cię, żebyś zaczął brać za to pieniądze. Może warto ich posłuchać?
  2. Pasja to dobry punkt wyjścia do planowania własnego biznesu. Oczywiście nie każdy musi na niej zarabiać, ale na pewno warto się zastanowić, czy na tym, co cię interesuje, da się zarobić jakieś pieniądze.
  3. Jeżeli twoja dotychczasowa praca nie przynosi ci satysfakcji albo bardzo negatywnie odbija się na twoim zdrowiu, przemyśl, co możesz zmienić. Nie musisz od razu rzucać papierami i rejestrować działalności, ale może warto zapisać się na jakiś kurs, który otworzy przed tobą nowe możliwości rozwoju?

Podcast w wersji wideo

Aby używać odtwarzaczy multimedialnych, musisz wyrazić zgodę na użycie plików cookies usług odtwarzaczy
Ok, zgadzam się

Tych odcinków też warto posłuchać

Podcast do czytania

W tym wpisie przeczytasz:

  1. Stylistka ze stopniem doktora
  2. Od kryzysu w Europie do biznesu w Brazylii
  3. Jak właściciel biura podróży został kierowcą VIP-ów
  4. Bankowiec, który zaczął zarabiać na muzyce
  5. Bakcyl biznesowy złapany na targu pomidorów
  6. Firma stworzona z potrzeby serca
  7. Od wypalenia do biznesu opartego na miłości do miasta

Stylistka ze stopniem doktora

Ilona Niebał – MWF 117: Jak zostać stylistką? Na czym polega ta praca i kim są klienci

Był taki moment w moim życiu, że miałam problemy z pracą. Spotkałam wtedy znajomą, która powiedziała mi o dwutygodniowym kursie dla kobiet planujących rozpoczęcie działalności gospodarczej, po którym można było dostać dofinansowanie na otwarcie firmy.

Ja nie planowałam wówczas założenia własnej firmy, ale poszłam na kurs z przekonaniem, że zawsze mogę się czegoś ciekawego dowiedzieć.

Razem ze mną w kursie uczestniczyło kilkanaście kobiet. Pierwsza część tego szkolenia obejmowała zagadnienia z zakresu prowadzenia działalności gospodarczej, a druga – wizerunku kobiety w biznesie, komunikacji, marketingu, itd.

Los chciał, że osoba, która miała prowadzić zajęcia związane z wizerunkiem, rozchorowała się i nie przyszła. W efekcie musiałyśmy sobie doradzać same, a ostatecznie najwięcej doradzałam ja.

Uczestniczki kursu zaczęły się stosować do moich wskazówek i szybko zauważać pozytywne efekty. Zaczęły mnie przekonywać do tego, żeby zająć się doradzaniem w kwestii ubioru zawodowo. To były czasy, kiedy stylistka kojarzyła się głównie z programem telewizyjnym Trinny i Susannah, sesjami zdjęciowymi do magazynów modowych albo z ubieraniem gwiazd. Pierwszą osobą w Polsce, która zaczęła tak pracować, była Monika Jaruzelska.

W tamtym czasie planowałam otworzyć sklep internetowy z ubraniami od projektantów, pracami plastycznymi młodych autorów i designerskimi artykułami wyposażenia wnętrz. Ostatecznie, starając się o dofinansowanie, postanowiłam ująć w biznesplanie obie te działalności, czyli sklep i porady stylistki.

Otrzymałam dofinansowanie, założyłam sklep internetowy z artykułami, o których wspominałam, ale także stronę, na której proponowałam usługi stylizacyjne dla kobiet i mężczyzn. Po paru miesiącach jednak musiałam zamknąć sklep internetowy, ponieważ zainteresowanie tą drugą ofertą było tak duże, że na nic innego nie miałam czasu!

Uważam, że dziś nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem, gdyby nie moje wcześniejsze doświadczenia.

Nasze wykształcenie i wcześniejsze doświadczenia zawodowe mogą pomóc nam lepiej prowadzić biznes, nawet jeśli działamy z nim w zupełnie innej branży

Na początku mojej drogi zawodowej chciałam być dziennikarką prasową. W tym celu rozpoczęłam studia politologiczne, a później przeszłam na specjalność komunikacja społeczna i dziennikarstwo.

Co do doktoratu, to choć planowałam go wcześniej, nigdy nie myślałam o poważnej karierze naukowej. Założyłam bardziej, że jeśli po latach pracy praktycznej będę chciała przekazać komuś moją wiedzę, to ten stopień naukowy mi się przyda.

Klientki często pytają mnie, czy mam wykształcenie w zawodzie stylistki. Odpowiadam im wówczas zwykle, że moje wykształcenie poszło bardzo daleko, ale w zupełnie innym kierunku.

Nie byłoby we mnie otwartości i ciekawości, gdyby nie moje studia. Gdyby nie moje zainteresowanie dziennikarstwem, nie miałabym umiejętności rozmawiania z innymi ludźmi na różne tematy. Moja praca to nie tylko ubieranie, ale także koncentrowanie się na człowieku, odpowiednie podejście, nawiązywanie kontaktu i dostosowywanie się do czyichś potrzeb.

Od kryzysu w Europie do biznesu w Brazylii

Michał Słowik – MWF 105: Czy Polacy nadają się do robienia biznesu za granicą?

Pracowałem w branży IT i kiedy około 12 lat temu wyleciałem z kraju, mogłem stworzyć zespół, który działał w pełni zdalnie. Mogłem więc pracować w dowolnym miejscu na Ziemi i zacząłem podróżować. Odwiedziłem Azję – Malezję, Tajlandię – wróciłem na chwilę do Europy, zahaczyłem o Afrykę i ostatecznie wylądowałem w Brazylii.

W Europie i Ameryce szalał kryzys, moje europejskie biznesy zaczęły podupadać, więc musiałem podziałać na jakimś innym kontynencie. Rynek brazylijski miałem pod nosem, dodatkowo był on ogromny i – podobnie jak rynek chiński – obfitujący w szanse i możliwości. To są dość bogate gospodarki, jednak na każdym kroku czegoś im brakuje, np. dobrych restauracji czy technologii. Warto tam działać, bo w wielu branżach jest się pierwszym.

Wszedłem w branżę nieruchomości: zająłem się miesięcznym wynajmem apartamentów przez internet. Na początku nikt nie wróżył mojemu przedsięwzięciu powodzenia. Ludzie pukali się w głowę, patrzyli na mnie jak na kosmitę i mówili, że nikt nie wynajmie apartamentu przez internet, bo to trzeba zobaczyć, poczuć, sprawdzić. Ja jednak byłem przekonany, że to chwyci.

Chwyciło po dwóch latach i to tak, że obecnie ludzie wynajmują bez problemu apartamenty przez internet nawet do sześciu miesięcy.

Jak właściciel biura podróży został kierowcą VIP-ów

Andrzej Samociuk – MWF 261: Jak założyć firmę w obcym kraju, pracować dla VIP-ów i zaprzyjaźnić się z indyjskim księciem

Prowadząc swoje biuro podróży, musiałem znaleźć sobie dodatkowe zajęcie, gdzie mógłbym pracować jako firma wystawiająca rachunki.

Dostałem możliwość pracy jako kierowca testowy dla Mercedesa, a potem zacząłem awansować. W pewnym momencie ktoś mnie zapytał, czy nie chcę spróbować swoich sił w branży szoferskiej. Zupełnie nie wiedziałem, jak to będzie wyglądać i czy będzie mi się to podobać. Byłem jednak na tyle zaciekawiony, że postanowiłem spróbować.

Moim atutem było to, że przez jazdy testowe znałem aktualne modele samochodów. Wiele modeli to samochody, których obsługa wymaga przynajmniej przeszkolenia. Klient, którego wozisz, oczekuje od ciebie umiejętności jazdy nie tylko do przodu i do tyłu, ale również sprawnej obsługi tych systemów. Musisz wiedzieć, co zrobić, kiedy te systemy się wieszają. Umówmy się: w takim samochodzie podobno jest około 10 kilometrów kabli elektrycznych!

Z drugiej strony, gdybym zdawał sobie sprawę, jak trudno jest stanąć na własne nogi, poradzić sobie i zaistnieć na rynku VIP-owskim, to prawdopodobnie nie podjąłbym się tego zadania.

Fakt, znałem produkt, poznałem, na czym polega ta praca. Zrozumiałem, czego oczekuje klient. Stanąłem jednak przed zadaniem zaczęcia od zera. Nie chciałem być niczyim podwykonawcą i obiecałem sobie, że nigdy nie zabiorę komuś innemu klienta. Sam nie chciałbym się znaleźć w odwrotnej sytuacji. 

Bankowiec, który zaczął zarabiać na muzyce

Tommy Zee – MWF 237: Artysta w biznesie. Czego można się nauczyć, pracując dla wielkich światowych marek

Pracowałem w banku przez 5 lat. Przez pierwsze 2 lata byłem w start-upie – TD Market Side. Chodziło o przeprowadzanie aukcji internetowych na bardzo duże zakupy. Przykład? Bank potrzebuje codziennie kilku ton papieru, trzeba więc było zrobić aukcję internetową, żeby znaleźć dostawcę tego papieru.

Było ciekawie, bo to nie był typowy klimat bankowy. Potem jednak firma splajtowała i przenieśli mnie do banku. Tam zacząłem się zastanawiać, czy to jest naprawdę mój klimat. Żyłem podwójnym życiem: w nocy byłem DJ-em w znanych klubach, pracowałem od czwartku do niedzieli do czwartej, piątej nad ranem, a rano zakładałem garnitur i szedłem do banku.

W trakcie trzeciego czy czwartego roku pracy w banku postanowiłem zacząć rozwijać swoją działalność muzyczną. Otworzyłem z przyjacielem studio, choć nie wiedziałem, do czego to może zmierzać.

Jeden z moich kolegów, który pracował w reklamach, zaproponował mi zagranie na gali premiery X-Boksa. Powiedziałem, że bardzo chętnie! Po tej imprezie wyszedł z kolejną propozycją: chodziło o skomponowanie muzyki do reklamy Pontiaca Aztek, który jest chyba najbrzydszym autem na świecie. A ja byłem zachwycony!

Zrobiłem tę muzykę, były poprawki, to wszystko zajęło jakieś 3 dni. Po miesiącu dostałem czek na kwotę, która stanowiła równowartość mojej 3-4-miesięcznej pensji w banku, To mi pokazało, że jednak jest droga, która nie wymaga, żebym był głodnym, bezdomnym artystą i próbował sprzedawać single za dolara. Uświadomiłem sobie, że istnieje świat, w którym można siedzieć w studio i robić muzykę, na którą ktoś ma pieniądze.

Bakcyl biznesowy złapany na targu pomidorów

Tomasz Karwatka – MWF 170: Od pomidorów na targu do międzynarodowej firmy e‑commerce

Pochodzę z małej wsi, a moi rodzice byli bardzo przedsiębiorczy. Hodowaliśmy pomidory, z którymi raz w tygodniu jeździliśmy na targ. Moi rodzice zawsze po paru godzinach handlu stwierdzali, że idą coś załatwić, zostawiali mnie z bratem samego i mówili, że co sprzedamy, to nasze. To była dobra motywacja.

To nauczyło nas prawdziwego biznesu – masz coś, czego ludzie potrzebują, cena jest w zasadzie umowna i zależy od rynku, który możesz obserwować, dużo zależy od ciebie, możesz mieć szczęście lub nie, nie wszystko masz pod kontrolą, a na koniec zyskujesz nagrodę. Nauczyliśmy się też porażek – tego, że czasami nikt nic nie kupuje, innym razem ktoś się targuje. Najważniejsze było jednak poczucie sprawstwa – masz pomidory i jeśli je sprzedasz, to super, a jak nie, to nie. Wszystko zależy od ciebie, nikt ci nie da tych pieniędzy.

Kiedyś sprzedawaliśmy pomidory prosto ze skrzynki. Staliśmy w miejscu, które nie kojarzyło się ze sprzedażą pomidorów, więc ludzie po prostu nas mijali. Wpadliśmy na pomysł, żebym co jakiś czas podchodził do rodziców i udawał, że kupuję od nich pomidory – naganiałem w ten sposób innych klientów.

Nawet proste życiowe sytuacje mogą być impulsem, który obudzi w nas ducha przedsiębiorczości

Dokładnie to samo dzieje się w biznesie. W mojej poprzedniej firmie zaczęliśmy sprzedawać usability, ale nikt nie chciał go kupić. Trudno było znaleźć pierwszego klienta, lecz gdy już nam się to udało, zorganizowaliśmy bardzo dużą kampanię PR-ową ogłaszającą, że pierwszy bank kupił audit usability, dzięki czemu stanie się teraz lepszy. Pamiętam, ile banków się potem zgłosiło. To są podstawowe zachowania – nikt nie chce być pierwszy, ale jak widzisz, że pomidory znikają ze skrzynki, to może oznaczać, że są świetne, i też chcesz w tym uczestniczyć.

Pamiętam też pierwsze pieniądze, które zarobiłem, ale już nie na pomidorach. Robiłem wtedy z Piotrkiem dużo różnego softu za darmo, dla funu. Zgłosiło się do nas pewne wydawnictwo, pisząc, że podoba im się nasz soft i chcą go od nas kupić, by dodać go do ich książki na płytę. Zaproponowali nam 4000 zł – dla nas była to wtedy ogromna kasa, byliśmy w szoku, że tyle można zarobić na tworzeniu softu! W tamtych czasach przez całe wakacje udawało nam się zarobić np. 200 zł, więc propozycja wydawnictwa wydawała nam się życiowym strzałem.

Uświadomiliśmy sobie dzięki temu przypadkowi, że faktycznie ktoś chce to kupować. Z drugiej strony – to prosta nauka, że jeśli chcesz coś robić, to po prostu zacznij, a dobra karma jakoś do ciebie wróci. Ktoś przyjdzie i ci za to zapłaci, jeśli to będzie dobre.

Firma stworzona z potrzeby serca

Przemek Kuśmierek – MWF 188: Jak znaleźć sens życia, przetrwać porażki i zarabiać na naprawianiu świata

To, co my robimy, to jest zupełnie coś innego, niż to, od czego zaczęliśmy.

Zaczęło się od grupy osób głuchych, dla których chciałem coś zrobić. Nie mam żadnego fajnego story, nie zakochałem się w głuchej i to jest w sumie nudne… Całe życie siedziałem w IT i jeden z moich współpracowników powiedział, jak to fajnie jest głuchym w Stanach, a tego w Polsce nie ma, więc pomyślałem sobie, że to ponaprawiam.

No i trzy lata to naprawiałem, robiłem wszystko źle. Migam ma już prawie pięć lat, od dwóch lat mniej więcej wiemy, co robimy, a od roku robimy to dobrze.

Przede wszystkim przez pierwszy rok to nie zajmowałem się tym językiem migowym, co trzeba.

Każdy kraj ma własny język migowy, a w Polsce są dwa. Właściwie polski język migowy jest jeden, ale w latach siedemdziesiątych wymyślono system komunikacji migowej – to jest taki sztuczny twór, który słyszący wymyślili dla głuchych. Zrobili machaną nakładkę, która używa polskiej gramatyki i gestów w języku migowym. Nie znam dwóch głuchych, którzy by tego używali, ale słyszącym jest się łatwiej nauczyć, więc używają tego.

Co ciekawe, w telewizji kiedyś był taki starszy pan, który używał systemu języka migowego, i głusi go nie rozumieli. Zakumałem, że coś robimy źle, gdy do zespołu dołączył Sławek, który jest głuchy, i on powiedział: „Przemek wszystko fajnie, tylko wszystko źle!” [śmiech]

Potem na przykład mieliśmy gazetę tłumaczoną na język migowy. Zrobiliśmy fajną technologię opartą na rozpoznawaniu obrazu: robisz czemuś zdjęcie i wyskakuje ci tłumaczenie na język migowy. Mieliśmy jednak zero klientów, a gazeta miała więcej ściągnięć z Chomika niż z naszej strony.

Zrobiliśmy masę głupich rzeczy, zanim zakumaliśmy, że trzeba to trochę inaczej poukładać. Ale to tak jak w każdym start-upie.

Od wypalenia do biznesu opartego na miłości do miasta

Arkadiusz Förster – MWF 130: Od wypalenia zawodowego do odkrycia pracy marzeń. Jak były dziennikarz został przewodnikiem po Wrocławiu

Odszedłem z dziennikarstwa, bo czułem, że przestałem robić coś, co sprawiało mi przyjemność. Moja praca nie dawała mi już satysfakcji i nie stawiała przede mną nowych wyzwań.

Najgorsze przyszło jednak, gdy przeszedłem na drugą stronę mocy, czyli zacząłem działać w PR-ze. W pewnym momencie doszło do tego, że ja, budząc się rano, czułem fizyczny ból, że muszę wstać z łóżka i iść do pracy. W tej pracy z kolei odliczałem godziny do wyjścia. Gdy nadchodził piątek, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, a w sobotę od rana znów byłem załamany, bo myślałem o poniedziałku.

To, że przez kilkanaście lat pracujemy w jednej branży, nie znaczy, że nie możemy zacząć robić czegoś zupełnie innego

Ten stres doprowadził mnie do zawału, który przeszedłem w dość młodym wieku. Mój problem polegał na tym, że ja nie potrafię robić nic na pół gwizdka. Gdy się za coś zabieram, angażuję się na 100%.

Punktem zwrotnym była lektura artykułu, który znalazłem w jednym z miesięczników. Pewna pani profesor, której nazwiska niestety nie pamiętam, przekonywała w nim, że to, że robimy coś przez kilkanaście lat, wcale nie oznacza, że nie nadajemy się do niczego innego i nie możemy zacząć wszystkiego od nowa.

Jeśli nie jesteśmy zadowoleni z tego, co robimy, musimy zadać sobie pytanie: co naprawdę chcielibyśmy robić?

Ja sobie zadałem to pytanie i doszedłem do wniosku, że to, co chciałbym robić, ma się nijak do tego, co właśnie robię! Nie ma z tym absolutnie żadnego związku.

Uświadomiłem sobie, że jedną z moich największych życiowych miłości jest Wrocław, z którego nigdy się nie wyprowadziłem. Znam historię i każdą tajemnicę tego miasta, między innymi dlatego że studiowałem historię sztuki. Poza tym bardzo lubię obcować z ludźmi i uwielbiam opowiadać o tym, co mnie interesuje, sprawiając, że zaczyna to interesować także moich słuchaczy.

Odpowiedź była prosta: musiałem zostać przewodnikiem po Wrocławiu!

Na stronie zostały wykorzystane linki afiliacyjne. Jeżeli wejdziesz przez nie na stronę sprzedawcy i dokonasz zakupu, sprzedawca podzieli się ze mną częścią swojej marży (nie wpływa to na twoją cenę). Wymieniam wyłącznie te produkty i usługi, z których rzeczywiście korzystam i jestem z nich zadowolony.