Co mnie łączy z prezydentem USA – przemyślenia i wnioski
po 15 latach prowadzenia własnej firmy

Prowadzenie własnej firmy nie jest dla każdego.

Niektórym wydaje się, że przedsiębiorca pracuje kiedy chce, nie ma nad sobą szefa i zarabia kupę kasy. Otwierają działalność i wtedy orientują się, że praca zajmuje im znacznie więcej czasu niż na etacie, szefem jest każdy klient, a wpływy na konto stają się niepokojąco nieregularne.

Czego nauczyłem się podczas 15 lat prowadzenia firmy? Posłuchaj rozmowy, w której wyjątkowo to ja odpowiadam na pytania, które zadaje Martyna Kosienkowska z serwisu CorazLepszaFirma.pl.

Prezent dla słuchaczy

Sprytne sposoby badania rynku
Sprytne sposoby badania rynku. Pobierz ściągę Chcę to 

3 rzeczy do zrobienia po wysłuchaniu tego podcastu

  1. Wyobrażenia o prowadzeniu firmy często różnią się od rzeczywistości. Zanim zarejestrujesz działalność, porozmawiaj z innymi przedsiębiorcami, żeby dowiedzieć się z pierwszej ręki, jak to jest.
  2. Odpowiedz sobie szczerze na pytanie, czy znajdujesz w sobie cechy dobrego przedsiębiorcy. Musisz umieć samodzielnie podejmować trudne decyzje, brać za nie odpowiedzialność i ciągle uczyć się nowych rzeczy.
  3. Daj sobie prawo do podejmowania gorszych decyzji. Prowadząc firmę nie da się uniknąć błędów. Zamiast się nimi zniechęcać i załamywać, lepiej wyciągać wnioski, żeby nie popełniać ich ponownie.

Podcast w wersji wideo

Aby używać odtwarzaczy multimedialnych, musisz wyrazić zgodę na użycie plików cookies usług odtwarzaczy
Ok, zgadzam się

Tych odcinków też warto posłuchać

Podcast do czytania

Martyna Kosienkowska: Bardzo się cieszę, Marku, że będziemy mogli porozmawiać! Jesteś przedsiębiorcą, pracujesz z przedsiębiorcami i twoje wskazówki będą cenne dla osób czytających nasz blog CorazLepszaFirma.pl oraz wszystkich tych, którzy prowadzą własną firmę.

Marek Jankowski: Dziękuję za zaproszenie, cała przyjemność po mojej stronie.

Powiedziałeś kiedyś, że założenie firmy to założenie sobie pętli na szyję. To stwierdzenie mrozi krew w żyłach! Tłumaczyłeś to tym, że ludzie marzą, żeby robić to, co kochają, a potem okazuje się, że nagle muszą być nie tylko właścicielami firmy, ale też menedżerami, sprzątaczami i zaczynają gubić się w tych wszystkich rolach. Czy ty też miałeś takie doświadczenia, gdy rzuciłeś pracę w radiu i zacząłeś swój biznes? Co być poradził osobom, które na swoim spodziewały się czegoś innego?

Rzeczywiście, chyba miałem podobne doświadczenia.

Najpierw ogarnęło mnie poczucie pustki. Radio to jest praca grupowa i ciągle coś się tam dzieje, a kiedy założyłem firmę, wynająłem małe biuro i siedziałem w tym pokoiku sam… Zaglądali do mnie tylko obwoźni sprzedawcy spodni. [śmiech]

Natomiast faktycznie, jeżeli chodzi o wyobrażenia na temat bycia przedsiębiorcą, to często tak jest: mamy jakąś pasję, chcemy się w tym realizować, a potem okazuje się, że jest inaczej. Załóżmy, że pracowałem w ciastkarni i robiłem świetne ciastka. Otwieram własną ciastkarnię i już nie robię ciastek, tylko zajmuję się wieloma innymi sprawami.

W życiu generalnie tak jest, że mnóstwo rzeczy z zewnątrz wydaje się innych, lepszych, atrakcyjniejszych, niż kiedy w to wejdziemy. Jak sobie oglądasz w internecie zdjęcia słodkich szczeniaczków, to nic tylko byś je przytulała i patrzyła w te małe oczka. Ale jak sobie już weźmiesz takiego szczeniaczka do domu, to on szybko urośnie i nagle okazuje się, że trzeba po nim sprzątać, wychodzić z nim na spacery, nawet kiedy leje, jeździć do weterynarza, kupować karmę i jeszcze do tego wszystkiego śmierdzi mu z pyska! Wersja demo z zewnątrz jest zwykle ciekawsza niż rzeczywistość.

Co ja bym radził osobom, które nie chcą się rozczarować? Najlepiej pogadać z innymi przedsiębiorcami! Optymalnie byłoby znaleźć kogoś, kto przeszedł taką samą drogę jak my i pracował w tym samym zawodzie. Nie zawsze jest to możliwe, ale wystarczy podpytać przedsiębiorcę z mniej więcej podobnej branży o to, jak wygląda jego dzień, czym się zajmuje i jakie napotyka problemy. Może nam to otworzyć oczy i uświadomić, że własna firma nie do końca jest tym, czego szukamy.

Czasami jest tak, że jeśli kochamy coś robić, to lepiej zostać na etacie i robić to, co sprawia nam frajdę, niż zostawać szefem całej firmy, która będzie to robić.

Trochę inaczej jest w przypadku freelancerów czy mikrofirm. Jeśli ktoś jest konferansjerem i założy działalność gospodarczą, to nadal jest konferansjerem. Jeżeli jednak firma ma rosnąć, właściciel musi się liczyć z tym, że trzeba będzie rekrutować nowe osoby, szkolić je, dawać im narzędzia do pracy, kontrolować, rozliczać, umawiać klientów… To już nie jest tylko prowadzenie imprez, które tak bardzo go kręciło.

Z pewnością warto próbować, jeśli ktoś czuje w sobie żyłkę przedsiębiorcy, ale nie warto rzucać się od razu na głęboką wodę. Lepiej wcześniej ustalić, z czym to wszystko będzie się wiązać.

Trzeba chyba też mieć pewne cechy, żeby zostać przedsiębiorcą… Zanim założyłeś magazyn Branża Dziecięca, prowadziłeś agencję niań oraz firmę organizującą warsztaty dla dzieci. Te pomysły nie do końca wypaliły, ale ty się nie poddałeś, zagryzłeś zęby i w końcu odniosłeś sukces. Wytrwałość to jedna z cech przedsiębiorców, którą bardzo cenię. Czy można się jej jakoś nauczyć? Jakie jeszcze cechy powinien mieć przedsiębiorca, żeby mógł odnieść sukces?

Z mojego punktu widzenia wytrwałość nie zawsze jest dobra. Czasami jest to ślepy upór, który uniemożliwia nam realną ocenę sytuacji i zejście z drogi, która niekoniecznie jest właściwa.

Rozbiłbym tę cechę na dwa elementy.

Z jednej strony to cierpliwość i świadomość, że żeby uzyskać jakiś efekt, potrzebny jest czas. Sukcesu nie osiąga się z dnia na dzień.

Z drugiej strony wytrwałość to też odporność psychiczna i gotowość do radzenia sobie z przeciwnościami, które będą się po drodze pojawiać.

Taka wytrwałość jest potrzebna przedsiębiorcy. Spójrzmy chociażby na Roberta Lewandowskiego – dzisiaj mnóstwo dzieciaków marzy, żeby osiągnąć taki sukces. W roku 2008 został wybrany przez tygodnik Piłka Nożna najbardziej obiecującym polskim piłkarzem. Już wtedy jednak miał za sobą 11 lat treningów w klubach, bo zaczynał w wieku 9 lat. Dzisiaj patrzymy na 30-letniego Lewandowskiego, jak bije rekordy w Bundeslidze, ale nie wiemy, że to jest już ponad 20 lat jego życia, które do tego doprowadziły. Widzimy tylko efekt końcowy.

Przedsiębiorcy przyda się wytrwałość rozumiana jako cierpliwość i odporność psychiczna. Ślepy upór może jednak zaszkodzić

Myślę, że wytrwałości warto już uczyć dzieci. Jest taki eksperyment z piankami marshmallow. Dzieci, które oparły się pokusie zjedzenia słodycza pod nieobecność osoby przeprowadzającej badanie, odnosiły później więcej sukcesów w życiu. Ja to oczywiście mocno spłyciłem, ale chcę powiedzieć, że już we wczesnym wieku można zaobserwować u ludzi pewne predyspozycje.

Jeśli chodzi o inne cechy, jakie powinien mieć przedsiębiorca, to bardzo ważna jest samodzielność. Wielu rzeczy nikt za ciebie po prostu nie zrobi. Oczywiście, jeżeli masz pieniądze, możesz sobie zatrudnić ludzi do różnych zadań. Nie zmienia to jednak faktu, że to nadal ty będziesz musiał kierować tą firmą, No, chyba że jesteś inwestorem, wykładasz pieniądze, zatrudniasz menedżera i to się kręci!

Oglądam teraz na Netfliksie serial pod tytułem Designated Survivor. To opowieść o trzeciorzędnym członku amerykańskiego Gabinetu. Bohater wskutek wielkiego zamachu zostaje prezydentem. Ma oczywiście masę doradców, którzy są fachowcami w swoich dziedzinach, ale mimo że zasięga ich opinii, często dostaje sprzeczne wskazówki i decyzja ostatecznie należy do niego. Dokładnie tak samo jest w przypadku przedsiębiorcy.

Pięknie porównałeś przedsiębiorców do prezydenta najpotężniejszego państwa świata!

Bo tak jest! Jak prowadzisz swoją firmę, to jesteś jej prezydentem. Wszystko jest na twojej głowie.

Dochodzimy w ten sposób do trzeciej cechy – odpowiedzialności. Pracując w firmie, zawsze możesz próbować zrzucać winę za jakieś niedopatrzenie na kogoś innego. We własnym biznesie tak to nie działa. Można niby obwiniać pracowników, ale wówczas łatwo ich stracimy, bo nikt nie chce pracować w firmie, w której robi się z ludzi kozły ofiarne.

Przypomina mi się tutaj sytuacja, w której fajnie tę cechę można było zaobserwować, Prowadziłem przedsprzedaż mojego kursu online. Trwała ona kilka godzin, ale wszystkie osoby ze specjalnej listy dostały dzień wcześniej informację, że coś takiego będzie miało miejsce. Później, w dniu przedsprzedaży, poinformowałem, że oto się zaczęło i osoby, które zdecydują się skorzystać, dostaną dodatkowe wideo.

Część osób z tego skorzystała, ale następnego dnia, gdy promocja wygasła, dostałem kilka ciekawych wiadomości od słuchaczy, którzy nie zdążyli. Podzieliłbym te maile na dwie grupy. Jedni tłumaczyli, dlaczego przegapili promocję: na przykład usypiali dziecko i zasnęli razem z nim. Pytali, czy jest jeszcze szansa, żeby się na to załapać. Z drugiej strony były osoby, które zarzucały mi złe traktowanie klientów, oburzały się, że promocja trwała tylko kilka godzin, i przekonywały, że nie było możliwości, żeby z tego skorzystać.

Jak widać są ludzie, którzy biorą winę na siebie, oraz tacy, którzy szukają winy w innych. W biznesie trzeba umieć brać odpowiedzialność za swoje działania albo brak działań.

Jest jeszcze czwarta cecha przydatna przedsiębiorcy: gotowość do rozwijania się. Nie da się w dzisiejszych czasach stworzyć firmy, która będzie zamkniętą całością i latami będzie funkcjonować tak samo. Wszystko się zmienia, cały czas trzeba się uczyć nowych rzeczy, nawiązywać nowe relacje i testować nowe rozwiązania.

Wspomniałeś na początku, że czasem można gdzieś zabrnąć i utknąć. Założyłeś swoją firmę w 2004 roku. Czy pamiętasz moment, kiedy firma zaczęła przynosić ci konkretne pieniądze i korzyści, a ty uznałeś, że jesteś zadowolony? Jak długo powinien trwać proces dochodzenia do tego momentu? Kiedy przedsiębiorcy powinna zapalić się czerwona lampka, że może coś jest nie tak i należałoby wprowadzić jakieś zmiany?

Chętnie powiedziałbym, kiedy firma zaczęła zarabiać, ale prawda jest taka, że kiedy zaczynamy, to tego postępu nie da się tak ładnie pokazać jak na wykresie. Nie jest tak, że ta linia idzie sobie ładnie w górę, przekracza break-even point i teraz mamy już zyski. To są raczej pojedyncze kreseczki, punkty, strzały i dlatego trudno jest mi określić ten moment. Zwłaszcza, że gdy prowadzimy własną działalność, finanse firmowe mieszają się z prywatnymi i mamy jeden wielki chaos.

Dopiero gdy założyłem czasopismo, trochę się to ustabilizowało. To było zdecydowanie moje najważniejsze źródło dochodu i byłem w stanie to obserwować. Mniej więcej po roku pojawiły się jakieś plusy.

Otwierając pierwsze biznesy, starałem się zrobić coś, czego nie ma jeszcze na rynku. To jest głupi pomysł, jeżeli chcesz żyć ze swojej firmy. Dziś oczywiście mamy start-upy, ludzie wymyślają nowe rzeczy i chwała im za to. Warto jednak zdawać sobie sprawę, że tworzenie czegoś, czego nikt wcześniej nie stworzył, to dłuższa droga do zarobienia pieniędzy niż tworzenie czegoś, co już istnieje.

Tworzenie czegoś nowego zwykle nie jest dobrym pomysłem. Lepiej pójść w coś, co ludzie już znają

W przypadku zupełnie nowych pomysłów jest tak, że klienci do dzisiaj jakoś sobie radzili bez tych konkretnych produktów czy usług. Trudniej jest ich przekonać do tego nowego rozwiązania oraz do tego, żeby ci za nie zapłacili, niż otworzyć kolejną pizzerię czy pralnię.

Kiedy rozpoczynałem organizowanie zajęć dla dzieci, naszym podstawowym problemem było to, że w wydawnictwach, z których ludzie wówczas korzystali – choćby w książkach telefonicznych – nie było działu, w którym moglibyśmy się znaleźć! To były zajęcia rozwojowe dla dzieci, ale nie byliśmy ani przedszkolem, ani salą zabaw. Trudno jest uświadomić ludziom, czym jest twój produkt czy usługa, jeżeli nikt o tym wcześniej nie słyszał.

Warto więc wybrać branżę, którą wszyscy znają. Przyda się też znajomość rynku. Jeśli otwieram firmę w branży, w której już działam i znam moich klientów, to będzie mi zdecydowanie łatwiej, niż kiedy postanowię wykorzystać niszę czy lukę na rynku w branży, która jest mi obca.

Ja jestem na to doskonałym przykładem. Założyłem firmę z opiekunkami do dzieci, mimo że nic nie wiedziałem o opiekunkach do dzieci! Dowiedziałem się, że jest taka potrzeba na rynku i postanowiłem ją zaspokoić.

Gdybym pracował wcześniej w takiej branży albo miał kogoś bliskiego, kto by w niej pracował, byłbym w stanie podjąć bardziej rozsądną decyzję. Mógłbym przewidzieć pewne komplikacje.

Bardzo dużym atutem, który przyspieszy osiągnięcie sukcesu, może też być własna marka osobista. Nawet jeśli pracujemy u kogoś, ale robimy „swoje” rzeczy – prowadzimy blog, nagrywamy podcast, występujemy na konferencjach – to ludzie mają szansę nas poznać, dzięki czemu projekt, z którym wystartujemy, może szybciej chwycić.

Gdyby dzisiaj Ola Budzyńska postanowiła otworzyć sieć kawiarni, to miałaby większe szanse na sukces niż ktoś, kto nie ma znanego nazwiska. Jest wiele przykładów, w których osoby, które osiągnęły coś w jednej dziedzinie, swoim blaskiem i aureolą obdarzają też inne przedsięwzięcia. To oczywiście nie zawsze wypala, bo żadne przedsięwzięcie na samej marce nie pojedzie.

W tej chwili ludzie, nawet bardzo młodzi ludzie, szybko zaczynają budować markę osobistą. Powiedziałeś, ze młodzi przedsiębiorcy różnią się od starszego pokolenia. Zaobserwowałeś to na targach. Młodzi nie mają kompleksów ani bariery językowej i właściwie nie odstają od swoich kolegów z Zachodu. Czy starzy wyjadacze z pokolenia 50+ powinni się ich obawiać? A może mają do zaoferowania coś, czego ci młodzi, nowocześni, wygadani i szaleni nie mają?

Widziałem ostatnio bardzo ciekawe wystąpienie TED, gdzie była mowa o tym, że gdzieś nam uciekło 20 lat. Dzisiejsi sześćdziesięciolatkowie są w takiej formie fizycznej, w jakiej kiedyś byli ludzie w wieku czterdziestu lat. Z drugiej strony, współcześni trzydziestolatkowie zajmują takie stanowiska menedżerskie, jakie kiedyś obejmowali pięćdziesięciolatkowie. Wszystkie te pokolenia jak najbardziej mogą się od siebie uczyć!

Ludzie, którzy są dziś w wieku 20, 30 lat, mają bardzo dobrze rozwiniętą inteligencję cyfrową. Oni się urodzili w czasach internetu i czują to medium znacznie lepiej niż 50-latkowie. Z kolei 50-latkowie mają na wysokim poziomie inteligencję emocjonalną, czyli tę tak zwaną mądrość życiową.

Prowadząc firmę, warto połączyć te kompetencje, czyli tworzyć zespoły złożone zarówno z ludzi młodych, jak i starszych. Każdy coś do tego układu wnosi i jeden od drugiego może się uczyć.

Czy młodzi przedsiębiorcy są lepsi? Mam nadzieję, że tak, bo od nich zależy przyszłość tego świata! Ale pewnie nie są lepsi we wszystkim. Są natomiast lepiej przygotowani do wyzwań, jakie stają przed przedsiębiorcami.

Porównaliśmy pokolenia, to teraz porównajmy narodowości. Mieszkasz w Wielkiej Brytanii, znasz ludzi z całego świata. Czy polscy przedsiębiorcy czymś się od nich różnią?

Myślę, że tu nie ma większej różnicy. Przedsiębiorcy generalnie myślą podobnymi kategoriami. Polscy przedsiębiorcy mogą mieć lepiej rozwiniętą umiejętność stawiania czoła biurokratycznym przeciwnościom. W Polsce jest więcej sytuacji, gdzie trzeba wypełniać jakieś druki, zaświadczenia, więc Polacy są na to bardziej odporni, a czasem nawet bardziej kreatywni.

Mam jednak wrażenie, że polski system prawny trochę broni się przed firmami zagranicznymi. Ja mam klientów z różnych krajów, z Polski też, i żaden inny nie wymaga takich dokumentów, jak na przykład certyfikat rezydencji podatkowej od zagranicznej firmy. Ten dokument nic nie wnosi, ale jeśli go nie masz, możesz zostać pociągnięty do odpowiedzialności.

Może to ma na celu ochronę polskiego rynku, ale wydaje mi się, że skutek bywa odwrotny do zamierzonego, bo to podcina skrzydła polskim firmom. Polscy przedsiębiorcy muszą dopełniać więcej formalności, a każda bariera sprawia, że nam się mniej chce. A przecież chodzi o to, żeby system wspierał nas w wychodzeniu ze swoim biznesem za granicę.

Przeniosłeś się do Wielkiej Brytanii w 2016 roku. Czy formalności z tym związane były trudne? I jak tę przeprowadzkę zniosła twoja rodzina: żona i córka?

Zacznę od tego, że nie musiałem przenosić firmy do Wielkiej Brytanii. Po prostu otworzyłem tam nową firmę. Nie było to trudne, można to zrobić przez internet, a poza tym można uzyskać pomoc od biur rachunkowych prowadzonych przez Polaków.

Pojawiło się natomiast parę problemów technicznych. Weźmy choćby taki problem. Mam konto w polskim banku, w którym pewne operacje są uwierzytelniane za pomocą kodów SMS. Ja jednak nie mam polskiej komórki, tylko angielską i nie wszystkie banki pracują na systemach, które obsługują zagraniczne numery telefonów. Tak było w jednym banku, z którego usług korzystałem. Zgłosiłem tę sytuację, tłumacząc, że w innych bankach da się to zrobić, i rzeczywiście – bardzo szybko to naprawili.

Taką przeprowadzkę do innego kraju porównałbym trochę do uczenia się życia od nowa. Jak po złamaniu nóg, kiedy człowiek podczas rehabilitacji musi nauczyć się od nowa czynności, która do tej pory nie sprawiała mu żadnego problemu i nad którą nawet nie musiał się zastanawiać.

Wyprowadzając się za granicę, stajesz przed prozaicznymi czynnościami, których jednak nie potrafisz wykonać. Nie wiesz, jak kupić bilet w autobusie, jak się zarejestrować do lekarza, którego operatora internetu wybrać…

Jak sobie z tym poradziłeś? Miałeś jakichś znajomych, którzy udzielali ci wskazówek?

Pomogli mi znajomi, poza tym w Wielkiej Brytanii mieszka sporo Polaków, więc istnieją strony internetowe, gdzie takie dylematy są omawiane. Niemniej to jest dziwne, bo w wieku 40 lat stajesz przed problemami, z którymi mierzyłeś się ostatnio jako nastolatek!

A jak z przeprowadzką poradziła sobie córeczka i żona?

Dobrze, to jest wszystko kwestia adaptacji.

Nasza córka miała wtedy iść do szkoły w Polsce, dlatego zdecydowaliśmy się na ten konkretny moment, skoro i tak miała wejść w nowe środowisko. Zaczęła tutaj od trzeciej klasy, choć w Polsce szłaby do pierwszej. Dziś świetnie sobie radzi.

Moja żona z kolei pracuje z domu, więc nie ma większego znaczenia, gdzie mieszkamy.

Na pewno łatwiej było nam odnaleźć się w Wielkiej Brytanii, gdzie wszyscy mówią po angielsku, niż w kraju, gdzie większość społeczeństwa porozumiewałaby się za pomocą innego języka.

Niemniej z pewnością wymagało to od was sporej odwagi.

Ale to jest fajne! Trzeba sobie przede wszystkim zadać pytanie: czym ryzykujesz? My akurat możemy prowadzić firmę z każdego miejsca, więc ryzykowaliśmy co najwyżej tym, że nam się nie spodoba tu na miejscu. Założyliśmy sobie zresztą, że jeśli faktycznie nam się nie spodoba, to po dwóch latach wracamy.

Nigdy nie jest tak, że z powodu jednej złej decyzji świat się zawali. Ludzie czasami długo wałkują w głowie pewne decyzje, bo boją się je podjąć. W ten sposób ucieka im czas.

Nie jest tak, że z powodu jednego złego ruchu świat się zawali. Z większości błędnych decyzji można się wycofać

Jeśli podejmiesz jakąś decyzję, to ona może być dobra albo zła. Jeśli jest dobra, to nie zmarnowałaś czasu na zastanawianie się i już możesz odnosić korzyści ze swojego wyboru. Jeżeli natomiast jest zła, to w zdecydowanej większości przypadków można się z niej wycofać!

Sporą rolę odgrywa tu z pewnością twój wielki optymizm. Innym dowodem na to, że jesteś optymistą, jest choćby fakt, że reklamy do Branży Dziecięcej sprzedawałeś, gdy ten magazyn jeszcze nie istniał! Nie boisz się, że możesz w ten sposób nie dostrzegać zagrożeń? Czy kiedyś przejechałeś się na takim podejściu do życia?

Mój optymizm nie powoduje, że nie widzę przeszkód. Ja je widzę, ale wierzę, że sobie poradzę. Optymistycznie zakładam, że ta cecha jednak pomaga!

Nie przypominam sobie sytuacji, w której bym się na tym przejechał. Na pewno popełniłem wiele błędów, ale nie traktuję ich jako porażki, a raczej jako okazję do nauczenia się czegoś. Czasami są to kosztowne lekcje, ale nie da się tego uniknąć.

Są rzeczy, na które nie mamy wpływu i dlatego nie warto się nimi przejmować. Są też rzeczy, na które mamy wpływ, więc możemy je zmieniać.

Ludzie jednak mają różne obawy. Sam na przykład mówiłeś, że przedsiębiorcy boją się kontaktów z klientami, co jest dość dziwne, bo skoro ktoś zakłada własną firmę, musi się liczyć z tym, że będzie się spotykał z klientami… Czego jeszcze boją się przedsiębiorcy? O co pytają w mailach?

Niestety, często dostaję od przedsiębiorców wiadomości i pytania, na które nie jestem w stanie udzielić odpowiedzi. Nie mogę ocenić, czy dany pomysł na firmę jest dobry, bo mam za mało informacji. Poza tym nie wezmę na siebie odpowiedzialności i nie powiem nikomu, że jego pomysł na biznes jest świetny albo do kitu. Przedsiębiorcy muszą być samodzielni i brać odpowiedzialność za swoje decyzje.

Ja mogę tylko czasem powiedzieć, co myślę o danym projekcie jako członek grupy docelowej – pod warunkiem, że faktycznie do niej należę, a często przecież nie należę. Ale to i tak jest nadal tylko subiektywna opinia jednego człowieka.

A czy dostajesz pytania o to, jak sobie radzić z pracownikami, albo o jakieś techniczne sprawy?

O pracowników mniej, ale dostaję od słuchaczy pytania o aplikacje. Na część z nich mogę śmiało odpowiedzieć, zwłaszcza jak ktoś pyta mnie o to, z jakiego sprzętu korzystam.

Są jednak pytania, typu: jaki CRM możesz mi polecić, i tutaj już nie jest tak łatwo. Nie mogę bowiem polecić żadnego, ponieważ nie znam potrzeb i preferencji danej osoby, a przede wszystkim nie znam wszystkich CRM-ów na rynku!

Ludzie pytają też o strategię marketingową, o to, jak wypromować biznes. Tutaj też jest mnóstwo niewiadomych. Stratega marketingowa to nie jest przecież coś, co opiszesz w siedmiu zdaniach, wdrożysz i na pewno zadziała. Wymaga to głębszej analizy.

Powiedziałeś kiedyś, że nie warto współpracować z ludźmi, z którymi nam się tylko dobrze gada. W takim razie – z kim warto? Skąd wiedzieć, czy dana osoba będzie dla nas dobrym współpracownikiem?

Jak czujemy chemię z drugą osobą, to wydaje nam się, że możemy razem góry przenosić. To bardzo kuszące, ale w biznesie nie zawsze wychodzi na dobre.

Trzeba wziąć pod uwagę dwa elementy: kompetencje i wartości. Dobry wspólnik to osoba, z którą mamy różne kompetencje, ale te same wartości. Ja się znam na marketingu, ty na programowaniu, ale oboje cenimy sobie wysoko i tak samo rozumiemy takie pojęcia, jak terminowość, uczciwość, ciężka praca, itd.

Dobry wspólnik nie musi być kumplem. Powinna to być osoba, z którą mamy różne kompetencje, ale te same wartości

Warto też sprawdzić kandydata na współpracownika w warunkach biznesowych, bo wartości zupełnie inaczej manifestują się w życiu prywatnym, a inaczej w pracy. Wielki prezes firmy może być w domu rozstawiany przez żonę po kątach!

Nasze życie zawodowe cały czas przeplata się z prywatnym, a życie zawodowe przedsiębiorców w szczególny sposób wpływa na ich życie prywatne. Przedsiębiorca zastanawia się często, jak znajomość z danym człowiekiem może się przełożyć na wzrost wartości firmy. Czy nie wydaje ci się, że stwierdzenie „business is business” może się stać w końcu przekleństwem osób prowadzących własne firmy?

Rzeczywiście znam przedsiębiorców, którzy uwielbiają pieniądze, i otwarcie o tym mówią. Tyle że to raczej nie jest duży procent.

Większość znanych mi przedsiębiorców bardziej ceni sobie fakt, że jako przedsiębiorcy mogą sami decydować o swoim losie, mają większą swobodę. Najcenniejszym zasobem nie są pieniądze, ale czas, bo jego nie da się odzyskać.

Oczywiście, kiedy zaczynamy działalność, pieniądze są najważniejsze. Musimy przecież mieć za co zapłacić czynsz!

Kiedy jednak zarabiamy już na tyle dużo, że osiągnęliśmy pewien poziom komfortu, to dodatkowe pieniądze – choć mile widziane – nie zmienią naszego życia w jakiś szczególnie znaczący sposób. Wtedy naprawdę najbardziej liczy się czas.

Ten czas możemy wykorzystać na pracę, na rodzinę albo na przyjaciół i znajomych. Najlepiej byłoby poukładać wszystkie te strefy, a szukanie znajomych, którzy pomogliby nam zrobić biznes, jest już naruszeniem tej równowagi.

Istnieją pewne teorie, które sugerują przedsiębiorcom dobór znajomych według pewnego klucza, bo człowiek jest podobno średnią pięciu osób, którymi się otacza. Z tego względu proponuje się na przykład odcinanie od marud czy nieudaczników.

Czasem też jest tak, że przedsiębiorca traci znajomych, ponieważ rozwija firmę, ciężko pracuje i nie ma czasu na spotkania po południu po pracy czy w weekendy. Później ta sytuacja się odwraca. Gdy firma już się kręci i nie trzeba aż tyle pracować, przedsiębiorca ma nagle czas i ochotę, żeby wyskoczyć gdzieś na tydzień, ale jego znajomi nie mogą, bo są zatrudnieni na etacie.

Alternatywą dla utraty znajomych w takiej sytuacji, jak opisałem, jest zachęcanie znajomych do tego, aby dobili do tego poziomu, na którym jest przedsiębiorca z własną firmą. Nie we wszystkich branżach da się to zrobić, ale są osoby, które po osiągnięciu sukcesu, wychodzą z taką właśnie pomocą.

Pozwól, że zadam ci jeszcze jedno prywatne pytanie: czy twoja trudność w odmawianiu ludziom nie komplikuje ci trochę życia? Może angażujesz się czasem za bardzo i przez to nie masz czasu na inne rzeczy?

Na szczęście coraz rzadziej mam poczucie, że zgodziłem się na coś, co mi nie pasuje. Umiejętność odmawiania można w sobie wypracować. Staje się to łatwiejsze, gdy mamy większe doświadczenie i pewniej się czujemy.

Trzeba stale pamiętać, że doba ma tylko 24 godziny. Jeśli się na coś zgodzę, to ona się nagle magicznie nie rozciągnie i siłą rzeczy z czegoś innego będę musiał zrezygnować. Kiedy to sobie uświadomimy, poczucie winy przy odmowie będzie mniejsze.

Skąd czerpiesz swoją wiedzę? Masz jakieś osoby, które są twoimi autorytetami? Czy przedsiębiorca powinien mieć mentora, czy lepiej, żeby dochodził do wszystkiego sam?

Zdecydowanie warto otaczać się ludźmi, którzy mogą nam pomóc. Biznes to jest zawsze gra zespołowa. Potrzebujemy klientów, pracowników, podwykonawców, dostawców…

Ja nie mam jednego mentora, ale jeżeli szukam wiedzy z jakiejś dziedziny i trafiam na ekspertów w tej branży, to na dany moment i w określonym zakresie tematycznym to są tacy moi mentorzy.

Moja wiedza wynika z tego, że uczę się na błędach, które popełniam, rozmawiam z mądrymi ludźmi, czytam książki, słucham podcastów, oglądam wideo… To się wszystko kumuluje i nawarstwia.

Jestem ponadto wielkim zwolenników grup mastermind, czyli spotkań osób, które chcą sobie pomagać i mają wspólne wartości. Warto szukać grup, w których możemy otwarcie mówić o swoich problemach.

Przedsiębiorcy są często samotni, nawet jeśli zatrudniają sztab pracowników. Nie o wszystkim przecież można z nimi porozmawiać. Nie będziemy dzielić się z pracownikami swoimi wątpliwościami czy pomysłami, bo oni często mogą je odebrać już jako coś, co się wydarzyło – nawet jeśli to jest tylko myśl kiełkująca w naszej głowie.

Dziękuję, że podzieliłeś się swoją wiedzą na temat życia przedsiębiorcy. Chciałabym jeszcze zahaczyć o podcast, bo nie sposób tego pominąć. Małą Wielką Firmę zacząłeś nagrywać w 2009 roku po napisaniu książki o tym samym tytule. Namówił cię Paweł Tkaczyk, z którym zresztą dość długo ten podcast prowadziłeś. Niedawno świętowałeś 10-lecie MWF. Czy dziś nadal cię to cieszy? Czy cię stresuje? Czy coś jeszcze jest w stanie cię zaskoczyć?

Gdyby mnie to już nie cieszyło, to bym tego po prostu nie robił. To nie jest mój biznes, nikt mi za to nie płaci i nie zmusza, żeby co poniedziałek wypuścić nowy odcinek. Robię to, bo lubię.

Nigdy też mnie to nie stresowało. Jako dziecko występowałem na akademiach szkolnych, więc miałem wprawę w mówieniu do ludzi. [śmiech]

Oczywiście, kiedy zaczynałem pracę w radiu, był pewien stres, ale z czasem się przyzwyczaiłem.

Natomiast sporo rzeczy nadal mnie zaskakuje. Na przykład goście udzielający czasem odpowiedzi, której się zupełnie nie spodziewałem. Na minus z kolei zaskakują mnie sytuacje techniczne, kiedy na przykład po godzinnej rozmowie okazuje się, że nic się nie zapisało… Na szczęście nie zdarza się to często.

A czy denerwują cię czasem twoi rozmówcy? Przesłuchałam większość twoich wywiadów i miałam wrażenie, że raz coś takiego miało miejsce…

Nie wiem, o jakiej sytuacji mówisz, ale ja rzeczywiście mogę poczuć dyskomfort, jeżeli mój rozmówca jest za bardzo autopromocyjny. Z mojego punktu widzenia goście przychodzą do podcastu po to, żeby dostarczyć wartość słuchaczom. Jeżeli rozmówca zamiast skupiać się na tym, skupi się na sobie, to mnie to wkurza.

Wszyscy jesteśmy ludźmi i mamy lepsze lub gorsze dni. Ja też nie znam każdego mojego rozmówcy przed nagraniem. Czasem jest to kontakt mailowy albo gdzieś go oglądam, ale nie zawsze mam okazję poznać go bliżej. Czasami moje wyobrażenie o danej osobie rozjeżdża się z rzeczywistością, choć to nie zawsze jest złe.

Nie zdarzyło się jeszcze, żebym uznał, że jakaś rozmowa była totalnie beznadziejna. Zresztą, gdyby gość jakoś szczególnie mnie zawiódł, miałbym raczej pretensje do siebie, bo to w końcu ja go zaprosiłem. I znów wracamy do tego brania odpowiedzialności na siebie, kiedy jest się przedsiębiorcą…

To cenne uwagi dla osób, które chcą prowadzić podcast. A co radziłbyś przedsiębiorcom, którzy chcieliby zacząć nagrywać podcasty? Czasem może im brakować odwagi i nie wiedzą, od czego zacząć. Mówisz o tym w swoim kursie PodcastPro™?

Tak, oczywiście.

Przede wszystkim trzeba mieć coś ciekawego do powiedzenia. W kursie mówię o konieczności ustalenia grupy docelowej i treści przydatnych odbiorcom, ale są też kwestie czysto techniczne.

Osoby początkujące mają na przykład problem z tym, że nagrywając podcast, trzeba siedzieć w zamkniętym pomieszczeniu i gadać do siebie. Można to przećwiczyć, są triki, które pomagają pokonać ten dyskomfort. Można na przykład postawić przed sobą… lustro! Warto też zdać sobie sprawę, ze sami słyszymy się inaczej, niż słyszą nas inni – to dość przydatna informacja dla osób, które nie są przyzwyczajone do swojego głosu.

Warto sobie także zaplanować, o czym chcemy powiedzieć. Dobrym pomysłem jest spisanie konspektu i najważniejszych punktów. Potem trzeba usiąść i to nagrać, najlepiej nie przerywając i nie zastanawiając się po każdym zdaniu.

Czy podcasty to dobry kanał dotarcia do klientów? Jaką mają przyszłość? Napisałeś w newsletterze, że podcasty to nowe blogi. A co za jakiś czas będzie nowym podcastem?

Cytowałem Setha Godina, marketingowego guru, więc skoro on tak mówi, to musi tak być!

Na pewno jest to dobre medium, ponieważ nie angażuje wzroku i nie wymaga poświęcania dodatkowego czasu.

Wiele sygnałów świadczy o tym, że internet i w ogóle sposób przekazywania informacji bardzo mocno idą w kierunku audio. Mamy wyszukiwanie głosowe w Google, mamy asystentów głosowych, inteligentne głośniki i powoli odchodzimy od ekranów w stronę porozumiewania się za pomocą głosu. Podcast bardzo się w to wpisuje.

Podcasty mają przyszłość, bo nie angażują wzroku i nie wymagają poświęcania dodatkowego czasu

Google również wspiera podcasterów, bo niedawno zaczął nawet indeksować podcasty. Nie trzeba już tworzyć transkrypcji do każdego odcinka, żeby Google dowiedział się, co tam jest. Roboty Google przesłuchują podcast, tworzą transkrypcję – której nam niestety nie udostępniają – i dzięki temu są w stanie wychwycić poszczególne tematy.

Być może już wkrótce, gdy ktoś wpisze w wyszukiwarkę hasło„Jennifer Lopez”, w wynikach wyszukiwania pojawi się podcast, w którym jej nazwisko padło, choć nie użyto go ani w tytule, ani w opisie.

Podcasty mają przyszłość! Na rynku amerykańskim w kwietniu 2018 roku słowo „podcast”‚ było częściej wyszukiwane niż słowo „blog”.

I to jest świetne zakończenie rozmowy z kimś, kto prowadzi podcast! Ale nie mogę nie wykorzystać jeszcze tej okazji i nie zapytać cię: Marku, co ostatnio czytałeś? [śmiech]

Odpowiedź będzie wielowątkowa, bo ja jednak więcej słucham, niż czytam.

Jedną z książek jest Odwaga w przywództwie autorstwa Brené Brown. Dużo jest tam o przywództwie i emocjach, dość ciężko się tego słuchało i działało raczej usypiająco.

Kolejny tytuł zaskoczył mnie swoją objętością. Niby przy audiobooku jest informacja o tym, jak długo trwa nagranie, ale ja jakoś tego nigdy nie sprawdzam. Mówię o książce Udręka i ekstaza Irwinga Stone’a. To jest beletryzowana biografia Michał Anioła. Odsłuchałem już jakieś 2 godziny, ale okazało się, że całość ma 35 godzin, więc jeszcze trochę przede mną!

Natomiast jeśli chodzi o książkę, którą faktycznie ostatnio czytałem, to był to Daniel Priestley – Become A Key Person Of Influence o budowaniu marki osobistej i o tym, jak zostać wpływową osobą w swojej branży.

Bardzo ci dziękuję za rozmowę.

Ja również dziękuję za bardzo ciekawe, a nawet czasem trudne pytania.

Na stronie zostały wykorzystane linki afiliacyjne. Jeżeli wejdziesz przez nie na stronę sprzedawcy i dokonasz zakupu, sprzedawca podzieli się ze mną częścią swojej marży (nie wpływa to na twoją cenę). Wymieniam wyłącznie te produkty i usługi, z których rzeczywiście korzystam i jestem z nich zadowolony.