Dlaczego warto zbierać różne doświadczenia zawodowe,
zanim otworzysz własną działalność?
Człowiek, który pracował w różnych firmach, ale w żadnej nie został na dłużej, nazywany jest czasem „skoczkiem”. Wielu pracodawców od razu odrzuca takich kandydatów. Boją się, że jeżeli dana osoba szybko od nich odejdzie, trzeba będzie zaczynać rekrutację od początku.
Jednak doświadczenia zawodowe z różnych miejsc mogą być atutem, gdy postanowisz otworzyć własną działalność. Rozmawiam o tym z Klaudią Leszczyńską, która wraz z mężem prowadzi firmę Krakowskie Pokoje, a od niedawna rozwija też nową markę Kreatorki Wynajmu.
Linki do osób i firm wymienionych w tym
odcinku podcastu
- Klaudia Leszczyńska
- Post na Facebooku z pytaniem o zatrudnienie osoby z różnymi doświadczeniami zawodowymi
- Kreatorki Wynajmu
- Krakowskie Pokoje
- Piotr Hryniewicz
- Marta Krasnodębska
- Aplikacja Over – własne fonty w InstaStories
Prezent dla słuchaczy
Polecana książka
3 rzeczy do zrobienia po wysłuchaniu tego podcastu
- Przyjrzyj się swojemu dotychczasowemu doświadczeniu zawodowemu. Proste prace (np. w fast foodach albo przy zbiorze owoców) mogą ci dużo dać. Klaudię nauczyły one m.in. asertywności, radzenia sobie z presją czasu i komunikacji z klientami. Natomiast praca w korporacji sprawia, że lepiej organizujesz swój czas i masz okazję do optymalizowania różnych procesów.
- Zastanów się, jakie nauki wyniosłeś z tego, co wydarzyło się w twoim życiu zawodowym. Trudne życiowe doświadczenia mogą cię zahartować i nauczyć przyjmowania odpowiedzialności za własne działania.
- Staraj się przewidywać nieprzewidywalne. Dobrze płatna praca w korporacji jest mniej bezpieczna, niż może się wydawać. Twoje stanowisko może któregoś dnia zostać zlikwidowane lub firma może przenieść biuro do innego kraju.
Przeczytaj: Jak przygotować się do założenia firmy? Uwaga: nie chodzi o wpis do ewidencji
Podcast w wersji wideo
Tych odcinków też warto posłuchać
Podcast do czytania
Marek Jankowski: Twoje CV zawiera bardzo różnorodny zestaw doświadczeń zawodowych. Recepcjonistka w szkole tańca, zbiór truskawek w Holandii, kelnerka w fast foodach, biuro rachunkowe, korporacja finansowa. Można odnieść dwa wrażenia. Jesteś tzw. skoczkiem albo masz kłopot z pracodawcą, że nie chce cię zatrzymać. Która z tych wersji jest prawdziwa?
Klaudia Leszczyńska: W przytoczonych przez ciebie faktach doświadczenie zawodowe nie jest osadzone w ramach czasowych. Większość zawodów wykonywałam na przestrzeni dwóch lat od zdania matury.
W Holandii było to wyrywanie chwastów, albo pakowanie mięsa. Pracowałam tam przez 4 miesiące, aby zarobić na studia i wyjazd do Krakowa. Później były praktyki w biurze rachunkowym.
Na drugim roku studiów dostałam propozycję pracy w korporacji, przy czym ubiegałam się o praktyki. Udało mi się zorganizować i studiować w indywidualnym trybie nauczania. Przed zakończeniem licencjatu pracowałam już na pełen etat. Po dwóch latach przeszłam do kolejnej korporacji, w której miałam większe możliwości rozwojowe i tam już zostałam.
W zależności jak się te fakty przedstawi, takie wrażenie zrobią.
Wspomniałaś przed rozmową, że każde z tych zajęć czegoś cię nauczyło i pozwoliło rozwinąć różne umiejętności. Które z nich przydają ci się w prowadzeniu własnego biznesu?
Z prostych prac w Holandii wyciągnęłam sporą lekcję asertywności. W fast foodach zmierzyłam się z pracą pod presją czasu i komunikacją z klientem. Obsługa klienta w zawodzie kelnera nie polega tylko na tym, by podać klientowi jedzenie, ale by zadbać również o jego doświadczenia z pobytu w restauracji.
Dzięki późniejszej pracy w korporacji rozwinęłam umiejętności organizacyjne i strategicznego myślenia. Większość ludzi nie zadaje sobie pytań „po co ja to robię?”, a ma to wpływ na optymalizację różnych procesów. W moim przypadku było to doceniane – stąd szybka ścieżka awansu.
Wiele osób ma takie doświadczenia z pracy w korporacji jak ty. Zdobyte tam umiejętności bardzo się przydają później we własnej firmie. Zaciekawiłaś mnie Holandią – słyszałem, że to prawdziwa szkoła życia. Jak wygląda taka praca?
To był typowy wyjazd zarobkowy w celu opłacenia studiów 10 lat temu. Nie miałam możliwości finansowania przez rodziców, więc musiałam coś wymyślić, żeby zarobić na cały rok.
Praca w Holandii była zorganizowana w taki sposób, że co tydzień mieliśmy listę z przydziałem stanowisk. Można było zrywać chwasty lub kwiaty, składać kartony czy pakować cebulki. Wyjątkowo ciężko wspominam pracę na polu i podziwiam ludzi, którzy w ten sposób zarabiają całe życie. Dodatkowo wśród pracowników wyjeżdżających cyklicznie czuć było duży lęk i przed utratą pracy.
Co oprócz doświadczeń zawodowych przygotowało cię do prowadzenia firmy? Czy szkoła, rodzina uczą przedsiębiorczości?
Od dzieciństwa uczyłam się przedsiębiorczości, pomagając tacie. Za drobne kwoty mogłam sprawdzać dokumenty i obliczenia. To nauczyło mnie myślenia o tym, co zrobić, żeby zarobić.
Trudne życiowe doświadczenia hartują. Wiesz, że trzeba liczyć tylko na siebie
Trudna sytuacja rodzinna miała wpływ na to, że z siostrą byłyśmy bardziej zahartowane. Tata – odkąd pamiętam – kładł nacisk na ponoszenie konsekwencji dokonanych przez nas wyborów. To podejście zostało mi do dzisiaj. Nie liczę na okoliczności, na znajomości, tylko zawsze na siebie.
Sporo wiedzy wyniosłam ze studiów na kierunku finanse i rachunkowość. Bardzo dobrze wspominam ten okres.
Druga sprawa to kursy, które pozwoliły mi złożyć w całość to, czym się zajmuję teraz zawodowo. Najbardziej znaczące z nich to kurs dotyczący nieruchomości u Piotra Hryniewicza, kurs z home stagingu oraz kurs Marty Krasnodębskiej.
Dodatkowe umiejętności przydatne w prowadzaniu biznesu zdobyłam poprzez prowadzenie animacji i grup na wyjazdach rekolekcyjnych. To było ogromne ćwiczenie wychodzenia ze strefy komfortu. Te wyjazdy nauczyły zarówno męża, jak i mnie otwartości, przełamywania siebie oraz radzenia sobie z wystąpieniami publicznymi.
Prowadziłam również bloga kulinarnego. Dzięki niemu wyćwiczyłam oko do kadru, co bardzo mi się przydaje w home stagingu i nieruchomościach.
Nieocenione jest wsparcie mojego męża. Oboje dajemy sobie przestrzeń do rozwoju.
Czy odczuwałaś presję, aby zająć się jedną konkretną rzeczą zamiast ciągłych zmian?
Nigdy tego tak nie odbierałam. Przez dwa lata byłam w korporacji, kolejne w następnej i właśnie tam czułam, że stoję w miejscu. Wtedy dotarło do mnie, żeby nie zamykać się na pracę w tylko jednej firmie, która stwarza pozory stabilności i w każdej chwili może się przenieść do innego kraju czy zamknąć. Ludzie często ulegają ułudzie, bo mając dobre zarobki nie dostrzegają zagrożenia, że ich stanowisko pracy może zostać zlikwidowane. W takiej sytuacji zostają z niczym, bo ich umiejętności były przydatne tylko w jednym miejscu.
Mam szerokie spojrzenie i nie wiążę się tak bardzo z jedną rzeczą, którą robię. Chcę mieć zaplecze różnych możliwości, do których będę się mogła dostosować.
Czy pamiętasz z dzieciństwa jakieś zdarzenia, których musiałaś ponieść konsekwencje? Rodzice często nam tłumaczą różne rzeczy, a zostaje tylko to, czego sami doświadczyliśmy.
Pamiętam, że często słyszałam o moim słomianym zapale, ale nie wynikał on z tego, że nie chciałam doprowadzać do końca rzeczy, które robiłam. Raczej z dynamiki, ze znalezienia inspiracji i chęci podążania za nią.
Patrząc wstecz, możemy dostrzec wpływ doświadczeń na naszą teraźniejszość
Przez długi czas myślałam, że mam problem ze słomianym zapałem i muszę nad nim popracować. Po czym natknęłam się na historię Steve’a Jobsa, który rzucił studia i zrobił sławetny kurs kaligrafii, dzięki czemu Mac ma piękne czcionki. Przyszła do mnie taka refleksja, że tu i teraz nie wiemy, co nam się przyda w przyszłości, ale patrząc wstecz – tak jak w moim przypadku – to bogate doświadczenie zawodowe miało wpływ na to, co dzisiaj robię.
Przełomowym i dość traumatycznym dla mnie momentem była strata pierwszej ciąży. Wszyscy wiemy jakie obciążenie niesie za sobą praca w korporacji, a ja w dodatku jestem osobą ambitną. Dla mnie to był moment zatrzymania. Wiedziałam, że muszę zwolnić, zadbać o swoje zdrowie, ustalić od nowa priorytety. Doszłam do wniosku, że praca jest ważna, ale nie może być celem samym w sobie, tylko środkiem do celu, którym jest życie, jakiego pragniemy.
W trakcie drugiej ciąży mocno to wszystko analizowałam. Nie wyobrażałam sobie powrotu do wcześniejszego trybu życia. Razem z mężem zdecydowaliśmy się rozwijać rozpoczęte tematy związane z nieruchomościami.
Mówisz o tych doświadczeniach z dzisiejszej perspektywy. Ciekawi mnie, co wtedy motywowało Cię do podjęcia takich decyzji, czy miałaś jakiś plan wizję, klucz doboru tych aktywności?
W trakcie studiów chciałam zacząć pracę w finansach w korporacji i zrealizowałam ten cel.
Jeżeli nie spróbujesz, to nigdy się nie dowiesz czy dane działanie ma sens
W czasie ciąży zaczęłam myśleć o nieruchomościach. Musiałam dużo odpoczywać w domu, więc słuchałam sporo podcastów – twoich i Michała Szafrańskiego – i cały czas tematyka wynajmu krążyła w mojej głowie. Już wcześniej mieliśmy z mężem mieszkanie na wynajem, w które zainwestowaliśmy. Nie było to jednak popularne i zewsząd padały głosy, że taka inwestycja to strata pieniędzy. Nasz zamysł jednak był inny i stwierdziliśmy, że spróbujemy. Mając czas i możliwości postanowiłam wykorzystać okazję. Wychodzę z założenia, że jak nie spróbuję, to się nie dowiem.
Wtedy właśnie narodził się pomysł, by połączyć biznes nieruchomości z home stagingiem, który również był mało popularny.
W ramach eksperymentu wrzuciłem listę Twoich aktywności zawodowych w post na Facebooku, aby zobaczyć, jak inni będą reagować na taki przekrój w CV. Celowo pominąłem niektóre szczegóły i daty, aby nikt cię nie zidentyfikował. Zadałem pytanie czy i na jakim stanowisku ktoś chciałby taką osobę zatrudnić. Wspomniałem również o urlopie macierzyńskim i wychowawczym. Wywiązała się bardzo ciekawa dyskusja. Czy miałaś poczucie, że jako pracownik nie do końca jesteś atrakcyjna na rynku pracy z różnych powodów? Czy dlatego zdecydowałaś się na otwarcie firmy?
Decydując się na otwarcie firmy nie miałam takich myśli, bo to była kolejna nasza firma. Już wcześniej mój mąż założył Krakowskie Pokoje. Mając rozwiniętą jedną firmę, inaczej się zakłada kolejną. Rozważałam powrót do pracy, ale przerwa wydała mi się dość długa, poza tym firma prosperowała dość dobrze.
Myślę, że osoba z takim CV może być odbierana przez pracodawców i dział HR jako pracownik bez doświadczenia. Brakowało właśnie tego kontekstu i osadzenia doświadczenia zawodowego w ramy czasowe.
Patrząc z punktu widzenia rekrutera – którym również byłam – problemem nie jest to, że osoba nie była długo na rynku pracy. Kobiety po przerwie związanej z urodzeniem dziecka przeważnie chcą do tej pracy wracać i jakoś sobie wszystko poukładać od nowa. Większym problemem rekruterów są osoby roszczeniowe, z dużymi wymaganiami finansowymi, lecz bez kompetencji przydatnych na danym stanowisku pracy. Na dodatek zdemotywowane i bez zaangażowania.
Gdybym miała wrócić do pracy w fast foodach, robiłabym tam wszystko na 100%. Koncentrowałabym się na celach sprzedażowych, na uśmiechu i na tym, za co nas oceniano. Wiem, że ja jestem tym zmotywowanym pracownikiem, którego pracodawcy szukają. Gdybym z jakiegoś powodu musiała zamknąć firmę i wrócić na etat, to zrobiłabym to z pełnym zaangażowaniem.
Na bazie własnych doświadczeń (zarówno z perspektywy pracownika, jak i osoby zatrudniającej) co byś podpowiedziała ludziom, którzy są w podobnej sytuacji jak twoja? Mają różne doświadczenia zawodowe z kilku miejsc, przerwę z powodu urlopu macierzyńskiego i wracając do pracy – co zrobić, żeby na tym rynku pracy się lepiej odnaleźć?
Warto mówić o swoich oczekiwaniach i ustosunkować się do nieregularnych godzin pracy. Zwłaszcza że w korporacji jest tendencja do zostawania po godzinach. Oczywiście wszystko jest potem uregulowane.
Warto postawić swoje granice i mówić o tym otwarcie. Tak samo o tym, jak teraz wyobrażamy sobie organizację naszego życia. Nie na zasadzie „jak widzisz siebie za 10 lat?”, ale dlaczego chcemy pracować, co nas motywuje i co chcemy osiągnąć w dalszej perspektywie. Nawet jeśli to są pieniądze, o których dzisiaj nikt nie chce mówić. Zawsze wolałam szczere odpowiedzi niż sztampę z forów internetowych.
Załóżmy, że ja rekrutuję ciebie. Powiedziałaś wcześniej, że jesteś pracownikiem na 100% – nawet sprzedając kurczaki w fast foodzie. Co cię tak motywuje do pracy?
Widzę efekt we wszystkim, co robię i że to ma zawsze wpływ na coś innego np. dobre funkcjonowanie firmy. Efektem może być także premia, czy wyróżnienie w postaci pracownika miesiąca. Zawsze lubiłam oceny i informacje zwrotne, np. jak dzięki moim działaniom funkcjonuje zespół. To mi zawsze pomagało.
Twoja firma zajmuje się home stagingiem. W branży finansów również można zarobić dobre pieniądze, a przy tym home staging wydaje się mniej ambitnym zajęciem. Czy miałaś sygnały z otoczenia, że to zajęcie jest poniżej twoich kwalifikacji?
Pierwszy raz usłyszałam to od ciebie. [śmiech]
Na starcie zakładaliśmy firmę zajmującą się inwestowaniem w nieruchomości – co brzmi dość poważnie – a nie home stagingiem. To, czym zajmuję się teraz, wynika z tego, że zaczęli do nas przychodzić inni inwestorzy zdziwieni tym, że w tej samej lokalizacji jesteśmy w stanie wynająć pokój za 150% ich stawki. Pomagałam im robiąc aranżacje i strategie marketingowe.
Bardzo mocno poszło to w stronę marketingu nieruchomości, którego home staging jest tylko elementem. Zaczęłam to nazywać Insta Stagingiem i pod tą nazwą będę promować w wersji angielskiej. Składowe Insta Stagingu to home staging, marketing oraz aktywność w mediach społecznościowych. Połączenie tych działań ma realny wpływ na sprzedaż. Studia finansowe przydają się tu, by wykręcać 30% więcej zysku dla inwestorów.
W jaki sposób doszłaś do tego, że home staging jest sposobem na zwiększenie wartości mieszkania i jak to realizujesz?
Ukończyłam równolegle dwa kursy – home stagingu i inwestowania w nieruchomości. Od początku miałam na to wizję. Wcześniej inwestowaniem w nieruchomości zajmowali się przeważnie mężczyźni, którzy patrzyli tylko w tabelki i twarde dane w Excelu. Tabelki nie uwzględniają jednak zapotrzebowania najemców na piękne wnętrze, bo to jest niemierzalne. Inwestycja w home staging jest policzalna, bo zamiast pokazywać mieszkanie dziesięć razy, robisz to raz czy dwa. Wtedy już możesz policzyć czas i koszty pracownika.
Na początku inwestowania w nieruchomości nie robiliśmy grubych i kosztownych remontów. Wyciągaliśmy potencjał z tego, co było. W tym przypadku dekoracje grały dużą rolę. Przy czym nie chodzi tylko o poduszki tak kojarzone z home stagingiem. Analizujemy rynek pod kątem tego, do kogo skierowana jest oferta i kto będzie zamieszkiwał wnętrze, a potem stylizujemy je na tzw. instagramowe mieszkanie i to wywołuje efekt wow w porównaniu z szarą rzeczywistością. Ludzie przeglądają te wszystkie inspiracje na Instagramie, bo każdy chce mieszkać i żyć jakoś lepiej niż mieszka w rzeczywistości. Na tym polega przywiązanie do mediów społecznościowych i zawartych w nich kadrów.
Zaczęliśmy wprowadzać kadry z Instagrama w rzeczywistość, aby najemcy już po wejściu do mieszkania czuli się jak u siebie. Wywołuje to zaskoczenie w stylu „To mieszkanie wygląda jak na zdjęciach”, bo spodziewali się, że w rzeczywistości jest gorzej. Wobec takiej reakcji koszt najmu staje się sprawą drugorzędną.
Cywilizujemy tym samym rynek wynajmu. Jest sporo ofert, które nie wyglądają atrakcyjnie w związku z przekonaniem, że na wynajem to się nie opłaca inwestować. Najemcy nie chcą już mieszkać we wnętrzach rodem z PRL-u. Wśród wynajmujących są również ludzie zamożni, którzy z jakiegoś powodu nie chcą kupować mieszkania.
Rozumiem, że twoje finansowe wykształcenie pomaga ci zapanować nad tym w tabelkach Excela, inne doświadczenia przekładają się na obsługę klienta i ciężką pracę. Mówisz też dużo o marketingu, a oprócz kursu Marty Krasnodębskiej nigdzie się go nie dopatrzyłem.
Tak masz rację, śmiejemy się z mężem, że mamy sprzedaż i marketing pod skórą. Może to jest właśnie kwestia zrozumienia potrzeb i odpowiedniego słuchania ludzi. Nigdy nie miałam problemu z osiąganiem celów sprzedażowych nawet w fast foodach.
Zaskoczyło mnie to wspomnienie, bo fast food kojarzy się raczej z monotonną pracą jak na taśmie.
Nie do końca, bo nawet w fast foodzie masz założone cele np. sprzedaż wytyczonej ilości konkretnych zestawów, które można zasugerować klientowi. Są produkty promowane w danym dniu, czy danym tygodniu. Trzeba było to tak zaproponować, żeby klient kupił i żeby był zadowolony z tego zakupu. Takie dwa filary, które idą ze sobą w parze.
Gdzie w miejscach typu stacja benzynowa czy Empik jest miejsce na słuchanie klienta i personalizowanie oferty? Przeważnie przy zakupie obsługa proponuje ci jedną ze sztampowych promocji.
Tu może faktycznie nie ma na to miejsca, ale czasami jesteś w stanie wyczuć klimat i zadajesz odpowiednie pytania. Byliśmy z tego szkoleni i to przynosiło efekty. Nie bazuję stricte na tych metodach w mojej działalności, ale to skłania do myślenia, że opakowanie tego, co sprzedajemy robi różnicę.
Powiedz, na czym polega twoja praca? Czym głównie zajmujesz się na co dzień.
Obecnie z mężem prowadzimy dwie firmy. Krakowskie Pokoje to firma, która zajmuje się wynajmem i zarządzaniem mieszkaniami, obsługą najemców i przygotowaniem mieszkań pod wynajem. Drugi projekt to niedawno powstałe Kreatorki Wynajmu. Tu zajmujemy się głównie home stagingiem, przygotowaniem mieszkania na sprzedaż lub wynajem.
Słuchaj klienta, wyczuj nastrój i zadawaj odpowiednie pytania, by spersonalizować ofertę
Działamy prężnie w mediach społecznościowych, wykorzystujemy elementy storytellingu do pisania ogłoszeń. Te metody są jeszcze mało wykorzystywane na rynku nieruchomości, testujemy wiele nieszablonowych rozwiązań. Mamy też styczność z pośrednictwem, bo praktycznie wszystkie mieszkania sprzedaliśmy my.
Podsumowując – jedna odnoga to są wynajmy, a druga to przygotowanie mieszkań dla klientów pod wynajem albo na sprzedaż.
Wpadłam na pomysł, żeby napisać o tym książkę i wtedy z pomocą przyszedł mi właśnie kurs Marty Krasnodębskiej, który był dla mnie jak home staging działań online. Pokazał, jak ważna jest ta oprawa wizualna działań marketingowych.
Dzięki temu zaczęłam działać online i poprzez kursy edukuję inwestorów w tematyce home stagingu. Planuję kolejne kursy w tematyce skutecznej prezentacji mieszkania, wyjaśniania oferty oraz współpracy.
Jakie działania przeważają w twojej codziennej rutynie? Pracujesz w Excelu, mediach społecznościowych, spotykasz się z klientami, czy jeszcze coś innego?
To zależy od pory roku. W wakacje dużo jeździłam w związku z przeprowadzanymi remontami. Projektowałam wnętrza przy komputerze, robiłam zakupy online i stacjonarnie, doglądałam ekip remontowych. To też jest czas, gdzie dużo działamy marketingowo.
Później mieszkania poszły pod wynajem, więc zajmowałam się stroną administracyjną i dokumentacją.
Jesień i zima to czas poświęcony na tworzenie materiałów do nowych kursów online. W tym okresie ograniczam trochę home staging, bo więcej czasu chcę przeznaczyć na przygotowanie materiałów do kursów.
W czym się uzupełniacie z mężem, a gdzie wasze kompetencje się powielają?
Mój mąż jest programistą i niedawno zrezygnował z etatu. Dosyć mocno się uzupełniamy. Często klasyfikuje się ludzi na ścisłowców albo humanistów, a my od tego podziału odbiegamy. Ja z jednej strony lubię matematykę i nauki ścisłe, a z drugiej strony artystyczne rzeczy. Chodziłam do szkoły muzycznej, oboje gramy na instrumentach – ja na altówce, mąż na gitarze. To pokazuje, że można działać w wielu obszarach i łączyć je ze sobą. Mój mąż ogarnia zaplecze techniczne i sporą część marketingową, montuje też filmy.
Jak widzisz przyszłość Kreatorek Wynajmu? Czy to jest dodatek do działalności inwestorskiej, czy chcesz to rozwinąć bardziej?
Chcę to rozwijać. Cały czas zadajemy sobie z mężem pytanie, który kierunek wybrać. Nie da się robić wszystkiego i ważne jest, by umieć wybrać. Na pewno nie chcemy być imperium zarządzającym mieszkaniami. Z drugiej strony musimy mieć kontakt z mieszkaniami, aby dopasować nasze produkty do inwestorów, mieć realny kontakt z rzeczywistością lokalową. Część propozycji współpracy przepuszczamy przez mocny filtr, żeby zapewniać jak najlepszą jakość usług.
Chcemy rozwijać Kreatorki Wynajmu, szkolić inwestorów z marketingu i z Insta Stagingu tak by inwestorzy mogli zwiększać potencjał tego, co mają, zamiast zwiększać ilość mieszkań i pracy.
Waszym celem jest więc zostanie agencją marketingową dla branży nieruchomości.
Coś w tym jest. Chcemy mieć tę część swoich mieszkań, którymi się zajmujemy i kłaść nacisk na działania homestagingowo-marketingowe w branży nieruchomości. Dobrze to nazwałeś.
Wspomniałaś o Insta Stagingu w kontekście komunikacji międzynarodowej. Planujecie rozszerzyć działalność na rynek zagraniczny?
Moja książka jest już przetłumaczona na język angielski. Na rynku anglojęzycznym są już materiały o tej tematyce, ale nie w takiej wizji i strategii. Mamy sygnały z rynku np. od Polonii w Anglii, utrzymujemy również kontakt ze stowarzyszeniem homestagingowym z Wielkiej Brytanii, które docenia nasze działania i chce o nas napisać. Gdzieś samoistnie dzieje się to rozszerzenie na rynek zagraniczny.
Mam twojego e-booka i jest on bardzo dopracowany wizualnie, ma piękne zdjęcia. Myślę, że w wersji papierowej czytelnik miałby takie same odczucia. Czy jest on dostępny w wersji papierowej?
Wiele osób pyta o wersję papierową i chodzi mi to po głowie. Jednak wydanie książki, wydruk i wysyłka to o wiele większe wyzwanie niż sprzedaż e‑booka. Produkty elektroniczne to dużo prostsze projekty.
Bardzo ci dziękuję, trzymam kciuki i życzę powodzenia. Powiedziałaś, że nie chcecie zostać imperium zarządzającym mieszkaniami, ale życzę imperium marketingowego.
Dziękuję bardzo.